czwartek, 29 września 2011

"TECZKA" NR 135/IX 2011 8/ NAPISALI DO NAS

Na przedwyborczym spacerniaku
Słonecznie, akurat na przechadzkę. Postanowiłem obejrzeć Połczyn Zdrój, miasteczko w województwie zachodniopomorskim, w czasie wyborczego uniesienia. Mieszkam na peryferiach Połczyna, do centrum jakieś 20 min.
Przez pierwsze 200 metrów spaceru szedłem sam. Panowała cisza wyborcza – brak plakatów na płotach, lampach, ulotek leżących na ziemi. W końcu to obrzeża miasta. Ale zaraz! Zza krzaków, okalających miejski stadion, wychynął pierwszy polityk. Tuż obok kolejny, i jeszcze jeden. Wiszą na bramie wjazdowej stadionu. Chyba zapraszają do wejścia. Niestety, jeden z tych polityków, Sebastian Witek, został poturbowany. Jego plakat przecięto na pół. Obchodzę miejsce zbrodni dookoła i widzę z tyłu taśmę klejącą na miejscu rozcięcia. Ktoś czuły politycznie musiał się pokwapić, by to załatać po kimś mniej czułym.

Idę w stronę kościoła św. Józefa. To miejsce strategiczne dla polityków. Obawiam się w duchu, tak, w duchu to słowo na miejscu, że i tam znajdę przedwyborcze ślady. Odsapnąłem, kościół pozostał nienaruszony. Ale pierwszy dom obok niego, już się nie obronił. Na bramie wisi Stanisław Wziątek. Brama to jeszcze względne miejsce powieszenia plakatu, pomyślałem. Oczywiście, gdy tylko chcemy wejść do Kościoła, musimy spojrzeć Stanisławowi Wziątkowi w twarz. Czyli jednak miejsce trafne.
Ogłaszam, że połczyniacy wymyślili nowy gatunek drzewa – lipa wyborcza. Jest nim każdy wbity w ziemie drewniany stojak, zakończony wizerunkiem polityka. To dość nietuzinkowa ozdoba ogrodowa. Tylko czy nie odstrasza niektórych przechodniów, którzy zaraz zmieniają jedną stronę ulicy na drugą?

Czesław Hoc powinien otrzymać nagrodę za najlepiej wkomponowującego się w środowisko polityka. Jego wizerunek zawisł w kilku poważnych miejscach: na balkonie, w osobliwym ogródku oraz… na szybie sklepu mięsnego, tuż nad głową figurki świni. Przechodząca obok mnie kobieta, widząc, że fotografuję plakat, rzekła: „Tak, do koryta tylko im nalać! Swoją drogą, idealne miejsce dla polityka, no nie?”.



Obok Czesława Hoca, czyli męża przyrody, ramię w ramię kroczy wspomniany już Sebastian Witek. Jego hasło wyborcze: „W zgodzie z naturą”, obok marketu Polo stanowi niezbędne uzupełnienie krajobrazu.

Inny market, a prędzej plac jego budowy wykorzystał Stanisław Gawłowski, człowiek bez wizerunku. Na jego plakacie brak zdjęcia, a nawet miejsca na liście wyborczej. Na teren budowy nikt, prócz robotników i osób z nią powiązanych, nie ma prawa wchodzić. A jednak! Pan Gawłowski jak większość polityków zna inne prawo.

Na najbardziej błyskotliwy plakat i hasło wyborcze wpadł Marek Hok. Jest on bohaterem tego felietonu, gdyż dawno połczyńskich wyborów takim dowcipem nie okrasił żaden polityk. Na płocie zawisły trzy plakaty Hoka. Każdy taki sam. Jeden obok drugiego. Hasło wyborcze tego pana: „Zawsze można więcej”. Panie Marku, 10 plakatów chyba by mi wystarczyło


Na koniec dnia trafiłem na Władysława Husejkę. Jednak on nigdzie „nie wisiał” i nie zajmował przestrzeni urbanistycznej. Ten polityk postanowił inaczej niż reszta – wyszedł do ludzi z rozmową. Chętnie krążyłem za panem Husejką. Gdy polityk poprosił o rozmowę starszego pana, usłyszałem skrawek ich dialogu i postanowiłem na nim zakończyć swój spacer. Starszy pan wypalił niecenzuralnymi słowami. Lekko niewiedzący co czynić Husejko, wręczył ulotkę rozmówcy i coś tam jeszcze bąknął zbity z pantałyku. Nieco zmieszany odszedłem. Tylko kto mnie tak zmieszał?
Tak to się mają wybory w maluteńkim mieście.

Autor: Łukasz Pilip

Brak komentarzy: