poniedziałek, 30 listopada 2009

Conversation avec Stephane Courtois.

LA CHUTE DU COMMUNISME - AVEC STEPHANE COURTOIS,ReDACTEUR DU"LIVRE NOIR DU COMMUNISME".(le 1.XI.09)

1/ LA CHUTE DU MUR DE BERLIN MARQUE-T-ELLE VRAIMENT LA CHUTE DU COMMUNISME?

Reponse : Je ne dirais peut-etre pas qu'elle l'a marquée, mais cela en était certaine-
ment le moment le plus spectaculaire de cette chute et il a donc marqué les esprits.Pas un seul des spécialistes de politique ou de sociologues européens ne l'avait prévu.
Ce mur était vraiment un mur de séparation avec ses miradors, ses barbelés etc.
Et tout à coup; e, une seule nuit; ce mur tombe - à la surprise générale. Ce qui, naturellement frappe les esprits;Encore quelques semaines auparavant , le régime commu-
niste de la R.D.A.organisait un grand défilé à la gloire du 40ème Anniversaire de l'existence de l'Allemagne "Démocratique" - qui ne l'était pas tellement. Ce fut la stupeur générale, y compris pour les Allemands de l'Ouest comme de l'Est.

2/ Pourtant,pour cet anniversaire, Gorbaczow(Gorbatchev en fr)était lui-même venu à
Berlin?

Réponse : C'est vrai. Il était venu. il a été très fortement applaudi par les Allemands qui voyaient en lui un réformateur du communisme, alors que leur vieux chef, Honnecker,
n'était pas du tout un réformateur. Il y eut des embrassades,(comme de coutume)Et puis Gorbaczow a prononcé une phrase significative :
" Les gens qui sont en retard sur l'histoire, ne vont pas rester longtemps(au pouvoir)".
Mais Honnecker n'y avait rien compris et il ne voulait toucher à rien.C'est à la suite de cette phrase de Gorbaczow qu'une partie du Bureau Politique de la R.D.A. décida de faire une sorte de coup d'Etat - de débarquer Honnecker de son statut de Secrétaire Général , et de et de nommer quelqu'un à sa place tout en conservant le régime.Cependant, ils arrivaient trop tard.

3/ S'agissait-il de réformer le Communisme ou d'instaurer un Socialisme nouveau?

Réponse : Cela , on ne le saura jamais, car la chute du Mur a provoqué une série de chutes de dominos :
en Hongrie, en Roumanie, en Bulgarie - tous ces régimes tombaient les uns après les autres. Et , très rapidement, le processus de la Réunification de l'Allemagne s'était enclanché. Les "économistes qui avaient pris le pouvoir ( en RDA) contre Honnecker , n'étaient pas en mesure d'expérimenter quoi que ce soit. Les évènements allaient tellement vite ! N'oublions, surtout pas que peu de temps après, l'URSS s'est éffondrée. Donc les choses allaient trop vite pour ces gens-là!

4/ La vraie chute du Parti Communiste a-t-elle eu lieu à Moscou ou dans les pays satellites?

Réponse : C'est une question très importante, car depuis 20 ans, que nous sommes confrontés à ces évènements,
et que nous y avons réfléchi :
- la pression des Américains au temps de Ronald Reagan, - lq Guerre des Etoiles, - l'éléction d' un Pape polonais ,
- Jean Paul II et l'action de sa parole,- "Solidarnosc" en Pologne et la pression de la base (ouvrière. Ce sont toutes
ces raisons.
Je crois, cependant; que ce ne sont pas la raison fondamentale de l'écroulement du Système. Elle est un peu
antérieure à 1988, en URSS - au plus haut niveau du pouvoir. Pour ceux qui sont nés en 1989 c'est une histoire de Mathusalem. Ces régimes communistes, copiés sur le régime soviétique, étaient ultra-centralisés : le Parti
Communiste était un parti unique et , au sommet, il y avait un Secrétaire général qui avait des pouvoirs gigantesques
et qui commandait un Bureau Politique c.à d. un petit groupe de gens "affidés", de"clients". C'est au niveau de ce
Secrétaire Général en URSS que les choses ont énormément bougé d'abord, avant même 1980-1985; auquel nous avons
tous assisté, mais que nous n'avons pas analysé ,comme nous aurions dû le faire : la mort naturelle successive de trois Secrétaires généraux - ce que les archives qui sortent maintenant permettent de constater. Je souligne le terme de
"mort naturelle" ,car à l'époque, l'URSS était gouvernée par la gérontocratie (entre 78 et 80 ans); Le Secrétaire général était à la tête d'une pyramide de "clientèle" qui avait évidemment des privilèges dans ce système; Le Parti comptait 20 mlns de membres .Ces gens-là avaient évidemment leurs intérêts - par la Nomenclatura = appareil du Parti Communiste( qui gérait toute la vie des citoyens - rem. de la réd.).
Cette succession des Secrétaires Généraux âgés a vraiement brouillé les cartes.
Par rapport à ces vieillards, Gorbaczow était jeune, mais cela faisait partie d'un "deal" entre ces vieux placés à la tête de la diplomatie soviétique depuis des années
- formés sous Staline, durs,ils appliquaient à la lettre les principes totalitaires -
et ce jeune GORBACZOW qui a fait monter au Bureau Politique son équipe de jeunes collaborateurs. On entra donc dans un conflit interne au sein du Bureau Politique même
- et de cela sortitla chute du communisme - cer cetype de système exige un commandement absolument ferme-sans aucun débat possible. Gorbaczow l'a causé par une sorte de naïveté, car il n'avait pas l'expérience des temps staliniens.


 

ZAKĄTEK POETÓW:

- TERESA TOMSIA -EPITAFIUM DLA JOCZA :
Epitafium dla Pawła Jocza
(6.V.1943 Wilno – 21.X.2008 Boulogne k/Paryża)

Żegnam dziś Ciebie
Pawle
w żalu
Poeto Kamienia
szlachetny dziedzicu
Wileńszczyzny

Żywą pamięcią
postawą żarliwego tchnienia
uosabiałeś na francuskiej ziemi
ikonę ojczyzny

Przygarniałeś do stołu
posłańców trosk ludzkich
smutnych i zagubionych
żądnych wybawienia

W ruchomych twarzach
o ciernistych czołach
rzeźbiłeś ducha
co je opromieniał

I nieustannie rosłeś na popiołach

Wytrwałeś mocą człowieczej gliny
do kresu – twórczy

Orfeusz rękę prowadzi Twoją
galerią luster – prosto w aleję

Głazów Niezłomnych



Teresa Tomsia – Poznań, 22.X.2008

[[[[[[[[[

"NIE !"

NASZE PÓŁśLEPE OCZY ODRÓŻNIAć PRZESTAŁY
CIEMNOść OD SWIATŁA.
NASZE LETNIE SERCA NIE CZUJĄ RÓŻNICY
MIęDZY ŻAREM A LODEM!

NASZE PÓŁGŁUCHE USZY NIE DOSŁYSZĄ WOŁANIA:
"OBYś BYŁ ZIMNY ALBO GORĄCY"

NA ROZDROŻU NIE STOJĄ JUŻ POECI WZYWAJĄC :
"MŁODOSCI, TY NAD POZIOMY WYLATUJ"!

WSZYSTKO JEST NAM OBOJETNE.
SZAROść ZALEGŁA OBOZEM POD MIASTEM
I CZEKA :
KIEDY SAMI OTWORZYMY BRAMY,
KIEDY ODDAMY KLUCZE DO UCZUć I MYśLI,
KIEDY PRZESTANIEMY SIę BRONIć,
KIEDY UPADNIEMY TWARZĄ W BŁOTO.

" NIE! "

(wiersz nadesłany do redakcji -bezimiennie)

--------------

niedziela, 29 listopada 2009

KOLEGIATAZAMOJSKA POD WEZWANIEM SW. TOMASZA APOSTOŁA.

Kolegiata Zamojska była dla rodziny Zamoyskich mauzoleum rodowym. Tu spoczywali wszyscy następcy ordynacji począwszy od jej założyciela.
Dlatego też związek z kultem rodu Zamoyskich znalazł swe odbicie w wezwaniu kolegiaty, co natomiast było jednoznaczne z koncepcją ikonografii jej wnętrza. Patronem bowiem rodziny Zamoyskich za sprawą Jana Zamoyskiego stał się Św. Tomasz Apostoł.

Program ikonograficzny wyrażał program ideowy całej kolegiaty. Zgodnie z wolą fundatora Kolegiata posiadała dwa wezwania – Zmartwychwstania Pańskiego i Św. Tomasza Apostoła.
Wezwanie Zmartwychwstania Pańskiego (zwycięstwa śmierci przez Chrystusa) –miało spełniać rolę wotum za zwycięstwa wojenne. Wezwanie św. Tomasza Apostoła Zamojski zaplanował z osobistych powodów.
Kolegiata wraz z Akademią Zamojską została erygowana przez kanclerza w tym samym roku, dokładnie 5 lipca 1600 r. Fakt ten miał podkreślić znaczenie zależności łączących te dwie najważniejsze fundacje Jana Zamoyskiego.
Kolegiata jako wspaniała świątynia zwycięstwa, dedykowana w podzięce za zwycięstwa militarne, swoim wezwaniem nawiązywała do największego zwycięstwa Chrystusa – zwycięstwa nad śmiercią, drugim natomiast wezwaniem nawiązywała do tradycji rodu i pobliskiej fundacji Zamoyskiego – Akademii, dopełniając wezwanie zwycięstwa jedynym racjonalnym jej dowodem – świadectwem niewiary św. Tomasza.
Jan Zamoyski często porównywał swoją wiarę do św. Tomasza, zwracając uwagę na rozumowy jej aspekt, czego rangę chciał podkreślić budując Akademię w pobliżu ośrodka religijnego Zamościa.
Zasadniczą wymowę religijną kolegiaty miał wyrażać ołtarz główny znajdujący się w prezbiterium kościoła. Inicjatorem programu ikonograficznego był sam Jan Zamoyski. Nawet w swoim testamencie z roku 1601 dokładnie opisał jak mają wyglądać obrazy ołtarza. W centralnym obrazie miał widnieć Św. Tomasz klęczący przed Chrystusem i trzymający rękę w Jego ranie. Wyżej miał widnieć Duch święty a nad nim Bóg Ojciec. Po bokach z prawej strony: Jan Chrzciciel, po przeciwnej: Jan Ewangelista .


Całość tworzyła logiczną całość – w pionie Trójca święta, po bokach patroni Jana Zamoyskiego – św. Jan Chrzciciel i Jan Ewangelista, a w centrum patron rodu Zamoyskich. Sprowadzone do Zamościa z Wenecji z warsztatu Tintoretta w roku 1604. Do dziś zachowały się tylko 2 z nich – boczne obrazy z wizerunkami Janów. Znajdują się one w Tarnogrodzkim kościele parafialnym.






Z ikonografią malarską łączyło się zagadnienie relikwii które już w 1601 roku znajdowały się w Zamościu. Były to relikwie Św. Tomasza Apostoła i cząstka peplum NMP. W kościele wyraźnie dominują trzy wątki ikonograficzne dotyczące trzech postaci: Chrystusa, Maryi, Tomasza. Wszystkie one łączą się w integralną całość.
Kluczem jednak do odczytania całego programu ideowego świątyni jest wątek ikonograficzny osnuty wokół postaci św. Tomasza Apostoła.
Fundator mógł wyeksponować jego kult z kilku powodów. Na pewno decydującym był kult rodzinny jakim miał być darzony św. Tomasz przez fakt bowiem dedykacji świątyni patronowi rodu cała fundacja miała być pomnikiem sławy rodu Zamoyskich, co natomiast wpisuje się w koncepcję świątyni - mauzoleum.
Zamoyski w swym niewielkim dziele pt „Stemma Zamoscianum” dedykowanej swemu synowi Tomaszowi zarysował historyczną galerie przodków rodu, począwszy od Imiennika świętego – Tomasza z Łaźnina.
Tak jak Florian Stary stał się protoplastą rodu Jelitczyków, tak Tomasz z Łaźnina został protoplastą rodu Zamoyskich stanowiących natomiast gałąź rodu Jelitczyków.
Kult imienia protoplasty swojego rodu wyraził się w wezwaniu św. Tomasza Apostoła (nie Tomasza z Akwinu) przez nawiązanie do herbu Zamoyskich – Jelita.
Św. Tomasz Apostoł miał zginąć śmiercią męczeńską w Indiach przebity włócznią podobnie jak Florian Szary w bitwie pod Płowcami. Jedynym atrybutem św. Tomasza Apostoła była lanca, która nawiązywała do herbu jelita.
Imię Tomasz otrzymuje jedyny syn Jana, a nazwa Tomaszów zostaje nadana nowemu miastu. Święty Tomasz został przez Kanclerza również patronem miasta Zamość ( z dzidą i 3 włóczniami). Wiązało się to z przekazem iż Św. Tomasz Apostoł miał być wspaniałym budowniczym na ziemiach które ewangelizował, co jednomyślnie nasuwa skojarzenie do urbanizacyjnych zdolności Zamoyskiego. Wielki Kanclerz skrupulatnie zbierał wszelką literaturę dotyczącą patrona. w poszukiwaniu wiadomości i pamiątek po świętym pomagali mu znani w Polsce i Europie humaniści.
Jak widać z wielu względów św. Tomasz był bliski Hetmanowi Janowi Zamoyskiemu.
W literaturze wskazuje się również osobiste względy wyboru „niewiernego” Tomasza, przez Zamoyskiego. W wyborze miała przejawiać się koncepcja rozumowego pojmowania wiary jakim miał charakteryzować się kanclerz, przez wybranie Apostoła któremu do wiary potrzebny był jeszcze dowód. To naukowe podejście do wiary Zamoyskiego, nawróconego z arianizmu, kazało mu traktować religię jako państwowej wagi rację stanu. Jako fundator kolegiaty chciał przyczynić się do zaprowadzenia w całej Rzeczypospolitej pokoju i ładu. Potwierdzeniem tej koncepcji miała być integralność założenia kolegiaty i akademii Zamoyskiej.
Kolejnym aspektem są relikwie sprowadzone do Zamościa przez Jana Zamoyskiego, które to relikwie łączyły się w cykl ideowy wezwań świątyni.
W Zamojskiej kolegiacie pojawiły się relikwie sukni NMP które ściśle wiążą się z postacią św. Tomasza jak również relikwie samego świętego Tomasza. W literaturze apokryficznej Tomasz miał być nie obecny w trakcie wniebowstąpienia Maryi, w co oczywiście nie uwierzył, do czasu kiedy Maryja spuściła mu z nieba pasek od sukni, co miało być dowodem na tę prawdę wiary. Nawiązuje do tego inskrypcja w Zamojskiej Kolegiacie umiejscowiona nad tęczą świątyni.
DOMINA MEA VIRGO DEI GENITRIX IN COELUM ASSUMPTA EST, co natomiast jest czytelnym nawiązaniem do słów wypowiedzianych po zmartwychwstaniu Chrystusa które jak pisze Jan 20. 28 DOMINUS MEUS ET DEUS MEUS miał wypowiedzieć Św. Tomasz. Oba teksty ściśle łączą wezwanie Św. Tomasza z wezwaniem Zmartwychwstania Chrystusa, zaczepiając o wątek mariologiczny. Połączenie imienia Tomasza z imieniem Chrystusa w jedno wezwanie miało swoje odbicie, jak sugeruje Jerzy Kowalczyk w opracowaniu samej architektury prezbiterium kolegiaty o podwójnych elementach ścian i okien.
Bardzo przemyślana koncepcja miała swój wyraz w ikonografii kościoła, a była wyrazem dużego kultu Św. Tomasza jakim darzył Hetman Koronny świętego, jak również jego dużej wiedzy teologicznej i ogromnego przywiązania do tradycji własnego rodu.

czwartek, 26 listopada 2009

Podróże Pana Bruno :







ROWEREM PRZEZ TOGO czyli
AFRYKANSKIE JASZCZURKI

(tytuł prowizoryczny).

Jak tylko otwarły się drzwiczki samolotowego sasu, poczułem Afrykę. W twarz buchnął mi słodkawy zapach ziemi przesycony kerozenem i nasiąkły duszącą wilgocią. Na mokrej płycie lotniska w Tokoin-Lomé w stolicy Togo panowała podzwotnikowa lepkość, nie było czym oddychać i miałem bardzo nieprzyjemne uczucie, że powietrza w ogóle nie było. W czeluściach nocy tropikalnej migały tylko niejasne cienie, zastygłe sylwetki drzew podobnych do palm a o uszy obijał się regularny erotyczny śpiew cykad.
Port lotniczy rozłożony na przedmieściach miasta wypełniał zbity tłum spoconych pasażerów. Pot spływał po ich twarzach, szyjach malując na brzuchach i plecach symetryczne mokre plamy. Blade blaski neonów odbijały się na czarnych twarzach jak w lustrze a mocno kwaśnawy, lepki zapach podnieconej ciżby iritował mi nozdrza. Byłem w Lomé dopiero od kilku minut a koszulę miałem już zupełnie mokrą i przyklejoną do ciała. Nie wiedziałem jak pozbyć się wojskowej marynarki, którą zabrałem niepotrzebnie.
O ile architekt pawilonu lotniczego w Tokoin-Lomé wymyślił dość zgrabny budynek-akwarium o przyjemnych wielkich oknach, o tyle inżynier klimatyzacji po prostu robotę "odwalił" . Duszno było jak w piekle, "air conditioned" nie działało. W dodatku, uparci celnicy w mokrych mundurach sprawdzali skrupulatnie każdy bagaż. Widząc mnie stojącego posłusznie w kolejce jak wszyscy otworzyli szeroko oczy zauważając rower i podejrzewając Bóg wie co.
Zażądali z grożnymi minami bym odwiązał i otworzył każdą torbę. Ledwo odpakowałem sakwy a już jakaś czarna macka zdecydowanym ruchem zagłębiła się w porządek mojego pakunku. Zaskoczyła mnie ich sumienność zawodowa w tak nieludzkich wyrunkach. No cóż - pomyślałem - oni są do tego przyzwyczajeni a ja wylądowawszy prosto z lodówki airbusa będę musiał się pogodzić z tym, że istnieje afrykańska temperatura, afrykańska miara rzeczy i czasu oraz zupełna inna afrykańska skala stawiania pytań i afrykański sposób rozwiązywania problemów. Ktoś nazwał to " matową szybą cywilizacji" i chyba miał rację choć nie wiem o jakiej cywilizacji myślał. Trzeba się z losem pogodzić. Po prostu Afryka jest Afryką i na to nie ma rady.



Ledwo uporządkowałem na nowo i ubiłem jako tako moje rzeczy w torbach a już czułem, że spodnie miałem mokre i ciężkie jakbym je dopiero co wyciągnął z wody. Co będzie dalej? Jak tu żyć "po ludzku"? Jak pedałować w zmoczonym ubraniu, klejących się spodenkach, przylepionej koszulce i mokrych slipach?
W lepkiej poczekalni lotniska wypełnionej po brzegi onomatopejami przekrzyczających się pasażerów znalazłem na szczęście wolne miejsce na uzbrojenie mojego "Peugeota". Montuję pedały, podwyższam siodełko i zabieram się do pompowania opon. Zroszone narzędzia wyślizgują mi się z wilgotnych rąk i pot obficie spływa mi po czole, oczach, policzkach i szyi. Paskudne uczucie, na które nie ma żadnego sposobu. Dookoła mnie przysiadło się kilka amatorów majsterkowania, którzy śledząc moje zmagania, przytakują głowami ze znawstwem wytrawnych mechaników. Jeden z nich, starszy i odważniejszy, przykucnął tuż obok i trzyma już koło roweru by się nie ruszało. Drugi, zachęcony udaną interwencją kolegi, złapał rower za kierownicę, trzeci, najmłodszy, dosłownie wyrwał mi pompkę z rąk! Zaskoczony taką energiczną uprzejmością, nie bardzo wiem jak się zachować? Odpędzić to całe towarzystwo zanim dosłownie nie wsiądzie mi na rower czy udawać bogatego kolonistę przyzwyczajonego do pracy Murzynów "na czarno"? Z pod oka widzę, że ktoś obok podniósł nagle moje torby jeszcze nie przyczepione do bagażnika, trzyma je już pod pachą i gotowy jest gdzieś iść.
- Nie! Nie! - krzyczę, wstaję i gwałtownie zatrzymuję, łapiąc młodego chłopca, który nie pytając o nic, pędził już z moimi bagażami na postój taksówek. Biedak zamarł z wrażenia. Po raz pierwszy, napewno, zdarza mu się, że blady turysta odmówił mu tak stanowczo skorzystania z jego usług. Wystarczy by na horyzoncie lotniska ukazał się Biały - a dla nich każdy Biały to Krezus!- a już rzucają się na niego bagażowi, nosiciele paczek, walizek, otwierają się i zamykają drzwiczki samochodu i jeśli trzeba gotowi są nieść mu nawet przez 10 metrów...gazetę!
Ja, niestety, jestem dość a nawet bardzo niewdzięcznym turystą, rozpaczliwym klientem, gdyż zazwyczaj po zmontowaniu roweru gdzieś na boku lotniska czy dworca, przyczepiam do niego torby i nie proszę o nic nikogo i jadę w dal, nie korzystając z żadnych lokalnych "usług". Przyzwyczaiłem się być samowystarczalnym. Jestem takim z natury, trochę samotnik, trochę egoista, ale zmusiły mnie do tego też w pewnym sensie i okoliczności kolarza-awanturnika, gdzie w niektórych krajach liczyć można i należy tylko i wyłącznie na siebie samego. Ale tu, teraz w Lomé, czterech atletycznych chłopców czarnych jak heban wierci się aktywnie przy moim "Peugeocie". Zostałem dosłownie "odstawiony" na bok, każdy z "mechaników" coś tam grzebie, jeden dokręca śrubki, inny szmatą wyciera osmolone zębatki, inny jeszcze przytrzymuje pedały, prostuje szprychy, naciąga linki hamulców i przerzutki, spradza dynamo, dzwonek albo reguluje na oko nachylenie świateł. Ostatni, najmłodszy dokładnie zbiera i pakuje do torby wszystkie narzędzia. Po chwili "stalowy rumak" jest gotowy do drogi, lśni jak nowy i jest mi głupio i przykro bo nie mogę ich wynagrodzić za "spontaniczną" współpracę, bo nie mam przy sobie ani centa a na lotnisku nie ma kantoru.
- Nie szkodzi, papa. - mówią chórem jak gdyby nic się nie stało świecąc białymi zębami i ocierając dyskretnie zasmolone ręce o spodnie. Po chwili, już noszą komuś walizkę i podtrzymują białą staruszkę. Tu nie ma ani chwili do stracenia...

Nazajutrz rano jadąc nad ocean, czuję nagle bardzo nieprzyjemny powiew rozgrzanego kału. Wraz w morskim wiatrem, wieją prosto w nos klozetowe fetory. Na szerokiej plaży za rzędem smukłych drzew kokosowych tu i tam siedzą w kucki Murzyni w trakcje załatwiania swoich potrzeb w sposób jak najbardziej naturalny. Nikt tu się z tym nie kryje i nie zwraca uwagi na sąsiadów czy na zażenowanych turystów. By zbliżyć się do rybaków lepiej zatkać nos i uważnie patrzeć gdzie stawia się stopy. Przy samym morzu, sznur rybaków ciągnie z dwóch stron linę na końcu której znajduje się sieć. Zarzucili ją jeszcze w nocy i wywieźli ją ozdobną pirogą na kilkaset metrów od brzegu. Dziś rano trzymetrowe fale walą w plażę z siłą sztormu zostawiając na piachu kłęby białej piany. Teraz należy ciężką sieć przyciągnąć do brzegu. Żmudna to i trudna robota ale solidarność i organizacja pracy sprawia, że po godzinie wśród śpiewów i rytmicznych zmagań z gniewnym oceanem, na piasku leży trójkątny czubek pocerowanej sieci pełnej... meduz, glonów, wodorostów, wśród których skrzą się jak iskry malutkie sardynki. Na zmęczonych twarzach maluje się rozczarowanie i kilku przypadkowych turystów z nudnymi grymasami składa do futerałów aparaty fotograficzne.
Wciąż niespokojne wybrzeże Zatoki Gwinejskiej w Lomé nie bardzo nadaje się na połów. Mimo rzek i kilku spokojnych lagun, rybołóstwo nie jest specjalnością nadmorskiego Togo. Nie posiadając żadnej poważnej infrastruktury połowniczej, kraj ten musi sprowadzać ryby z Europy i z Ameryki. Primitywne pirogi wydziobane w pniu drzewa kapokowego nie mogą wypływać nawet z silnikiem daleko w morze i nie przynoszą wystarczająco ryb by powstał w Togo jakikolwiek przemysł przetwórczy. Tu, suszy się, smaży, wędzi i marynuje ryby pod gołym niebem, sposobem tradycyjnym a kąt gdzie sprzedaje się na targach ryby poznaje się już z daleka po...zapachu.


Prawdziwa Afryka zaczyna się tam gdzie kończy się asfalt, gdzie błoto, piach czy kurz małych dróg, dróżek i ścieżek zaprasza kolarza na własne ryzyko w nieznane. Na pierwszy rzut oka, mogłoby wyglądać na to, że stan afrykańskich tras będzie główną przeszkodą w jeździe na tak wątłym i delikatnym pojeździe jakim jest prosty rower. Mogłoby się nawet wydawać, że samochód, dżip, kamionetka są bezpieczniejszymi i pewniejszymi środkami lokomocji po wertepach afrykańskiej dżungli. Tymczasem tak nie jest. Wręcz przeciwnie! Rower : lekki i zwinny jednoślad przejedzie przez wszystkie pułapki buszu, które czyhają na śmiałka, pokona wszystkie przeszkody afrykańskich ścieżek i dojedzie bez przeszkód do każdego celu. Ileż razy byłem świadkiem (nie tylko w Afryce) jak ugrzęzłe w błotnistej mazie koła ciężkiego wehikułu unicestwiały marzenia zmotoryzowanych turystów zmuszając ich do spędzenia czasu wycieczki na odkopywanie łopatami ich zabrniętego po osie pojazdu. Wąskie opony roweru ominą każdą kałużę, wybrną z każdego błota i mułu, paradoksalnie, ich delikatność gwarantuje cykliście bezpieczeństwo. Lekki rower, nawet obładowany ciężkimi sakwami, można pchać i nieść przez wiele kilometrów i dojść z nim do pierwszej zagrody po pomoc czy naprawę. Natomiast zostawić popsuty samochód z całym dobytkiem w środku buszu - to szaleństwo! Zasada głosi, że nie należy nigdy opuszczać unieruchomionego pojazdu. Po prostu, trzeba czekać aż się ktoś zjawi i wybawi.


Zapuszczam się w drogę z Notsé do Kpalimé z przeświadczeniem, że nic mi nie grozi na rowerze. Optymizm też jest atutem awanturnika a wierzyć w swoją dobrą gwiazdę to budować zwycięstwo. Niemniej, Europejczyk na Czarnym Lądzie jest zawsze niespokojny. Tyle słyszał o niebezpieczeństwach tropikalnych okolic, że na samą myśl o tym, słabnie i staje się idealną ofiarą afrykańskiego losu. Nowoczesny komfort uczynił z nas ludzi słabych i przewraźliwionych a wszystkie sterylizacje, homogenizacje i pasteryzacje naszych potraw osłabiły naszą odporność na najmniejsze nawet agresje afrykańskiej mikrofauny i flory. W dodatku widząc, że jadę rowerem w te "straszne" strony i że przecinać będę sawannę i busz, straszono mnie opowiadając bajki o dzikich zwierzętach, które zjadają żywcem bladych turystów. Wówczas, raczej się wyśmiewałem z rozmówcy. Teraz, będąc na miejscu, na początku drogi w nieznane, siedząc spokojnie na rowerze blisko puszczy, przyszedł czas na zastonowienie się. Co się stanie, gdy np. stanę łeb w łeb z jakimś potężniejszym zwierzem : lwem, tygrysem, słoniem, hipopotamem czy nosorożcem? Jak się wówczas zachować. jak opanować normalny ludzki strach? Kontakt z nagłym niebezpieczeństwem jest zawsze zagadką. Trudno z góry przewidzieć jak się zachowam? Człowiek naprawdę "sprawdza się" w momentach trudnych i niesposób dopóki tego nie przeżyje na własnej skórze, przewidzieć jego reakcję. Czy mam duszę bohatera, odwagę śmiałka, męskość kamikaze? A może jestem po prostu zwykłym tchórzem, który zgalarecieje ze strachu i któremu zmiękną nogi przed pierwszym lepszym niebezpieczeństwem? Wiem, że moja wola nastawiania się na grożące położenie nie jest gwarancją mojej hipotetycznej śmiałości. Jeżdzenie na jednośladzie od wielu lat i szukanie przysłowiowego guza na głowie napewno nie jest dowodem pewnej odwagi czy dzielności, ale to być może tylko teoretyczną prowokacją niczym nie sprawdzoną wodec samego siebie. Mimo tego, że widzimy się raczej w bohaterskim wcieleniu, trudno ukryć obawy, które drzemią w naszej podświadomości. Niebezpieczeństwo to nie teatr, tu widownią własnej komedii jest sam człowiek i siebie okłamywać nie można. W Afryce, król jest nagi.



Kpalimé : miłe miasteczko położone na rozdrożu szos i podnóża zalesionego płaskowzwyżu Danyi miało dobrze wyasfaltowane ulice. Ucieszyłem się z tego bo obawiałem się kraksy na leśnej drodze. Ta, nr.9, prowadząca z Notsé do Gadjagan przez sawannę i dżunglę okazała się względnie wygodna najczęściej gliniasta, ubita i płaska choć gdzie niegdzie trawiaste pobocza zwężały się i zarośla "zaciskały" jak zielone kleszcze czerwoną ziemię, zostawiając miejscami tylko bardzo wąskie przejście dla pieszych. Ale złapać "gumę" na tej drodze nie byłoby tragedią. Szare chmury zasłoniły słońce i żar ustał a obecność dużej ilości tubylców gotowych zawsze pomóc, uspokaja mnie. W powietrzu panowała wciąż okropna, ciężka wilgoć ale o tej porze w lipcu i w tym miejscu gdzie u stóp gór skraplał się monsun, trudno było spodziewać się czegoś innego. Obawiałem się nawet nagłej, tropikalnej ulewy gdzie ogromna ilość wody wylana z nieba w bardzo krótkim czasie zmywa i zalewa wszystko. Gdzie się wówczas schować z rowerem? Po prawej, samotna góra Agou była do połowy zakryta w chmurach. Sledziłem z uwagą nie tylko nisko galopujące chmury ale także, po lewej, wysokie trzciny w poboczach gdyż uprzedzono mnie o niebezpieczeństwie węży-skoczków, których przykrym nawykiem jest nagły skok na szyję przechodzących czy pedałujących po drodze. Niepokoił mnie dodatkowo fakt, że nie wiedziałem dokładnie czy były to węże jadowite i czy ich ukąszenie mogło być śmiertelne. Pozornie więc, pedałowałem gdy tylko było to możliwe, środkiem drogi patrząc w lewo i w prawo, nasłuchując i śledząc za każdym szmerem w sitowiach. Zza wysokiej trawy zauważyłem liczne karminowe wierzchołki termitier podobne do wspaniałych architektur Gaudiego w Barcelonie. W Kpalimé odetchnąłem z ulgą. Deszcz nie spadł i żaden wąż super-skoczek nie połakomił się na białego cyklistę.

Wieczorem wracałem do hotelu w posępnym nastroju i przygnębiony z moim pierwszym spotkanym misjonarzem w Afryce. Było już zupełnie ciemno. Jakieś ogromne czarne ptaki rozsiadły się na czarnych gałęziach czarnego o tej porze baobabu obserwując mnie i straszliwie kracząc. Czasami wielkie nietoperze-wampiry podlatywały nad moją głową, niesamowicie świszcząc. Marna lampa na środku placyku, wokół której az czarno było od chrząszczy, much i komarów, oświetlała zaledwie popękany betonowy słup na którym ledwie wisiała i po którym pełzły zwinne jaszczurki. W powietrzu latały wciąż jak czarne błyskawice, złowieszcze nietoperze. Czerwone światełko nad drzwiami hotelu "Domino" a właściwie zwykła żarówka pomalowana farbą, była sygnałem, że o tej porze bar jedynego hotelu w Kpalimé był już czynny.
Przy ladzie były trzy osoby : jakiś Biały gość w stroju paryskiego turysty przebranego za myśliwego udającego się na safari, starszy lekko siwy Murzyn w podartych gaciach z trudem trzymający się na nogach i, na prawo, siedząca na wysokim taborecie bardzo spocona Murzynka w blond peruce i o muskularnych nogach odkrytych aż po uda.
Stanąłem obok "myśliwego"
- Jedną oranżadę, proszę.
Barmanowi rozwarły się jakby oczy, spojrzał na mnie ze zdziwieniem ale nic nie powiedział, pochylił się i wyciągnął jakby w zwolnionym tempie ze skrzyni pod kontuarem, chłodny napój. Po ścianie baru biegały ogromne jaszczurki o kolorowych ogonach, które zwią w Togo "ilotro" a w Kamerunie "dop". Cała trójka wieczornych gości lekko "wypiwszy" była już mocno pijana a Biały kołysał się jak bosman na statku i co chwila rozpychał się łokciami. Starszy Murzyn mocno oparty o ladę by nie upaść kręcił głową, wałęsał po sali mętnym wzrokiem i celował palcem w jaszczurki. Spocona panienka w lnianej peruce starała się opudrować bez pomocy lusterka wyjątkowo spłaszczony i bardzo błyszczący nos.
W ciepłym powietrzu baru hotelu "Domino" w Kpalimé zalatywało słodkawym alkoholem palmowym i kuchennymi odorami "fufu", rybą napewno, a może też spaloną oliwą i frytkami. Ogromne zabytkowe śmigło wisiało nieruchomo nad samą ladą ; jak zwykle, wentylator nie działał i w lokalu zaczynało być duszno. Spocona piękność zarzuciwszy ostentacyjnie i w zwolnionym tempie nogę na nogę, podciągnęła mikro-spódniczkę prawie że pod pas i zaczęła się wiercić na wysokim taburecie patrząc usilnie na "myśliwego". Strój jej mocno roznegliżowany i maniery panienek z Pigalle'u świadczyły o jej właściwej profesji i o coraz mniej skrytych zamiarach. Ona też polowała...
Jaszczurki wciąż ganiały po ścianie. Biały był już zbyt zgubiony w oparach whisky by zauważyć celne "zaloty" spoconej Murzynki o bardzo płaskim nosie. Coś tam pobąkiwał, łykał szklankę po szklance i straciwszy orientację, nie bardzo wiedział gdzie jest i w jakim towarzystwie przebywa. Czarny barman stojący na baczność wybałuszał oczy, co chwila dolewał całej trójce whisky do pełna i patrzył bokiem, zażenowany, na moją oranżadę.
- A, a, a, czy, czy ty wiesz kim jestem? - zapytał nagle biały kandydat na safari z lekkim akcentem, chuchając mi alkoholem prosto w twarz.
- Jestem trenerem drużyny piłkarskiej w Atakpamé...znasz? Byłem kiedyś dokerem w Roterdamie...eh, raczej na bezrobociu i...eh...hip...tttak. No, dolej bracie jeszcze do pełna, ot, tttak. No co ? Nie wierzysz? Popatrz!
Tu, Holender przebrany za łowcę grubej zwierzyny afrykańskiej, zaczął coś grzebać w wiatrówce, ale nie wyciągął nic.
- Niech ci będzie, bracie, eh, trenerem Atakpamé, pierwszoligowa drużyna, jedna z najlepszych...eh...hip...Tam w Europie szomerem, nikim...panem tu w Afryce...eh, Afryka "quel bordel!"
Spocona Murzynka nie spuszczając wzroku z byłego europejskiego bezrobotnego zmieniła pozycję znów zarzucając znów w jeszcze bardziej zwolnionym tempie nogę na nogę. Holender zmienił temat.
- Eh, słyszysz, bracie, nie ma jak krokodyle. Kro-ko-dy-le! Mówię ci...krokodyle- to fortuna! Tylko je hodować, mieć forsę i farmę...forsę (tu obmacał portfel) no... nie ma co...no. Na co czekasz? Dolej czarnuchu!
Barman ani nie mrugnął. Ostawił na bok pustą już butelkę Black and White, odgonił jaszczurkę, która skradała się do lady, otworzył następną butelkę, podał i zapisał coś w notesiku. Bialy wypił łyk, opłukał gardło i grymasząc wypluł.
- Baaaah! Co za paskudztwo! Pffff...! Quel bordel! Nie masz w tej zasranej norze lodówki czy co? I zwracając się do mnie - Te Negry nic nie potrafią, nawet kopać piłkę nie umieją. Trzeba ich wszystkiego uczyć. Jak dzieci. Ah, te czarnuchy, mówię ci, co za bordel.
Siwiejący Murzyn, który nie uczestniczył w naszej "konwersacji", oparł głowę na kontuarze, powieki opadły i zasnął na stojąco głośno sapiąc.
Jaszczurki wciąż biegały po ścianach i suficie nie przejmując się pijanym towarzystwem. Nie bardzo chciało mi się dyskutować z pijanym Holendrem, eks-dokerem, eks-szomerem, obecnie trenerem piłkarskim i przyszłym farmerem krokodyli. Zaduch w barze był coraz większy. Szklanka mojej oranżady była ciepła jakby ktoś ją podgrzał. Na szczęście, obecny trener z Atakpamé nie bardzo był przytomny, bo stukał twardo swoją szklanką o moją musztardówkę z oranżadą, myśląc napewno, że pijemy to samo.
- No to lu! Za Europę! Za białe kobiety! - warknął patrząc na bok. Spocona Murzynka w słonecznej peruce odczytała to jako zaproszenie. Zeszła z taboretu, spuściła mało eleganckim gestem przykrótką spódnicę i podeszła do trenera.
- Tu viens chéri? - zapytała miodowym głosikiem głaszcząc Holendra po mokrym karku.
- No dobrze... już dobrze... dolej jeszcze jednego...do pełna, ostatniego...eh, no to cześć, do jutra...eh - bełkotał eks-szomer, który nie bardzo wiedział gdzie był, z kim i do kogo mówił i którego ciągnęła coraz energiczniej za rękaw piękność nocy.
Nie było co robić. Jaszczurki wciąż biegały zygzakiem po ścianie. Rzuciłem 200 franków CFA na ladę, odstawiłem musztardówkę i poszedłem do mego pokoju...

Kamienista ścieżka schodziła nagle niebezpiecznie w dół mocno przy tym skręcając. Zahamowałem. Nie bardzo wiedziałem gdzie byłem, bo od blisko godziny po opuszczeniu wioski Atilakoussé, nie było już żadnych napisów ani żadnych znaków. W dodatku jechałem od miejscowości Elevagnon drogą leśną, która nie widniała na żadnej mapie Togo. Wprawdzie w stolicy Lomé, niektórzy o nej coś mniej więcej wiedzieli lub raczej słyszeli ale nikt nie mógł mi dać szczegółów co do jakości i długości drogi. Tubylcy zapewniali mnie, że "jadąc wciąż prosto" powinienem dopedałować bez problemów do Agbokopé, do szosy nr.15 w Zougbéda a tam skręcić w lewo i zjechać zakrętami z płaskozwyżu Danyi do miasteczla Badou. Orientacyjnie oceniałem odległość na ok. 80 km wśród lasów kraju Akposso.
Wokół było zielono, choć ranna mgła zasłaniała widok, bieliła barwy przyrody i jakby zamazywała wyrazistość form. Byłem na wysokości tysiąca metrów, pedałowałem już kilkanaście kilometrów bez widoczności opatulony w wilgotnej pierzynie chmur. Czasami mijały mnie jakieś szare "duchy", sylwetki chłopów idących pracować na pola z meczetą w ręku i widma kobiet niosących na głowie ciężkie emaliowane miednice. Nie wiem kto był bardziej zaskoczony tak niecodziennym spotkaniem w porannej mgle. Ja, czy oni, one? Ja, mówiąc prawdę, już nie tak bardzo bo się do nich przyzwyczaiłem, więc raczej oni, one. Tak sądzić mogłem po ich spojrzeniach pełnych zadumy. Bo o tej porze, widok Białego pedałującego na rowerze kojarzyć się może z upiorem. Według wiary Akpossów, którzy nie są ani Aszantami z Ghany ani Ewe z Togo, Czarny po śmierci staje się Białym, który jest zwiastunem zła.
- Tak, tak, dobrze jedziesz, to wciąż prosto! - wymachują rękami tubylcy gdy pytam ich o drogę wymawiając słowo "Agbodopé". Sprawdzam, patrzę na kompas, prosto na północ. Zgadza się. Mężczyżni nie boją się mnie, gorzej z kobietami, które na mój widok się chowają, uciekają lub śmieją do rozpuku jak tylko podjeźdżam mimo, że grzecznie mówię im "moni" (dzień dobry). Od wylęknionych istot nic wydobyć nie mogę...
- Siadaj i opowiadaj! - rozkaz wydany przez czarną matronę w sile wieku był nie do odparcia. Czekałem tymczasem aż mi naleje do kalbasy gorącej zupy z ryżu. Gdy rano zatrzymałem się na chwilę, by zapytać się jeszcze raz o drogę w małej osadzie kilka kilometrów za Agbokopé, cała wioska skupiła się dookoła mnie a słodki zapach "ataksi" gotujący się w sporym kotle dał mi ochotę pozostać tu dłużej i spróbować "domowego" śniadania. Oparłem więc mój "Peugeot" o rosły baobab i siadłem na drewnianym, trójkątnym stołeczku pięknie rzeźbionym, który znalazłby z pewnością miejsce w paryskim muzeum stuk afrykańskich. Nie pytając się o nic Murzynka wlała mi białą papkę do miski, wysypała z gazety coś co przypominało cukier i energicznie mieszała zawartość palcami co chwila je oblizując by sprawdzić prawdopodobnie stan słodkości. Nie wypadało odmówić, bo wokół zebrał się spory tłum ciekawskich, którzy czekali aż będę spożywał publicznie ryżowy klejik. Nie wypadało ich rozczarować, chodziło przecież także o mój prestiż, ba! o reputację białego gościa. Słodka kleista zupa była wyśmienita co wszytkim okazałem głośno mlaskając językiem i głaszcząć się po brzuchu.
- No, opowiadaj! - powtórzyła uparta Murzynka nie dając mi czasu na skończenie zupy. Bombardowała mnie pytaniami.
- Gdzie tak jedziesz rowerem? Po co się tak męczysz? Za jakie grzechy? Gdzie żona? Czy została w domu? Co robi? Zostawiłeś ją samą w domu? Nie boisz sie? Aha, będziesz z pewnością polował na Czarne, co? Nie? To dlaczego? Aha, wytrzymasz bez kobiety przez miesiąc? Tak długo? A dzieci? Co robią? Ile ich masz? Coooo? Tylko dwoje!?
Tu kobieta zamilkła. Spojrzała na mnie z niesmakiem, egzaminując mnie z góry na dół i dołu na górę, zatrzymując się za każdym razem na podbrzuszu. Było w jej spojrzeniu politowanie, jakby podejrzewała mnie o Bóg wie jaką chorobę zakażną czy lepiej, o impotencję.
- To i tak dużo jak na Francję, to nawet ponad średnią. Starałem ratować moją sytuację i usprawiedliwić moje skromne ojcowstwo.
- A pieniądze masz? Samochód masz? Dom masz? - ciekawska Murzynica zadawała coraz ostrzejsze pytania.
-Taaaak? No, to dlaczego masz tylko dwoje dzieci? Przecież jesteś bogaty, masz pieniądze, samochód i dom.
- U nas w Europie to na odwrót - tłumaczyłem- im się jest bogatszym tym ma się mniej dzieci. Demografia jest odwrotnie proporcjonalna do standartu życia. Voilà!
Może nie zrozumiała co chciałem powiedzieć, może nie miała nawet pojęcia gdzie jest Europa, może nie wyraziłem się zbyt jasno. Widziałem w jej oczach, że nie był to dla niej argument przekonywujący. Murzynka zamilkła, cmoknęła, pogrymasiła, dolała mi kleistej "ataksi", mocno pocukrzyła i ręką wymieszała ryżową maź wciąż się oblizując..
- Pij! - rozkazała. - Ale dlaczego?
- Co dlaczego ?- powtórzyłem głupio patrząć na kolorową jaszczurkę i szukając mądrej odpowiedzi. Nie miałem żadnych dosadnych argumentów. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Nie wiem - rzekłem po chwili rozkładając ręce i odstawiając na ziemię niedopitą, przecukrzoną "ataksi".
Wiedziałem, że wizyta u szefa wioski była ceremonią nie tyle konieczną co pożądaną. Po prostu, wypadało. Było jeszcze nie tak póżno i do asfaltowej szosy pozostało mi jeszcze ok 40 km. Miałem więc dużo czasu. Do szefa poszła za mną cała, podniecona moją obecnością, wioska. Gdzieś w oddali słyszałem tam-tamy. Marsz wyglądał jak procesja, albo jak korowód ślubny : na przodzie, ja z jakąś starszą Murzynką jak nowożeńcy a inni trójkami za nami, posłusznie jak na wiejskim pogrzebie. Byłem zaskoczony organizacją anonimowej wioski, której nawet nie było na mapie. Nikt nie dawał rozkazów i każdy znał swoje miejsce szanując hierarchię, której struktury nie dostrzegałem. Młodzież była doskonale "wychowana", roweru nikt nie ruszał, nawet nie śmiał tego robić. Ukazanie się starszego wystarczyło by młodzian, którego żarła ciekawość, zaraz odszedł. (...)




Zagroda i gliniana chata szefa wioski była podobna do innych ale stała na uboczu i prowadziła do niej wąska ścieżka. Powiedzmy, że chata była solidniejsza i zamożniejsza bo miała dach pokryty falistą blachą-co było napewno znakiem władzy. W środku panował zmrok i pachniało pleśnią i moczem. Nie było okien i jedyne światło dochodziło przez otwór wejściowy.
Szef siedział na rozbebeszonym fotelu z plastyku postawionym na klepisku i drzemał z lekko pochyloną głową. Murzynka zaczęła mu coś mówić w języku akposso co chwila patrząc wymownie w moją stronę i pokazując na mnie ręką. Szef się ocknął, cmoknął, splunął, wysłuchał kobietę i wskazał na stołek. Usiadłem. Był to stary mężczyzna zmęczony życiem ale o bardzo bystrym, ujmującym spojrzeniu, z którego biła inteligencja. Milcząc, szef podał mi miskę z jakimś płynem. Wypadało wypić ale nie wiedziałem co mi podawał. W tych momentach, mózg działa zawsze ze zdwojoną energią i wracają błyskawicznie na myśl wszystkie przestrogi i zakazy :" Nie pić nigdy wody ani żadnych płynów w Afryce!." Ileż to razy to słyszałem w Europie! Zgoda, ale jak, żeby nie obrazić? Patrząc na bystry wzrok szefa wiedziałem już, że odgadł dylemat, który mną szarpal.
- To czysta woda - rzekł by mnie uspokoić.
"Czysta" dla niego, napewno, ale nie dla mnie, który w Afryce stał się"francuskim pieskiem" i wybrednym smakoszem wystawionym na wszystkie kulinarne pułapki. Kiedyś w lokalnym kramiku już piłem "ataksi" w zbiorowej kalbasie. A teraz mam wypić "czystą" wodę? Czujny wódz nie spuszczał ze mnie oczu, jakby chciał sprawdzić czy pokonam moje obawy, przełamię strach i zdobędę się na bohaterski "czyn"? W końcu, nie było rady, zamoczyłem wargi w wodzie, przytrzymałem miskę chwilę pod wąsem i odstawiłem na bok. W chacie było ciemno i liczyłem, że szef wszystkiego dostrzec nie mógł...
- Merci - wyksztusiłem, siląc się na naturalność. Chciałem coś opowiedzieć o mojej rowerowej przygodzie, o Francji, pochwalić za organizację, podziękować za gościnność, ale szef nagle przerwał:
- Ile masz dzieci?
- Dwoje, chłopca i dziewczynę.
Tu, powtórzyła się sytuacja z Murzynicą od słodkiej "ataksi". Szef zagrymasił, zmarszczył czoło, splunął, cmoknął i popatrzył na mnie z zażenowaniem. Pokiwał głową. Od razu wyczułem po jego zachowaniu, że nie byłem dla niego interesującym gościem i godnym partnerem do rozmowy. W ciemnej chacie zapanowała napięta cisza. Nie wiedziałem co robić. Wódz wioski pochylił głowę i przymknął oczy. Widocznie odeszła mu ochota by ze mną pogawędzić. Zrozumiałem. Wstałem, i podziękowałem.
Czarny orszak odprowadził mnie do roweru. który stał wciąż oparty o rosły baobab. Po torbach biegały niebiesko-czarne jaszczurki "ilotro". Wsiadłem na stalowego rumaka przyrzekając sobie, że następnym razem, odpowiem "osiem". Tak! Jestem od dziś w Afryce szczęśliwym ojcem ośmiu wspaniałych dzieci!
1988

TEATR: 50-e Anniversaire duThéâtre Laboratoire de J.Grotowski. .


W UNESCO BYŁA PRZEZ TYDZIEN otwarta WYSTAWA poświęcona 50 -Leciu TEATRU J.GROTOWSKIEGO


otwarta przez nowego Ambasadora R.P. przy UNESCO, J.Eks.Krzysztofa Kocela, który swoje przemówienie
inauguracyjne wygłosił w języku angielskim, czym nas zadziwił. Następnie przedstawił panią Francoise
Riviere, Wicedyrektorkę UNESCO do spraw Kultury oraz specjalnego gościa, znawcę Teatru H.Grotowskiego,
p. Georges Bonu - używając znakomicie języka francuskiego! Czym jeszcze bardziej nas zadziwił. Choć jak
już wiemy, przedstawiciele M.S.Z. przybywając z Warszawy, chętniej używają języka angielskiego niż języka
polskiego choć przemawiają w imieniu Rzeczypospolitej i to w Paryżu.



PRZEMÓWIENIE PANI FRANçOISE RIVIERE (sous-directrice generale pour la Culture)



- Excellences,
- Mesdames, Messieurs
- Chers amis,

C'est pour moi;tout à la fois, un honneur et un plaisir de vous accueillir, ce soir, à l'UNESCO, au nom de notre
Directrice générale; à l'occasion de la tenue de l'exposition "CINQUANTE ANS DU THÉÂTRE LABORATOIRE",
organisée par la Délégation permanente de la République de Pologne auprès de l'UNESCO dans le cadre du 50ème anniversaire du début de la carrière de Jerzy GROTOWSKI.
A cet égard, permettez-moi de saluer bien chaleureusement cette initiative et d'exprimer toute notre reconnaissance
à son Excellence M.Krzysztof KOCEL, Abassadeur, chargé d'affaires de la République de Pologne auprès de l'UNESCO-
et à l'Institut Grotowski à Wroclaw pour la merveilleuse occasion qui nous est offerte - de revisiter , à travers cette
exposition, le travail de création dramatique que Jerzy GROTOWSKI avait commencé, il y a 50 ans, dans la petite ville
d'OPOLE.
Le THÉÂTRE LABORATOIRE de Grotowski est "une poétique originale " de travail théâtral qui, en peu d'années, prit forme
et donna dès 1962; des chefs-d'oeuvre de mise en scène ; qui rendirent GROTOWSKI universellement célèbre. C'est aussi
une des belles aventurent théâtrales àlaquelle l'UNESCO àit participé , par le biais de son réseau d 'ONG spécialisées.
En effet, c'est précisément en 1962 que des professionnels du théâtre et des critiques réunie en Congrès à Varsovie,
à l'initiative de l'Institut International du Théâtre et de l'UNESCO ; découvrent ce travail éclatant de renouveau. Cette découverte permet au Théâtre des Nations, institution créée sous les auspices de l'UNESCO; de faie veir à Paris une des
mises en scène de GROTOWSKI : "LE PRINCE CONSTANT" de Calderôn. Ici, comme ailleurs, et notamment sur la scène newyorkaise où très vite, GROTOWSKi fut invité à présenter son travail; l'accueil fut très chalereux.


Dans la réfléxion sur la création dramatique qui avait surgi du Théâtre Laboratoire, toute l'organisation scénique avait
été pensée sous une nouvelle forme : sur la scène, point de décor, ni d'effets de lumière ou de grimage; les acteurs ne sont pas costumés et seul un petit nombre de spectateurs sont admis. Car "pour GROTOWSKI, tout se jouait sur l'extra-
ordinaire intensité dramatique et physique d'acteurs supérieurement entraînés, sur les qualités expressives de leur voix,
et sur leur présence presque insoutenable dans l'espace".



Cette recherche épurée, en quête de la vérité du geste, conduit GROTOWSKI, de 1969 à 1982, sur les traces des sources
de son esthétique théâtrale nouvellement expérimentée. Son ambitieux projet intitulé "THEÂTRE DES SOURCES" bénéficiera
du soutien de notre Organisation par le biais de l'Institut International du Théâtre. Son idée n'était autre que celle de tirer
de l'ombre un patrimoine mondial en voie de disparition. Par sa connaissance de l'opéra de Pékin et de diverses formes du théâtre traditionnel indien, il savait que les sources traditionnelles de l'art sont à la base de tout renouveau esthétique. Il
séjourna au cours de cette période au Bénin, en Haïti; en Amérique cenrale. Les quelques 50 années qui nous ont été nécessaires pour prendre l'initiative pour prendre l'initiative d'inscrire , sur la liste des chefs-d'oeuvre du patrimoine im-
matériel de l'humanité, des opéras traditionnels chinois comme l'opéra Yueju ou l'opéra Kun Qu, dont déjà à l'epoque du
Théâtre Laboratoire, GROTOWSKI soupçonnait l'importance capitale , attestent, de manière éloquente, de son extraordi-
naire faculté de visionnaire.

Mesdames, Messieurs,
Cette commémoration montre le rôle que l'UNESCO a joué, par le passé, et continue de jouer , au regard du partage des connaissances , du dialogue interculturel et de la promotion de la diversi-
té. Cette"successfull story" qui lie notre Organisation au destin de ce précurseur éclairé que fut le génial GROTOWSKI nous
conforte dans nos missions prioritaires. A travers la Convention pour la sauvegarde du patrimoine immatériel ; l'UNESCO a lancé ; avec l'aide de ses Etats membres, une vaste campagne de ptotection et de sensibilisation de ce patrimoine précieux,
mais ô combien fragile , car il s'efface des mémoires à mesure que le temps passe. pourtant ces formes traditionnelles enferment dans leur sein des vérités et des savoir-faire nécessaires à la promotion de la diversité créative.

En remerciant encore une fois les organisateurs pour cette très heureuse initiative qui nous fait, aussi, revenir sur notre histoire institutionnelle, il ne me reste plus qu'à vous souhaiter une très agréable et très enrichissante soirée.
Je vous remercie.
-------------

wtorek, 24 listopada 2009

Przemówienie Ks. Infułata W. Kiedrowskiego 11.XI.09

11. XI.2009

SWIETO NARODOWE ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOSCI ,

1/
EWANGELIA :
"Byłem głodny a nakarmiliscie mnie. Byłem spragniony. a napoiliście mnie.
Byłem nagi , a przyodzialiście mnie. W więzieniu. a odwiedziliście mnie."

2/ KOCHANI MOI,

Was tu wszystkich zebranych i Polskę pozdrawiam -
przedstawicieli naszych władz cywilnych, wojskowych, administracyjnych -pracowników wszystkich.
Przede wszystkim POLSKO, Ciebie pozdrawiam - w tym czasie wielkiego na-
pięcia. bo przecież przeżywamy , być może ważniejswe chwile niż się nam wydawać mogą. Bo przecież przypominamy sobie, że prezydent Rosji powiedział, iż przyczyn II-ej Wojny Swiatowej trzebq szukać w Wersalu (Traktat).
Nie powiedział, że Polska odzyskała wtedy niepodległość. Nie powiedział-, że
była napadni9ta przez Rosj9 w 1920 roku. Ale wTraktacie Wersalskim widział
przyczyny IIej WOJNY SWIATOWEJ!
Bądźmy świadomi PRAWDY !
Jeśli tą prawdą żyć nie będziemy, wtedy , być może, spełni się to co chciano :
A mianowicie wykreślić POLSKę z mapy Europy raz jeszcze!
Przecież nie tak dawno jeszcze. w niemieckim Ministerstwie Nauki ogłoszono, że
będą pisać wspólnie z Rosją NOWĄ HISTORIE POLSKI !! [ BIORĄC POD UWAGę
WSPÓLNA PRZESZŁOSć ROSJI I NIEMIEC - I SYTUACJE AKTUALNĄ - z
myślą o przyszłosci!
Bądźmy świadomi tego !
Podobnie ostatnie uroczystości, któreśmy przeżywali, związane z upadkiem Muru Berlinskiego. Kiedy to nawet Rosji dziękowano za upadek tego muru !
Za to nie było mowy o Polsce, nie było Papieża, Nie było Jana Pawła, który rozwalił ten Mur!
KOCHANI MOI!
Właśnie w Traktacie Wersalskim Pan Bóg wyznaczył Polsce jej dziejowe powołanie! Trzeba być swiadomym tego! Dziejowe powołanie POLSKI na nasze
czasy - walki z bezbożnym komunizmem i wszelkiego rodzaju ateizmami .
Pod koniec I ej Wojny Sw. Rewolucja Komunistyczna miała wybuchnąć jedno-
cześnie w Niemczech i w Rosji. A później się je połączy i pójdzie na podbój całej
Europy.
Wtedy Pan Bóg wyznaczył Polsce jej dziejowe powołanie - bo Polskq odzyskała niepodległość - nie pozwoliła na połączenie się Rewolucji Niemieckiej i Rosyjskiej - nie pozwoliła na połączenie się tych sił. które poszłyby na podbój
Europy.
Po podpisaniu Traktatu Wersalskiego, Lenin zwrócił się z apelem do Polski , anulował Rozbiory, powiedział , że zwróci Polsce wszystkie ziemie - ale POlska miała przyłączyć się do Rewolucji światowej i pomóc Rewolucji Komunistycznej
zająć całą Europę. Ale POlska powiedziała "NIE"!
Nie pozwoliła na połączenie się tych dwóch sił raz jeszcze. !
I przyszła II-a Wojna Swiatowaś I
I znów zaatakowano POLSKę! Na nowo przed Polską stanęło to zadanie :
Polsce zniewolonej , zakutej w kajdany, zdradzonej przez Aliantów, podzielonej,
na nowo przyszło to zadanie : Walka z komunizmem ateistycznym.
Polsce zdradzonej przez Sprzymierzeńców !
Przed Stalinem wszyscy plackiem padali, a komunizm traktowano jwk nową Ewangelię.
Wtedy Polska raz jeszcze powiedziała "NIE"!
Kiedy Kardynał August Hlond wrócil do Polski- (.IX/ 1945 r.ż. ) wtedy na Jasnej
Górze zwołał kapłanów i biskupów i powiedział te ważne słowa :
" POLSKA musi być nowoczesna, postępowa, ale POLSKA nie może być komuni-
styczna! Nie może zdradzić swojej przeszłości. Łusi bzć wierna Bogu i naszej przeszłości narodowej. " .

Było to wyzwanie rzucone w twarz tej potędze.która wtedy panowała nad połową
EUROPY - aż po Ren. I wtedy ta w niewolę zakuta Polska powiedziała znowu "NIE"! Bo jej dziejowym powołaniem była walka z komunizmem i ateizmem !
Tym, który splugawiła swastyka i tym, który splugawił młot i sierp .
Musi zostać wierna swojej przeszłości - chrześcijańskiemu powołaniu swojemu.
To jest też dzisiaj jej powołanie, któremu musi pozostać wierna.
A 11 Listopada jest dla nas SWIETEM !
A CO ZNACZY SWIETO to mówi nam Pismo Swiete :
"dzień Swięta jest po to by nam przypominał - współczesnym pokoleniom i tym , które po nas przyjdą - rolę i powołanie każdego Narodu.
A 11 Listopada jest dla nas dniem Swiętym Narodowym. po to aby nam
przypominał i przez nas - pokoleniu . które po nas przyjdzie. - nasze wielkie powolanie. , POLSKA WIERNA BOGU I OJCZYZNIE".
To jest dalszy ciąg Rewolucji 3-go Maja.
Kiedy Rewolucja francuska odznaczyła się obcinaniem głów wszystkim, którzy
wyżej stoją, Rewolucja 3-go Maja bzła rewolucją "równania wzwyż".
Nie obcinała głów nikomu. A za to tym najniższym- upodlonym robotnikom ,
wieśniakom, otwierała dostęp do najwyższych godności.
Była to Rewolucja dźwigania w górę tych co u dołu byli.
I taka sama jest rewolucja chrzescijanska, która w tym najsłabszym człowieku widzi tego, któremu służyć powinniśmy.
"Byłem nagi , a przyodzialiście mnie. Byłem głodny, a daliście mi kromkę chleba .
Byłem spragniony., a napoiliście mnie".
To jest Rewolucja Miłości i to jest duch Rewolucji Trzeciego Maja - rewolucji chrześcijańskiej, do której powołani jesteśmy.
Nikomu głów nie obcinać, ale tych głodnych, tych spragnionych, tych biednych - w górę dźwigać - bo to się liczy.
Czy wy nie wiecie, że wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi? A między sobą, między nami. wszyscy jesteśmy braćmi, siostrami? Czy nie wiecie tego?
Powołanie Ojczywny - Równanie w górę!
Obchodziliśmy ostatnio rocznicę obalenia Muru berlińskiego.
Nie byłby się zwalił ten mur , gdyby nie stanął na Placu Zwycięstwa Krzyż, a pod nim Jan Pawel II. : "Przyjdź. Duchu Swięty, odnów oblicze ziemi,Tej Ziemi!"!

Nie byłoby obalenia Muru, gdyby tego Krzyża nie było.Nie byłoby obalenia muru.. gdyby nie było krzyży w Poznaniu i na Wybrzeżu. Nie byłoby tego gdyby nie była zapisana Rewolucja Miłości krwią robotników i stoczniowcówy Polsce i stanem
wyjątkowym.
Nie byłoby tego. gdyby ta rewolucja nie bzła zapisana krwią Jana Pawła II na
Placu Sw. Piotra .
Trzeba nam zapłacić cenę tej wolności . A ta cena krwią się mierzyła. A ta cena
się mierzyła ofiarą naszego narodu, za którą Bóg nam wynagrodzi. gdy ludzie o nas zapominać będą.
To jest nasze wielkie powołanie , Polska musi zostać chrześcijańską, wierną wierze ojców swoich i wierną swej wielkiej spuściźnie [ pochylania się nad słabym i równania w górę - zapisanej w Konstytucji Trzeciego Maja.
Kochani Moi! Dlatego też i w naszych czasach trzeba to przypominać.
Bo nie wszystko w Ojczyźnie naszej jest dobre.
Jak to sobie tłumaczyć, że tak niedawno, w tym kraju katolickim, w uroczystość
Wniebowzięcia Matki Bożej, w dniu 15. VIII. który jest tak wielkim naszym Swiętem. radości, urządzono w Warszawie koncert Madonny?
W dniu 15-go sierpnia!
Czy nie jest to jakimś bardzo wymownym znakiem. że wolność została przeniesiona wgłąb serc naszych i dusz naszych?
Gdy na przyszły rok... gdy to będzie wyjątkowa Rocznica Bitwy pod Grunwaldem,
na tę samą datę zaprogramowano w Polsce tygodniowy zlot homoseksualistów i lesbijek? ( w Warszawie).
Dokąd idziesz. Polsko? Quo vadis m Polonia? Dokąd prowadzicie Polskę wy.,
którzy za nią odpowiedzialni jesteście?
Kiedy nareszcie ockniemy się? Mamy być wierni naszej spuściźnie! Nie pozwolimy by nas przekupywano!
- U nas nikt nie przekupuje!! Nie, nie ma przekupstwa. Wystarczy, że się nagrody daje - ministrom, .przedstawicielom. innych państw za jakieś zasługi!
Polsko. Ojczyzno moja Quo vadis? Dokąd dążysz?
Właśnie w takich dniach jak dziś. któresą dniami wolności! Tego wielkiego przekazu!
Czy Ty znasz co to wolność? CzyTy wiesz co to wolność ?
Trzeba na nowo Ci ręce skuć kajdanami i do lochu Cię wrzucić - a może wtedy
poznasz co to wolność!
Czy na takie doświadczenie musimy wszyscy czekać? Żeby nam ręce i nogi skuli ,
i na Sybir popędzili qlbo do Gułagu czy obozów koncentracyjnych zamknęli?
Żeby doświadczyć ceny wolności i wierności Bogu?
I dlatego też trzeba nam abyśmy zrozumieli! Jak bardzo nam tego potrzeba!
Popatrzcie dokoła! Przecież dzisiaj to jedno z największych świąt narodowych!

Swięto naszej wolności!
Dlaczego w kościele jest nas tak mało? Dlaczego jest nas tak mało? A przecież to jest święto pokory!
Dlaczego kościół nie jest tak nabity jak w każdą niedzielę?
Nie ma dziś pracy! Jest dzień wolny od pracy! Nie szukajmy daleko! Szukajmy
w gronie rodzin naszych i przyjaciół naszych. Zobaczmy kogo tu dziś nie ma!
Pamiętajmy, że dziś jest święto!
Pamiętajmy. że mamy obowiązek przekazu tych wartości. które Bóg nam dał,
tych wartości do których tęskniliśmy przez 120 lat. jako naród!
Tych wartości. które nam znów odebrano i znów tęskniliśmy.
Idźmy w świat i modlitwą z głębi serca płynącą powtórzmy za Janem Pawłem II
"Przyjdź Duchu Swięty - odnów oblicze ziemi - tej Ziemi - Polski naszej!
Tej ziemi w rodzinach naszych. tej ziemi ojców naszych
"Przyjdź Duchu Swięty odnów oblicze ziemi - tej ziemi"

( wygłoszone w Kosciele Polskim w Paryżu)

(wstawić zdjęcia)file:///Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/%20scan%20à%20plat%202000%20TH.%2010.jpeg
file:///Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/%20scan%20à%20plat%202000%20TH.%2010.jpeg
UROCZYSTOSC W AMBASADZIE.
file:///Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/%20scan%20à%20plat%202000%20TH.%2010.jpeg
Tego samego dnia w południe odbyła się w Ambasadzie R.P. uroczystość dekorowania
odznaczeniami państwowymi przez Ambasadora T. Orłowskiego osób dla Polonii szczególnie
zasłużonych m.in. :
-Ks. Infułata Witolda Kiedrowskiego. którego Prezydent Rzeczypospolitej awansował do
stopnia Generała Wojsk Polskich za zasługi w czasie IIej Wojny Sw. i całość pracy duszpasterskiej
jako kapelana wojskowego- także w Dywizji Gen. Stan. Maczka gdzie organizował zaraz po ustaniu
działań wojennych szkołę dla żołnierzy WP aby mogli złożyć maturę y tzw. MACZKOWIE, miasteczku
niedaleko Hamburga.
Od prawie 50 lat Ksiądz Infułat działa przy Parafii Polskiej na "Concorde", wygłaszając kazania i prze-
mówienia z okazji Swiąt Narodowych i spotkań . Jest kochany przez wiernych i słuchaczy i jego słów
wszyscy słuchają w absolutnej ciszy i na długo zapamiętują.
- pani Zofii Hildebrandowej, wieloletniej wiceprzewodniczącej Grupy Polskiej Pań Sw. Wincentego,
opiekującej się szczególnie osobami poszukującymi pracy i mieszkania w ramach pracz społecznejś
- Księdza Proboszcza Kościola Polskiego.- Wacława Szuberta - za zasługi w organizowaniu życia
kulturalnego Parafii i kontakty z różnymi Zespołami, które przyjeżdżają tu na występy. W ten sposób
Parafia Polska podtrzymuje łączność z krajem.

Opowieść Księdza Kiedrowskiego.

"Kiedy. we wrześniu 1939 roku, udało mi się uciec z transportu więźniów. na malej stacji podwarszawskiej( ....)m
poszedłem do jakiegoś domu i tam otrzymałem od jakiejś pani ubranie cywilne. Zostawiłem u niej mundur i
udałem się na stację. Tam, w budynku stacyjnym zastałem leżących na ziemi bez opieki całą grupę naszych
rannych żołnierzy. Odrazu zdecydowałem, że jako kapelan wojskowy, muszę się nimi zająć. Wróciłem do
miasteczka przebrałem się znowu w mundur i poszedłem nq dworzec. I tam byłem z rannymi.

niedziela, 22 listopada 2009

LUMIERES D'EUROPE -ENTRE CIEL ET TERRE

Krzysztof A. Jeżewski


L’EUROPE ENTRE LE DÉSASTRE ET L’ESPOIR
Discours prononcé au colloque international « Lumières d’Europe entre ciel et terre »
24-26 septembre 2009 à Paris

Lumières d’Europe… J’avoue que ces paroles me rendent perplexe, me mettent mal à l’aise… Lumières ou ténèbres ? Ou peut-être un étrange amalgame des deux comme dans la pensée taoïste où l’un engendre l’autre ? En 1977, alors que la dictature communiste à l’Est de l’Europe entrait dans sa phase finale et empruntait le chemin de son inévitable chute, j’ai
écrit un poème qui exprimait toute ma rancune envers ce continent qui était pourtant notre maison commune depuis des siècles :

EUROPE

Elle tombe
elle croule
l’écorce du temps
s’écroule le grenier de l’histoire
s’écroule le bric-à-brac des siècles
peu à peu s’éteint notre demeure
notre temple ridicule
et presque rien n’est à sauver
sinon peut-être quelques sons
de harpe
quelques gestes
revêtus de pierre
la lumière dans les rets de la toile
un débris de colonne
afin que la ruine
soit pittoresque

Eloignons-nous d’ici
où seulement sont les décombres
enveloppés du faux-brillant
d’une gloire vaniteuse
colifichets et fanfreluches d’une puissance
sous laquelle transparaissent
les contre-façons



Trop de morgue
d’ergotage
de jonglerie
d’avidité
de cruauté
trop de déguisement

Le mensonge s’est rivé à nous
telle la tunique de Déjanire.

A présent tout demeure
comme privé d’être.
Décors d’un drame
qui survécut à lui-même.

Mais la scène est vide.
De pauvres accessoires
continuent toujours leur jeu
sans paroles
sans acteurs

Pourvu qu’il nous soit donné de retourner
aux sources premières.
Retrouver dans la mort
la semence des aurores nouvelles.

Trop tard. Seule la trahison
indiquera le juste chemin.

Nous avons bâti notre nid sur un arbre
qui n’existe plus.



Soyons francs, sur quoi avaient débouché les idéaux du XVIIIème siècle ? : sur le carnage de la Vendée et la folie meurtrière de la Révolution française, sur les guerres infinies menées par Napoléon, sur les horreurs de l’impérialisme, du capitalisme et du colonialisme anglais, russe, français et allemand… Je ne veux pas dire, bien sûr, que ces idéaux en sont directement coupables, mais sont-ils vraiment innocents ? Le désir de la liberté totale ne nous enchaîne-t-elle pas dans les fers d’un nouvel esclavage ? Ainsi, avons-nous vu apparaître en plein milieu du XIXème siècle les germes de toutes les monstruosités du XXème : totalitarisme communiste et nazi, antisémitisme, racisme, pangermanisme, manipulation des peuples par une propagande mensongère, civilisation matérialiste à outrance, abrutissante, orientée uniquement vers la consommation…
Ou chercher alors les coupables ? Parmi les peuples ? Certainement pas. Parmi les politiciens et les militaires ? Sans doute. Mais les vrais coupables ne sont-ils pas les philosophes, les intellectuels, les idéologues, les scientifiques ? Ce sont bien eux qui ont érigé les bases dont se sont servi les premiers qui n’ont fait que mettre en œuvre, incarner et réaliser leurs idées ? Marx avec sa « dictature du prolétariat », Nietzsche avec sa « mort de Dieu »…
Même si le sens des leurs paroles a été pris par les peuples au premier degré…Et puis, n’est-il pas effarant le nombre d’intellectuels, d’écrivains, d’artistes et de scientifiques qui ont servi ensuite les régimes nazi et bolchevique ? Ne sont-ils pas complices des millions de morts que ces systèmes criminels avaient engendrés ?
« Les mots non seulement nous expriment, mais ils nous jugent » disait Cyprian Norwid, l’un des plus grand poètes et penseurs polonais, génie universel, poète de la conscience, un des maîtres à penser de Jean Paul II. Joseph Brodsky le considérait comme le plus grand poète du XIXème siècle. Il mettait également en garde contre l’illusion du soi-disant « progrès » qui, s’il n’est pas fondé sur la spiritualité et le respect de la personne humaine, mène au désastre et à la mort.
Je voudrais citer à ce propos quelques exemples très significatifs : Celui de Joseph Arthur comte de Gobineau, écrivain et diplomate français dont les théories racistes ont inspirés le nazisme ; Celui de Fritz Faber, chimiste et nationaliste allemand d’origine juive qui avait inventé les gaz toxiques qui ont fait des centaines de milliers de morts pendant la Première Guerre mondiale, ce qui n’a pas empêché l’Académie suédoise de lui décerner le prix Nobel en 1918, alors qu’il s’attendait à être jugé par un tribunal international ! Mais il ne s’est pas arrêté là : il inventa plus tard le cyclone B qui avait servi aux nazis à exterminer des millions de Juifs !; Celui de l’empereur Hirohito, biologiste de formation, qui avait autorisé depuis 1936 les armes bactériologiques pour effectuer des expériences monstrueuses à vif sur des prisonniers de guerre dont des dizaines de milliers sont morts, sans parler d’engager son pays dans la plus meurtrière de guerres ; Celui de Josef Mengele, médecin assassin allemand d’Auschwitz ; Celui de l’évêque autrichien Alois Hudal qui essayait de concilier (chose incroyable !) le catholicisme et le nazisme et après la guerre aida à s’enfuir nombre de criminels nazis vers l’Amérique Latine ; Celui de Louis Aragon, écrivain stalinien français, auteur d’une ode à la GPU (NKVD), coupable, on le sait, de quelques dizaines de millions de victimes innocentes ! Et combien d’autres se sont encanaillées avec les régimes et les idéologies totalitaires : Maïakovski, Neruda, Céline, Brasillach, Hamsun, Heidegger, Orff, Karajan… Décidément, les fameux Aveugles de Bruegel ne sont-ils pas une image adéquate de l’humanité ?
Et pourtant, déjà Rabelais disait au XVIème siècle que « la science sans conscience n’est que ruine de l’âme »… De nos jours, Witold Gombrowicz, un des plus grands contestataires de la civilisation moderne, s’en est pris violemment lui aussi à la science : « la science abrutit, la science rapetisse, la science défigure, la science déforme » écrivait-il dans son célèbre Journal. Il ne mettait pas en question la science elle-même, mais un certain esprit scientifique, cynique, anti-humaniste, irrespectueux de la nature, dépourvu de sensibilité. Avant lui, Stanislaw Ignacy Witkiewicz, philosophe, romancier, auteur dramatique et peintre, le « génie multiple de la Pologne » prédisait la disparition des sentiments métaphysiques sous l’influence de la civilisation scientiste et technique moderne donc la fin de l’art. Il faisait partie du catastrophisme polonais qui a produit nombre d’œuvres étonnantes dans la première moitié du XXème siècle. Je viens de publier en France, en première mondiale, car cela n’a jamais été fait encore même en Pologne, une anthologie de la poésie catastrophiste de ce pays. Les poètes polonais ont fait preuve d’un esprit visionnaire stupéfiant, d’une véritable clairvoyance par rapport à ce qui devait arriver vingt ans plus tard : la pire hécatombe de l’humanité où la Pologne, victime à la fois du nazisme et du stalinisme, devait perdre presque six millions de ses citoyens dont trois millions de Juifs. La moitié de son domaine national a été détruit ou pillé et elle a subi d’énormes pertes territoriales. Tout cela on le voyait venir du côté polonais, alors que l’Europe, dans sa cécité et son insouciance, batifolant au milieu des « années folles » dévalait tout droit dans l’abîme. Telle la voyait Jerzy Braun, poète, romancier, philosophe, auteur dramatique, pendant la Deuxième Guerre un des dirigeants de la Résistance, condamné plus tard par le régime communiste à quinze ans de prison, dans un poème écrit en… 1922 ! Notons que la même année Friedrich von Murnau a produit son prophétique Nosferatu… :

À L’EUROPE 

Continent d’Europe décrépit, vermoulure tremblante,
secoué de fièvre sénile, toussant un sang noir
que l’océan l’inonde, que les cyclones le soufflent,
que les requins l’engloutissent dans leurs entrailles de dragon.

Dans ce tunnel d’infamie, ce puits inondé
où grouille nerveusement une vermine de termites,
la larve noire de la pourriture par ses effluves venimeux
dévore dans la mémoire les cris de la conscience.

L’odeur de la bourse, le froissement des billets de banque
ont mêlé au cerveau humain le cambouis des usines,
ils ont craché les âmes des corps des ilotes livides et rabougris.
Aujourd’hui, même le Christ sanglant ne les réveillera plus.

Arrive, Océan ! – Par l’avalanche du Niagara
ébranle les capitales de Sodome, réduis-les à néant !
Inonde d’un nouveau déluge les drapeaux du continent affadi,
qu’aucun navire n’échappe aux griffes de la mort.

Que tout et toute chose fassent naufrage – que périsse le cirque du monde,
que sur ses ruines les méduses se mettent à danser leurs gavottes,
que les coraux envahissent de leurs rubans écarlates
les grabats écroulés de la sauterelle humaine.

Tremble, Europe !
Déjà arrive le désastre tonnant !
Un mur écumant roule tel un typhon lointain !
Fracas, mugissements, ricanements des flots tourbillonnants
éclateront en brumes vers le soleil
et la mort saumâtre engloutira un milliard de corps pour l’éternité !

Il faut dire que son vœux a été parfaitement exaucé…

Vous vous demandez peut-être où est-ce que je veux en venir ? Eh, bien je voudrais tout
simplement faire remarquer que les seuls lucides de l’histoire semblent être le plus souvent les poètes et parfois les hommes d’Eglise. Qu’on se souvienne de la critique sévère du capitalisme et du socialisme de Léon XIII à la fin du XIXème siècle, reprise par Jean Paul II, et la condamnation du nazisme et du communisme par Pie XI. Le christianisme peut être un bon allié de la démocratie, car il est fondé sur le respect de la personne humaine. C’est la religion de la liberté qui permet à l’homme de décider de son sort. Pour elle chaque homme est unique, créé à l’image et à la ressemblance de Dieu unique et comme tel il mérite un respect absolu. La meilleure preuve en était la lutte héroïque de l’Eglise polonaise contre le nazisme et le communisme dans laquelle plusieurs milliers de prêtres polonais ont été massacrés. D’autre part c’est surtout les poètes qui voyaient nettement le visage diabolique du nazisme et du communisme. C’est surtout eux qui étaient spécialement sensibles à la métaphysique du Mal. L’immense poète et penseur lituanien d’expression française, Oscar Milosz, n’a-t-il pas prédit l’avènement de la catastrophe dans son Apocalypse de saint Jean déchiffrée ?
Cependant, comme de la Ténèbre naît la Lumière, ainsi l’Apocalypse de la Deuxième Guerre a été une grande catharsis pour l’Europe. Il est vrai, elle a dû encore beaucoup souffrir à cause de la tyrannie communiste à l’Est. Mais aujourd’hui, quand tous ses mensonges se sont enfin effondrés et que tous ses crimes ont été dévoilés, l’Europe purifiée se fait une nouvelle jeunesse, solidaire de tous ses innombrables morts et martyrs qui ne sont pas finalement disparus pour rien. Mais elle doit toujours se méfier du totalitarisme des idéologies, de la science, voire du libéralisme même, car nous savons maintenant que ce qui peut paraître comme bien peut dissimuler en son fond le virus du mal.

Cyprian Norwid qui a prophétisé en 1852 la venue d’une grande guerre des peuples, annonçait également la création de l’Union Européenne dans son essai L’Abolition de la nation écrit vers 1871 : « Qu’est-ce qui distingue la nation européenne des nations d’autres parties du monde ? La réponse est que les nations européennes accomplissent leur développement grâce au commerce avec la totalité morale de l’Europe qui, soit les protège
partiellement, soit les embrasse entièrement : ces nations européennes ne se caractérisent donc pas par les seuls éléments constitutifs qui les distinguent des autres nations, mais en même temps par les éléments constitutifs qui les unissent aux autres. On pourrait dire que les nations européennes devraient ainsi posséder plus pleinement que d’autres leurs propres identités, car une identité condamnée à la solitude n’est pas encore accomplie, et c’est seulement par le commerce avec d’autres identités qu’on fait mûrir sa propre essence. Ceci est vrai à tel point
qu’une nation se compose non seulement de ce qui la distingue des autres, mais encore de ce
qui l’unit aux autres ; cette force d’union internationale n’est point une concession ou un préjudice, mais au contraire une qualité de la plénitude de son caractère et une propriété positive. »
Il semble que, malgré toutes les difficultés et tous les tâtonnements, l’Europe, riche de sa diversité, a enfin compris ce message et qu’elle est pour la première fois sur la bonne voie, digne de tout ce qu’elle a produit de meilleur, digne de l’héritage de tous ses Grands Esprits qui l’ont bâtie…

Puis-je à la fin exprimer un souhait à l’adresse de cette nouvelle Europe ?

Comment sortir du chaos et renouveler ce monde ?
Laisser penser le cœur et sentir la raison.

Krzysztof A. Jeżewski

ARTYKUŁY:

1/
"BEDZIE O NIM SZUMIEć DĄB W HRUBIESZOWIE" - Jadwiga Mazurowa ( Polska)

W związku ze zbliżającą się 70-ą Rocznicą Zbrodni Katyńskiej, został ustanowiony Ogólnopolski Program Edukacyjny
pod nazwą "KATYN"....ocalić od zapomnienia". w ramach którego podjęto się zorganizowania qkcji, której celem jest
posadzenie w polskich parkach i nq miejskich skwerach ( do 2010 roku) 21.473 dębów pamięci. Każde z drzew ma
symbolizować jedno nazwisko z listy katyńskiej.
Dnia 30 kwietnia 2009 r. odbyły się uroczystości poświęcone 69 rocznicy zbrodni katyńskiej.Obchody inaugurowała
Msza św. w Kosciele p.w. św. Mikołaja, sprawowana w intencji lekarza hrubieszowskiego.pplk.Józefa Skrobiszewskiego,
zamordowanego w Katyniu oraz za pozostałe ofiary zbrodni katyńskiej.
Po Mszy, uczestnicy udali się do miejskiego parku im. "SOLIDARNOSCI" gdzie został posadzony dąb pamięci Józefa Skrobiszewskego. Po poświęceniu tablicy pamiątkowej w tym symbolicznym miejscu. wspólną modlitwą uczczono
pamięć poległego oraz złożono kwiaty i zapalono znicz.
Następnie wszyscy zgromadzeni udali się do Muzeum im.Stanisława Staszica, gdzie miało miejsce uroczyste spotkanie
p.t. "PRZESZŁOSC WIECZNIE ŻYWA "- Chwila wspomnień o Józefie Skrobiszewskim"- zorganizowane z inicjatywy Zarządu
Oddziału Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "SOLIDARNOSC" w Hrubieszowie, we współpracy z Muzeum.
W programie spotkania znalazł się montaż słowno-muzyczny przygotowany przez uczniów Gimnazjum Nr 3 im. Jana
Pawła II m pod kierunkiem pani Jadwigi Mazur oraz wykład otwarty historyka i regionalisty, pana Janusza Woźnicy pt.
"Józef Skrobiszewski- lekarz internista, działacz społeczny i patriotyczny. oficer Wojska Polskiego."
W ramach dyskusji po wykladzie zabrali głos m.in. Zbigniew Dolecki- burmistrz Miasta Hrubieszów, Mieczysław Bełz -
Prezes Stowarzyszenia "Zamojska Rodzina Katyńska", Jerzy Krzyżewski - Prezes Towarzystwa Regionalnego Hrubieszo-
wskiego oraz pani Barbara Biernacka, córka Józefa Skrobiszewskiego - która przyjęła zaproszenie i przybyła na uroczystości wraz z synem. Pani Biernacka nie kryła wzruszenia i wdzięczności za pamięć o jej ojcu i ofierze . jaką poniósł.

(zdjęcia i ew.. tekst referatu)

2/


środa, 18 listopada 2009

"APOCALYPSE " FILM ( LIST DO A.LE GARREC-FRANCE 2

Association « Les Amis de C.K.Norwid »
21, rue Poulet 75018 Paris
c/o V. Wladkowski

Christophe Jezewski, président
14, Allée du Glacis, app. 411
93160 Noisy le Grand
e-mail : HYPERLINK "mailto:chrisjezewski@hotmail.com" chrisjezewski@hotmail.com

Paris, le 25 octobre 2009


Monsieur Alain Le Garrec
Direction de France 2
7, Esplanade de Henri de France
75907 Paris cedex 15

Monsieur,

Vous avez diffusé en septembre 2009 un film documentaire d’Isabelle Clarke et de Daniel Costelle sur la Deuxième Guerre mondiale intitulé « Apocalypse ». On s’attendait à une image plus ou moins complète de ce qu’était cette guerre, compte tenu de la longueur du document.

Cependant, quelle fut notre déception, voire indignation ! Il s’agit de l’absence presque totale
de la Pologne dans ce document, alors que ce pays a joué un des rôles clefs dans ce conflit !

Il suffit de le comparer à l’extraordinaire film anglais sur le même sujet, celui de Laurence Rees et Andrew Williams, diffusé le 7 mai 2009 sur France 3 et coproduit par BBC, KCET
Hollywood et France Télévision, durant à peine 3 heures (donc la moitié de l’ «Apocalypse »)
où la Pologne est abondamment présente ! 

Or, l’ »Apocalypse » d’Isabelle Clarke et de Daniel Costelle, perçu par le public comme un document d’histoire, fait preuve d’une ignorance stupéfiante, scandaleuse de l’histoire de ce pays à cette époque, alors qu’il existe des milliers de documents (films, livres d’histoire, mémoires etc.) qu’il serait si facile de consulter ! En fait, s’agit-il d’ignorance ou plutôt de parti pris, de caractère tendancieux ou carrément d’hostilité à peine voilée envers ce pays ?

Les auteurs du film ignorent-ils que la Pologne fut le premier pays en Europe à s’opposer militairement à l’Allemagne nazie et à lutter, toute seule, héroïquement, contre la plus puissante armée du monde durant un mois ? Cette bataille aurait duré sûrement beaucoup plus longtemps si la « Valeureuse armée soviétique » n’était pas venue lui planter le couteau dans le dos le 17 septembre grâce au pacte Ribbentrop-Molotov ! Et pourtant la Pologne avait signé des pactes de non-agression avec l’URSS en 1932 et avec l’Allemagne en 1934 ! De surcroît, est-il nécessaire de préciser qu’elle fut abandonnée à son sort par ses alliés, la France et la Grande Bretagne, qui se sont limitées seulement à déclarer la guerre à l’Allemagne ? Il est vrai que ce manque de soutien militaire à la Pologne leur a permis de se préparer à subir à leur tour l’agression allemande…

La seule chose que les auteurs du film aient remarqué de la campagne de septembre 1939,
c’est la charge de la cavalerie polonaise contre les chars allemands, légende forgée par la
propagande nazie et communiste. Ne savent-ils rien de Westerplatte, forteresse sur une presqu’île de la mer Baltique où 182 soldats polonais se sont défendus pendant une semaine contre 3.500 Allemands, ou de la bataille de Wizna où 720 Polonais combattirent pendant trois jours contre 42.000 soldats, 350 chars et 657 mortiers et canons allemands ? Ou du commandant Hubal qui à la tête de 500 cavaliers lutta contre l’ennemi jusqu’à juin 1940 en un pays entièrement occupé ?…

On croyait que le système diabolique de la propagande communiste qui consistait à mentir 24 heures sur 24, soit en manipulant des faits historiques, soit en les passant tout simplement sous silence, appartenait au passé. Or, en visionnant le film en question on a une pénible et irrésistible impression que les vieux démons sont de retour. Car, comment expliquer l’absence totale d’information sur l’Insurrection de Varsovie (août-septembre 1944), une des plus grandes tragédies de la Deuxième Guerre mondiale ; sur l’Armée de l’Intérieur (AK) sans doute la plus importante, la mieux organisée, et la plus efficace armée clandestine en Europe occupée (env. 385. 000 membres !) ; sur la contribution de la Pologne à l’effort allié pour combattre l’Allemagne nazie : ses trois armées y ont en effet participé sur trois fronts, à l’Ouest, à l’Est et à l’intérieur du pays. Celle du gén. Anders s’est fait remarquer vaillamment à Monte Cassino, pourtant il n’y a même pas un mot dans l’ »Apocalypse ». De même, le fameux code secret allemand Enigma a été déchiffré en 1932 déjà par trois mathématiciens polonais : Henryk Zygalski, Jerzy Rozycki, et Marian Rejewski et non pas par les Britanniques comme prétendent les auteurs du film. Les Anglais ont d’ailleurs fini par reconnaître le mérite des Polonais dans ce domaine. Quant aux redoutables fusées V1 et V2 qui ont semé la mort et la destruction sur Grande Bretagne, c’est justement l’Armée de l’Intérieur qui en a intercepté un exemplaire, l’a démonté et envoyé en Angleterre pour qu’il y soit analysé.

Ajoutons encore que parmi les meilleurs agents spéciaux de l’Intelligence Service il y avait
plusieurs Polonais tels l’extraordinaire Krystyna Skarbek (A. Holland vient d’achever un film sur elle à Hollywood) et Jerzy Iwanow-Szajnowicz, héros de la Pologne et de la Grèce dont les actions équivalaient à celles d’une division d’armée ! De surcroît, 10% de pilotes de la Royal Air Force étaient Polonais…


Somme toute, la Pologne est presque absente de l’« Apocalypse ». Alors tout le formidable élan vers la liberté, tout le martyre, tout le sacrifice de près de six millions de citoyens polonais et de leurs indescriptibles souffrances n’ont-ils servi à rien ? Les auteurs de l’ »Apocalypse » ont-ils décidé de les condamner à l’oubli ? Qui a l’intérêt de fausser à nouveau l’histoire en 2009 ? Est-ce encore possible en pleine Europe unie ?

Ainsi le mal est fait. Mais, pour le réparer, ne pensez-vous pas qu’il serait juste et judicieux d’organiser une grande table ronde avec la participation d’historiens français, anglais et polonais ? Vos auditeurs vous en seraient sûrement fort reconnaissants. La vérité fait toujours du bien !

Recevez l’expression de mes
sentiments distingués

Christophe Jezewski, poète,
écrivain et traducteur
Lauréat du PEN-club polonais

Au nom de quelques centaines de milliers
de Polonais vivant en France

czwartek, 12 listopada 2009

DE CHOPIN A CARMEN - KONCERT w Bibliotece Polskiej

PROGRAM KONCERTU OBEJMOWAŁ: DWIE PIOSENKI CHOPINA - PIOSNKę LITEWSKĄ (OP.74 NR 16). GDZIE LUBI (OP.74 NR 5)
TRZY PIESNI M.KARŁOWICZA[- M.IN.PO SZEROKIM , PO SZEROKIM MORZU.
MOZARTA. MONIUSZKE I NA KONIEC. HABANERE G. BIZETA Z "CARMEN".
WYKONAWCY , AGNIESZKA LIS (SOPRAN PETER BANNISTER( COMPOSITEUR ET PIANISTE.DENIS SIMANDY ( JOUEUR DE COR).

środa, 11 listopada 2009

SPOTKANIA







MEDYCYNA I ETYKA.
Było to spotkanie z dwiema znakomitościami w dziedzinie medycyny: profesorem Andrzejem
Szczeklikiem z Krakowa i profesorem Francois Bernard MICHEL,de la Faculte de Medecine
de Montpellier. Oprócz dziedziny Medycyny, której poświęcili całe życie. obaj
zajmowali się też sprawami kultury i pisali o literaturze oraz tworzyli poezje.
Prof.A.Szczeklik zaprezentował swoją ostatnią książkę "CATHARSIS OU L ART DE LA
MEDECINE"(WYD. NOIR SUR BLANC,2008,
Prof.Fr.B.MICHEL swoją rozprawę z dziedziny sztuki" LA FACE HUMAINE DE VINCENT VAN GOGH"(WYD.GRASSET,1999).
ODCZYT został zorganizowany przy współpracy ze Zw.Lekarzy Polskich we Francji/
Association des Medecins d Origine Polonaise en France.
Prof. A.Szczeklik mówił o roli oczyszczającej slowa w Medycynie. Sam jest też poetą.
Stąd tytuł książki "Katharsis".
"Chory przychodzi do lekarza aby zostać wysłuchanym.To co mówi, pozwala lekarzowi
zauważać oznaki choroby, które układają mu się w konstelację i pozwalają postawić
właściwą diagnozę.Hipokrates wierzył,ze ciało ludzkie ma w sobie siłę leczniczą i
dąży do pozbycia się objawów choroby. Jest to właśnie "Oczyszczenie". Terminu tego
nie wyjaśnili ani Pitagoras ani Arystoteles.
Czy chodzi o sublimację (złych)emocji czy też o pozbycie się ich przez oczyszczenie
słowem? Slowo bowiem niesie pewną magię(złą lub dobrą)
Następnie przedstawił pokrótce ogromny postęp medycyny w ostatnich 25 latach.
Wspomniał o eutanazji i związanych z nią problemach - nacisków rodziny, otoczenia
i roli lekarza, choć nie wyjaśnił, co miał na myśli mówiąc:"Gdyby to zależało
odemnie. byłoby o wiele mniej ludzi na ziemi"(?).
- Tu zabrał głos prof.Piotr Konopka,(prezes AMOPF) stwierdzają,że"Medycyna jest
sztuką niezbędną dla kontaktu lekarza jako znawcy z pacjentem. Leczyć należy chorego
a nie chorobę"y
Zacytował Fr.Rabelais,który też był lekarzem:"Science sans Conscience est la ruine
de l'âme".
Prof.Fr.B.MICHEL mówił o tym, że Marcel Proust wiele go nauczył jeżeli chodzi o
schorzenia astmatyczne.Do jego choroby przyczyniła się śmierć matki.W czasie ataku
astmy świszczącz oddech jest rodzajeł wypowiedzi. Humanizm polega na tym by na
Człowieka patrzeć w jego transcendencji. Jest to dziś szczególnie aktualne wobec
wszechwładzy technologii we szkodą dla pacjenta. Pacjenta trzeba wysłuchać - objaw
choroby jest u pacjenta językiem, który włącza się w jego zachowanie.
Osiągnięcia technologii medycznej nie są wszystkim dla chorego.
"Na mnie Van Gogh wywarł wielki wpływ. Chciał on w Arles stworzyć grupę artystów,
którzy by go popierali, ale to się nie udało. Vincent był niestety wielkim amato-
rem "La Fee Verte" czyli Absyntu. którz oddziałuje na mózg i go niszczy. Wtedy, w
Paryżu zdarzały się przestępstwa powodowane działaniem absyntu. Co było powodem,
że Van Gogh pił? Cierpienie psychiczne, brak milości i ciepła.W Auvers sur Oise,
gdzie był w kontakcie z doktorem Gachet, specjalistą od melancholii, ten ostatni
nie umiał go leczyć. Jedynym rozwiązaniem według rozprawy jaką napisał było samo-
bójstwo.
Podczas dyskusji mówiono o tym,że właściwie wszystkie choroby są psychosomatyczne,
i że pacjent ma prawo do swojej "irracjonalności"zwł. przy takich schorzeniach jak
astma. alergie, nadwrażliwość (hypersensibilite) uczuciowa i fizyczna.
Dzisiejszy świat zajmuje się ciałem ale tak jakby bylo pozbawione duszy.
Pisanie pozwala na przelanie na papier tego co się odczuwa - przynosi ulgę. Także
lekarzowi. Słowo ma moc uwalniającą.
Aby odnaleść przyczynę cierpienia, trzeba sięgnąć do przeszłości pacjenta i pomagać
danej osobie tak długo jak ona chce żyć. Nie należy przechodzić obojętnie obok.




KOLLOKWIUM : "SORTIR DU COMMUNISME - CHANGER D' EPOQUE (4-6 Novembre 2009)
sous le patronage de la Fondation pour 'Innovation en politique"Modérateur Stéphane Courtois. /Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/P1010066.jpg
sers/casimireditionscasimirlsegrand/Pictures/P1010068.jpg
/Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/P1010071.jpg
sers/casimireditionscasimirlsegrand/Pictures/P1010068.jpg
/U/Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/P1010080.jpg

/Users/casimireditionscasimirlegrand/Pictures/iPhoto Library/2009/11/06/P1010084.jpg

Z bogatego Programu Kollokwium trzeba było wybrać najważniejsze referaty - tyczące m.in.
ignorancji historycznej społeczeństwa francuskiego jeżeli chodzi o IIą Wojnę św. i okres po
1945 roku aż do 1989 roku zwł. jeżeli chodzi o to co działo się w Polsce i wogóle w Europie
Srodkowej i Wschodniej.

Dnia 4.XI.09 rano Kollokwium otworzył Nicolas BAZIRE, prezes Rady Nadzorującej Fundacji.
a pierwszy referat wygłosił Stephane COURTOIS. członek Rady Naukowej Fundacji, znany jako
Redqktor dzieła "LE LIVRE NOIR DU COMMUNISME", które zawierało artykuły historyków po
jednym z każdego kraju "postkomunistycznego". Wydana w Paryżu przez Fayard -a, książka
spotkała się wtedy z ostrą krytyką frqncuskiej lewicy, zwł. Francuskiej Partii Komunistycznej
I została prawie natychmiast przełożona na polski. Rozdział o Polsce został wtedy opracowany
przez prof. A. Kułakowskiego (U.W.)
Na Kollokwium p. Courtois mówił o "ZMIANIE EPOKI OD ATLANTYKU PO URAL" .
Krzysztof POMIAN( honorowy członek CNRS i dyrektor naukowy Muzeum Europy w Brukseli)
"UCZUCIE PATRIOTYZMU I ROZKŁAD SYSTEMU KOMUNISTYCZNEGO".
Specjalnie zaproszony na tę sesję Hubert Vedrine. dawny minister spraw zagranicznych Francji,
omówił okres od" pierestrojki" GORBACZOWA do obalenia Muru w Berlinie.

Popołudniu referaty wygłosili:
Brigitte GAUTIER ([LILLE III) -"MARGINALISATION DE L APPAREIL COMMUNISTE ET CREATION DE LA IIIe REPUBLIQUE DE POLOGNE".
BRONISŁAW WILDSTEIN -" LA QUESTION DE LA DECOMMUNISATION EN POLOGNE"
ALEKSANDRA VIATTEAU- COMMUNISME ET HISTOIRE DE LA POLOGNE: les fruits amers de la
désinformation à l'Est et à l'Ouest.(pani Viatteau jest córką Powstańca w 1944 r.. autorką kilku książek historycznych n.t. Powstania Warszawskiego i IIej Wojny Sw. oraz, ostatnio, starannie udokumentowanej książki "KATYN , UN CRIME DE GUERRE".WYD. HORA DECIMA. 2009). w oparciu o odnalezione niedawno przypadkowo dokumenty).Odnalezione przypadkowo- ponieważ w
ostatnich latach, z polecenia Putina, archiwa rosyjskie na nowo zostały utajnione.
Pani Aleksandra V. przeanalizowała rozmaite publikqcje historyczne i podręczniki historii używane w szkołach francuskich, w których pisze się z pogqrdą o polskiej Kampanii Wrzesniowej
1939 r. pomija Pakt Ribentropp-Mołotow i największą wówczas Bitwę polsko-niemiecką
pod Kutnem i nad Bzurą gdzie zostały rozbite dwie dywizje niemieckie( w dniach 4 - 8.IX.1939)i sytuacja Niemców była niepewna.
Dopiero uderzenie rosyjskich wojsk od Wschodu zdecydowało o klęsce Polski. wziętej we dwa ognie.(17.IX.1939).
/Users/casimireditionscasimirlegrand/Desktop/scan plat- Prazmowski 2.jpg
We Frqncji jeszcze w 1990 w Le MOnde ukazał się artykuł wyrażający obawę, że podanie prawdy o ZSRR może doprowadzić do "destabilizacji społeczeństwa i nauczycieli i do tego, że uczniowie mogliby uznać Kraj Rad jako oparty na Rewolucyjnym terrorze.
Dlqtego historia Polski była tu nauczana w sposób wybiórczy z pominięciem wielu "niewygodnych " faktów.
Prasa francuska(np. Paris-Match) stale myliła Powstanie Warszawskie (1944) z Powstaniem w Getcie warszawskim(1943). Pełno było w prasie francuskiej dezinformacji i fałszywej propagandy oraz fałszywych analiz historycznych wynikających z absolutnej ignorancji faktów - a także z zakłamywania prowadzonego systematycznie przez Francuską Partię Komunistyczną.Np. atak Rosji Sowieckiej (17.IX. 1939)na Polskę określano jako "uratowanie pokoju międzynarodowego".
Działał tu też podświadomy wstyd odczuwany przez Francuzów z powodu niedotrzymania przymierza zawartego z Polską w 1938 r. kiedy to zobowiązali się zaatakować Niemcy gdyby te uderzyły na Polskę, a tego nie dotrzymali w 1939 r.
Sprawa KATYNIA była regularnie przemilczana w pracach historycznych i podręcznikach, pod wpływem dyrektyw kłamliwej propagandy PZPR (po fr. POUP)
dyrektyw Fr. Partii Kom.( będącej posłusznym wykonawcą poleceń Kremla).
Presses Universitaires de France dopiero wydały pracę o Powstaniu Warszawskim w jego 60 rocznicę,tj w 2004 r.
Ostatnio puszczony na ekrany film "APOCALYPSE" dwojga francuskich reżyserów wykazuje ich absolutną nieznajomość faktów historycznych np. przypisuje rozszyfrowanie niemieckiej maszyny kodowej ENIGMA Rosjanom - podczas gdy wiadomo, że dokonali tego Polscy matematycy z Warszawy ukryci przez francuskie władze wojskowe w zamku koło Uzes.
Drugi "niezwykły "fakt podany w tym filmie to informacja, że" Francuzi zdobyli Monte Cassino" podczas gdy ogólnie wiadomo, że odstąpili od oblężenia, bo nie dawali rady i w ich miejsce poszli Polacy i zdobyli klasztor.
Można by tak jeszcze nie jeden dowód francuskiej ignorancji(zamierzonej lub niezamie-
rzonej) zacytować.
Szkoda, że ten inteligentny skądinąd naród ma niechwalebny zwyczaj "interpretowania prawdy" w sposób jaki go w danej sytuacji urządza.
Ktos wyraził kiedyś opinię iż Francuzi nie mają poczucia moralności.Może to przesada, ale w wielu dziedzinach można się z tym spotkać.


----
3/INŻYNIER L. PŁOWIECKI W Polskiej Akademii Nauk.

SPOTKANIE OTWORZYŁ DYREKTOR PAN,.PROF. FR. PIELASZEK PRZEDSTAWIAJĄC INŻ.L.PŁOWIECKIEGO
JAKO ABSOLWENTA POLITECHNIKI WARSZAWSKIEJ.A TAKŻE MALARZA AMATORA.
PAN L.PŁOWIECKI PRZYBYŁ DO FRANCJI W.1971 R.
Zabierając głos wyjaśnił na wstępie co to jest Neuroradiologia Interwencyjna i jak przebiega działanie operacyjne zwane "nieinwazyjnym". Chodzi tu o leczenie tzw Anewryzmów tj.tętniaków, nieraz bardzo trudne. ze względu na bardzo małe rozmiary tętniaków. Wprowadza się mianowicie do tętnicy udowej "system nawigacyjny"złożony z
mikroprowadników i mikrokateterów, dociera do odpowiedniego miejsca w mózgu i leczy tętniak wypełniając go mikroskopijnymi sprężynkami platynowymi.Tyle o technice leczenia [ którego cały przebieg pokazano nam na ekranie.

,....

Oprócz prelekcji i wyświetlenia obrazów urządzeń,inż L.Płowiecki przedstawił nam
swoje wspomnienia - książeczkę w kolorowej okładce zatytułowaną "SZTUKA I UMIEJETNOSCI
W NEURORADIOLOGII INTERWENCYJNEJ - pamiętniki przemysłowca.Do napisania tych wspomnień
namówoł go profesor Jean Francois Bonneville, ordynator Oddziału Neuroradiologii w
Klinice Uniwersyteckiej w Besancon.

--------

4/ LA POLOGNE MULTICULTURELLE/"POLSKA WIELOKULTUROWA".
VINGT ANS APRES./DWADZIEśCIA LAT PÓźNIEJ.

CE COLLOQUE s est tenu, lui aussi, la Bibliotheque Polonaise, du 20 - 21 Novembre 2009.
et comportait 4 CHAPITRES-
- LA POLOGNE ET SES MINORITÉS,
- LES MINORITÉS RETROUVÉES,
- VERS UNE CONSCIENCE MULTICULTURELLE (I)
- VERS UNE CONSCIENCE MULTICULTURELLE (II)