środa, 12 stycznia 2011

DOKUMENTY Z INTERNETU "TECZKA" NR 125/I.2011

DOKUMENTY Z INTERNETU "TECZKA" NR 125/I.2011:


POZYTYWNA INFORMACJA STRACILA CENE.

Z Markiem Markiewiczem rozmawia Kinga Ochnio.



Jest Pan dziennikarzem, politykiem... Z jakiej pozycji obserwuje Pan to, co dzieje się w mediach?

Z pozycji kogoś, kto był reporterem, szefem zespołów i zrobił kilka tysięcy programów w telewizji. Obserwuję, jak to jest robione, ale patrzę też z pozycji obywatela. Oczywiście, że jest różnica w patrzeniu pomiędzy zwykłym odbiorcą a dziennikarzem. Przeciętny widz pewnych rzeczy nie zauważy. Podam przykład. Prowadzący program mówi: „Prezydent zawetował ustawę”. Przez kolejne pięć minut dziennikarz prowadzi rozmowę z zaproszonym gościem, po czym stwierdza, że prezydent odesłał ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. A to nie zawetowanie. Zastanawiam się, jak to jest, że nikt w studio tego nie zauważył, nie zwrócił uwagi dziennikarzowi. Podobny przypadek zauważyłem podczas ostatniej debaty prezydenckiej. Jeden z kandydatów powiedział: „U nas w konstytucji jest bezpłatna służba zdrowia”, chociaż nie ma takiego zapisu. Nie zareagował na to ani drugi kandydat, ani żaden z dziennikarzy prowadzących debatę. A to oznacza, że nikt tego nie wie. I ja jako obywatel zaczynam się bać. Bo to już nie jest problem warsztatu, tylko małej wiedzy o sprawach społecznych. A warsztat, wiedza oraz poczucie, czemu ta praca służy, to bardzo ważne czynniki. Jako obywatel nie mam obowiązku znać się na wszystkim - mam prawo słuchać i być rzetelnie informowany. Tyle że już z tym są kłopoty. Tak mi się zdarzyło w lutym zeszłego roku, kiedy prokuratura apelacyjna w Łodzi umorzyła postępowanie w sprawie nacisków na prokuratorów prowadzących sprawę pani poseł Barbary Blidy. Moja żona powiedziała wtedy: „Przez cały dzień będzie o tym głośno we wszystkich mediach”. Ja jej na to: „Zobaczysz, że nigdzie nie będzie”. I dopiero w dzienniku Telewizji Trwam ta informacja znalazła się na drugim miejscu.

Czy zgodzi się Pan z zarzutami, że współczesne media wychodzą poza swoją rolę informowania o rzeczywistości, próbując ją w pewien sposób kreować?

Media kreują słownictwo i sądy dotyczące polityków czy ulotne kariery, jak w przypadku jednego z posłów, założyciela nowego ugrupowania, który był niesiony przez media bez rzeczywistego odbicia w jego pracy w Sejmie. Często takie lansowane wzory szukają naśladowców, chociaż naśladowcy tylko powtarzają myśli, słowa. Ale to też nie jest jeszcze kreowanie rzeczywistości. Pod koniec rządów Jerzego Buzka dziennikarze opowiadali o dziurze budżetowej. Minęły dwa miesiące i lider zwycięskiej partii powiedział, że ta dziura była nieco wirtualna, ale atmosfera, w jakiej odbyły się wybory, została niewątpliwie wykreowana przez media. I dopiero pod jej wpływem doszło do głosowań, czyli zmiany rzeczywistości.

W wielu materiałach informacyjnych czy programach dostajemy na tacy zarówno analizę sytuacji, jak i komentarz. A to znaczy, że widzowi mówi się, co ma w danej sytuacji myśleć. Nie ma już miejsca na własne wyciągnięcie wniosków...

Dziennikarz ma prawo powiedzieć: „Myślę, że jest tak i tak”. Ale nie powinien konstruować informacji pod swoje prywatne zdanie. Ustawa o radiofonii dla mediów publicznych nakłada obowiązek sprzyjania kształtowaniu się opinii publicznej, tzn. dostarczania informacji zgodnie z wymogami konstytucji. A ta wyraźnie mówi, że obywatel ma prawo do informacji, które to prawo realizują właśnie media. Mimo to bardzo często mamy do czynienia z subiektywnym stosunkiem dziennikarza, czasami wynikającym z poziomu wiedzy, a innym razem z postawy politycznej. Trudnym do wytłumaczenia zjawiskiem, obecnym nie tylko w Polsce, ale i w Europie, jest to, że większość dziennikarzy reprezentuje postawę lewicującą. To nie oznacza przynależności do partii, ale postawę. Wyłania się ona często z materiałów i wtedy widz nagle zaczyna być stroną czy przeciwnikiem dziennikarza. A to już jest zupełne naruszenie zasad sztuki. Pytanie, czy można być w tym świecie zupełnie obiektywnym. Być może i nie. Ale ja od dziennikarza oczekuję tego, żeby zrobił wszystko, by zdobyć pełnię informacji na dany temat. A komentarz wtedy jestem sam sobie w stanie wyrobić.

Obserwując poziom niektórych programów telewizyjnych, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że media nie chcą mieć inteligentnego widza...

Pod wpływem takiego uśrednionego poziomu coraz więcej osób o wyższych potrzebach intelektualnych przestaje oglądać telewizję. To jest bardzo ciekawe zjawisko. Nie wiem, czy pani często się spotyka z deklaracją: „Ja w ogóle nie oglądam telewizji”. To powoduje, że wielu przedstawicieli tzw. elity przez to nieoglądanie wpada w niewiedzę o tym, co się dzieje. Bardzo często zdarza mi się rozmawiać z poważnymi ludźmi, zaskoczonymi informacjami dnia, którymi wszyscy się interesują. Ostatnio zdumiał mnie jeden z profesorów zajmujący się mediami, który dopiero ode mnie usłyszał, że ogłoszono raport w sprawie katastrofy smoleńskiej.

Czy nie sądzi Pan, że współczesne dziennikarstwo ulega spłyceniu przez to, że jest wydarzeniowo negatywne?

Trzeba oceniać jako naturalną tendencję mediów globalnych do poszukiwania sensacji. A ta zawsze wiąże się z nieszczęściem, chyba że chodzi o ślub następcy tronu, ale to się zdarza rzadko. Media karmią się takimi wydarzeniami jak rozbicie się samolotu, powódź czy górnicy uwięzieni pod ziemią. Pozytywna informacja straciła cenę i to jest straszne. Dziennikarz obawia się, że to nie przyciągnie uwagi i może spowodować utratę oglądalności, a w rezultacie przełączenie się na inny kanał. Tworząc ustawę o radiofonii i telewizji, zakładaliśmy, że wielość mediów będzie oznaczała różnorodność. Dzisiaj jednak okazuje się, ż wszystkie robione są według jednego wzorca. Różnią się tylko akcentami, są bardziej lub mniej stronnicze. Przy okazji katastrofy smoleńskiej powstał ogromny dysonans między oceną świata dokonywaną przez dziennikarzy pewnych tego, że jest ona jedyna, a tą oceną odbieraną przez ludzi. To zjawisko w dziejach mediów niezwykłe. Szczególnym wydarzeniem był pewien epizod na pogrzebie ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdy na telebimach ustawionych na krakowskim rynku transmitowano program jednej ze stacji, pojawiły się gwizdy, a potem skandowanie nazwy innego kanału. Wyłączono więc ten program. Przez godzinę na telebimach nie wyświetlano nic, po czym ta sama stacja, już bez logo, pokazywała to, co dzieje się na rynku, a nie program z anteny. Byłem zdumiony. Widać było, że jest zakłócona relacja między dużą grupą widzów. To nie byli ludzie politycznie czy w jeden sposób zakodowani na to, jak odbierać rzeczywistość, ale czuli dysonans w stosunku do nastroju, który był na rynku.

Był Pan pierwszym przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Czy dziś są nam w ogóle potrzebne media publiczne?

Są niezwykle potrzebne. Byłem gorącym rzecznikiem tego, żeby, mimo ogromnych kosztów (bo to jest bardzo marnotrawna instytucja) utrzymać telewizję publiczną według pewnego kanonu. Nigdy nie zakładałem, że wszystkie stacje będą tak obiektywne jak BBC, bo przecież w obowiązującym prawie prasowym na dziennikarza nałożony jest obowiązek działania zgodnie z linią redakcji. Każda ze stacji może być mniej lub bardziej konserwatywna czy lewicowa i to nie jest nic dziwnego, gdy mówimy o telewizjach komercyjnych. W związku z tym stacja publiczna powinna być pewnym wyjątkiem. Musi dążyć do ideału, do informacji wyrównanej. Chcę wiedzieć, w którym momencie kończy się informacja, a zaczyna komentarz, i że wszystkie dane są mi przedstawione w sposób rzetelny. Zmiany wymaga także sposób zarządzania. Telewizja publiczna jest jedną instytucją, z jednym logo, więc także jeden powinien być sposób redagowania. Tymczasem okazuje się, że każda antena ma swojego dyrektora, podczas gdy cała TVP nie ma redaktora naczelnego, choć jest jednym nadawcą, który działa jak jedna redakcja.

Nie kończą się debaty dotyczące zniesienia abonamentu telewizyjnego. Jak, Pana zdaniem, powinna być finansowana telewizja publiczna?

Są na to dwa sposoby. Pierwszym jest finansowanie z budżetu państwa, ale wtedy kończymy rozmowę o niezależności od rządu i władzy. Drugi - opłacanie przez reklamę, który to sposób podlega bardzo prostemu mechanizmowi. Reklamodawca daje dużo pieniędzy, ale na spot wyświetlany przy programach mających największą oglądalność. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że spektakl „Makbet” nie ma w Polsce największej oglądalności, w odróżnieniu od programu w rodzaju „Jak oni śpiewają”. W takim przypadku nie będziemy mieć wątpliwości, że to reklamodawcy zaczną tworzyć ramówkę, więc tym samym ambitniejsze programy będą emitowane w nocy. Natomiast dzięki finansowaniu z budżetu albo jakiegoś podatku telewizja publiczna miałaby zapewniony stały dopływ pieniędzy, żeby nie musieć kontrolować słupków oglądalności, ale aby realizować mniej czy bardziej to, co się tak szumnie nazywa misją telewizji albo zestawem obowiązków wpisanych do ustawy. W skali całej firmy, jak na środki, które są tam lokowane i możliwości techniczne, tej misji jest dużo mniej niż mogłoby być. Nie wiem, czy do tego potrzebne są cztery programy ogólnopolskie. Wystarczy sformatować jeden i nazwać go obywatelskim w tym najlepszym znaczeniu, gdy się mówi, jaka powinna być demokracja, jaki powinien być samorząd i standard w polityce.

Dziękuję za rozmowę

opr. ab/ab

__________________________________________________________________________________________________________________________

DOK. I . < wziçty z Naszego Dziennika

GDY CEZAR SIADA NA OLTARZU.
Nie może być tak, że władza świecka nie dopuszcza do obejmowania urzędów i godności kościelnych przez duchownych, których uznaje za niewygodnych dla siebie
.
Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, biblistą z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia Bogusław Rąpała

Wielu katolików jest głęboko poruszonych i oburzonych sposobem potraktowania ks. płk. Sławomira Żarskiego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, który 11 listopada, po Mszy św. w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie, udzielił duchownemu ostrej reprymendy.
- Patrzę na to z ogromnym zaskoczeniem i zdziwieniem. Dziwne, że dowiedzieliśmy się o tej sprawie stosunkowo późno. Dziennikarze, którzy na co dzień śledzą każdy krok i każde słowo ważnych osobistości, nie poinformowali o incydencie od razu ani w następnych dniach. To, co się wydarzyło w zakrystii kościoła czy w drodze do niej, bo relacje są niejasne, trzeba uznać za wielki skandal. Prezydent, zwracając się do duchownego, "bo jest pułkownikiem, wojskowym", a więc podlega prezydentowi, publicznie zganił wygłoszoną przez niego homilię. A przecież w kościele, uczestnicząc we Mszy św., prezydent jest jednym z wiernych, ważnym, ale nie aż tak, by ksiądz spełniał wszystkie jego życzenia i oczekiwania. W tym zakresie podległości duchownego wobec prezydenta nie ma, bo być nie może. Duchowni nie są narzędziami budowania i wzmacniania prezydenckiego i partyjnego PR, czyli wizerunku wyrabianego na pokaz przez sowicie opłacanych specjalistów, gdyż jedną z najważniejszych powinności duchownych stanowi głoszenie Słowa Bożego. Nie chodzi wyłącznie o jego osadzenie i sens w dawnej historii, ale o odważną i rzetelną aktualizację orędzia Biblii w nawiązaniu do okoliczności i potrzeb naszych czasów, to znaczy tu i teraz. W żadnym przypadku nie pokrywa się to z prawieniem komplementów ani umizgami pod adresem władzy. Ksiądz prałat Żarski jest pułkownikiem, ale to nie duchowni potrzebują wojska i jego dywizji, lecz wojsko potrzebuje duchownych jako ludzi głoszących prawdę o Chrystusie, która pomaga i uczy, jak należy żyć.


Prezydent nie tylko publicznie zbeształ księdza pułkownika, ale swoimi naciskami spowodował, że administrator Ordynariatu Polowego nie objął stanowiska biskupa polowego Wojska Polskiego. Jak należy traktować taką ingerencję władzy świeckiej w sprawy Kościoła?
- Jeżeli rzeczywiście istnieje związek między wygłoszoną homilią, napomnieniami prezydenta w zakrystii oraz tym, że nie doszło do wcześniej przygotowywanej nominacji ks. prałata Żarskiego na stanowisko biskupa polowego, to byłby to jeszcze większy skandal. Natychmiast pojawiły się wyliczenia, ilu jest kapelanów i ile parafii wojskowych oraz ile kosztuje ich utrzymanie, co w podtekście sugeruje wzmocnienie ich zależności od ministra obrony i prezydenta, a być może nawet groźbę odgórnej reorganizacji, która ma pokazać, "kto tu rządzi". Jednak wojsko potrzebuje duchownych, bo bez nich nie sposób prawdziwie formować ludzi, którzy w najniebezpieczniejszych miejscach i w trudnych czasach służą Ojczyźnie i jej bronią. Bez księży zupełnie inaczej wyglądałaby nasza wojskowa obecność w Iraku czy w Afganistanie, a są oni tam nie dlatego, że chcą "budowania demokracji", lecz dlatego, że towarzyszą żołnierzom i przynoszą im duchowe oraz moralne wsparcie, bez którego wielu z nich by sobie nie poradziło.


Czy takie potraktowanie administratora Ordynariatu Polowego WP można odczytać jako ostrzeżenie pod adresem innych duchownych, którzy będą mieli w przyszłości odwagę krytykować niemoralne postępowanie niektórych elit politycznych i jakość życia publicznego w Polsce?
- W tej homilii znalazły się wątki zupełnie podobne do biblijnych, obecnych w Starym i Nowym Testamencie. Gdy chce się postawić wiarygodną diagnozę życia społecznego, trzeba nazywać sprawy po imieniu. Wystarczy przyjrzeć się stanowczemu nauczaniu proroków Starego Testamentu oraz dosadności słów Jezusa. Dość przypomnieć słynny epizod z VIII w. przed Chrystusem, opisany w 7 rozdziale Księgi Amosa, gdy kapłan Amazjasz, który pozostawał na usługach ówczesnego króla, strofuje proroka Amosa, że nie naucza on tego, na co król liczy i czego król się spodziewa. Odpowiedź Amosa była bardzo dosadna. Słowa księdza Żarskiego nie są tak dosadne jak te, które znajdujemy na kartach Pisma Świętego. To samo dotyczy nauczania Jezusa, który szanował ludzi, lecz surowo piętnował różne wady, zwłaszcza przywódców religijnych i politycznych. Te przykłady pokazują więc, że być może Kościół naucza dziś zbyt łagodnie i konformistycznie, że wycofał się na pozycje obronne i w związku z tym duchowny, który użyje wyrazistych sformułowań, jest atakowany i dyskryminowany. Ale zawsze tak było! Przywódcy mają wielkie zasługi dla wiary również dlatego, że często bez skrupułów mnożyli jej męczenników. Zakorzeniona w Ewangelii homilia może sprawić, że ci, którzy jej słuchają, odczuwają dyskomfort. Jednak zawarte w niej napomnienia odnoszą się do wszystkich uczestników Liturgii, łącznie z duchownymi, a także do tych, których w kościele brakuje, żyjących jak gdyby Bóg nie istniał albo pozostawał bezsilny wobec ich poczynań. Jeżeli prezydent odniósł napomnienia z homilii w Święto Niepodległości do siebie i swego politycznego zaplecza, to nie ma w tym nic złego, ale nie wolno strofować czy potępiać kapłana, który te słowa wypowiedział. Taka homilia, jeżeli wzbudziła wątpliwości czy rozterki, to dobra sposobność, by obaj - prezydent i duchowny - znaleźli trochę czasu na wspólną rozmowę i zastanowienie się, co jest prawdziwe oraz wymaga naprawy.


W homilii ks. płk Sławomir Żarski dokonał duchowej i religijnej diagnozy sytuacji w naszej Ojczyźnie.
- To nie tylko jego prawo, lecz obowiązek jako administratora Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, którym był wtedy ks. Żarski. Obecność prezydenta i jego otoczenia jedynie wzmacnia taką potrzebę, bo nie można poprzestawać na uspokajających pochlebstwach różnej maści podlizywaczy i karierowiczów, lecz powinno się wsłuchiwać też w inne głosy, również krytyczne, pochodzące od osób rzetelnych i odpowiedzialnych, które nie liczą na zyski i karierę, ale na refleksję i uczciwe wyciąganie wniosków. Prałat Żarski powiedział, że "Polska jest budowana na antywartościach", i przypomniał słowa jednego z pierwszych premierów, że "pierwszy milion trzeba ukraść". Nadmienił, że u podstaw III Rzeczypospolitej "patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem, miejsce uczciwości zajęła nieuczciwość, prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniami, ofiarność i poświęcenie - chciwością i pazernością, miłość - nienawiścią". Prezydent oświadczył publicznie, że jest zawiedziony i zaskoczony wypowiedzianymi słowami. Ale dlaczego? Czy dlatego, że nie są prawdziwe, czy raczej dlatego, że duchowny odważył się na diagnozę, która nie idzie po linii politycznej poprawności? Prawie zawsze jest tak, że prezydent dobiera sobie rozmówców, natomiast podczas nabożeństw w kościele ta reguła, dzięki Bogu, nie obowiązuje. Czasami także prezydent musi posłuchać czegoś, czego w swoim otoczeniu nie usłyszy, a co powinno go skłonić do zastanowienia.


Ocena naszej rzeczywistości zawarta w homilii ks. płk. Żarskiego pokrywa się z obserwacjami wielu Polaków zatroskanych stanem państwa, niszczeniem rodziny, służby zdrowia...
- Ksiądz pułkownik Żarski mówił o sprawach ogólnych, o sytuacji, jaka - wedle jego rozeznania karmionego wiarą w Boga i troską o dobro wspólne - istnieje w Polsce. Także w moim przekonaniu jego diagnoza jest słuszna. Wskazał na rozmaite płaszczyzny, na których panoszą się zło, podstęp, chciwość, podłość, buta i inne wady. Prawie codziennie dowiadujemy się o rozmaitych skandalach, a to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo najbardziej zakamuflowane skandale nie szybko ujrzą światło dzienne. Zaskakuje mnie, że prezydent odniósł tę diagnozę duchownego wyłącznie do siebie i swego środowiska politycznego, bo chyba na to wskazuje jego późniejsze zachowanie. Być może stanowiłoby to potwierdzenie zasady: "Uderz w stół, a nożyce się odezwą". Gdyby tak, to homilia ks. Żarskiego była tym bardziej potrzebna.


Obserwując poczynania Bronisława Komorowskiego, można odnieść wrażenie, że nie tylko nie potrafi on sentire cum Ecclesia - czuć z Kościołem, ale nie zdaje też egzaminu z zasad obowiązujących katolika w życiu publicznym...
- Prezydent w ciągu trzech poprzednich miesięcy urzędowania kilkakrotnie wypowiadał się w sprawach Kościoła i kościelnych, nie zawsze fortunnie, o czym świadczy jego wywiad dla "Gazety Wyborczej", w którym zapowiedział przeniesienie krzyża spod Pałacu Prezydenckiego. Wiemy, czym się to skończyło. Jeżeli rzeczywiście nominacja ks. Żarskiego była wcześniej przygotowywana, to skutki odwołania zasłużonego prałata i przekreślenia powziętych wobec niego planów powinny zostać naprawione przez Kościół, czyli przez osoby, które o tych sprawach informują Ojca Świętego. Nie może być tak, że władza świecka nie dopuszcza do obejmowania urzędów i godności kościelnych przez duchownych, których uznaje za niewygodnych. Ponad pół wieku temu ks. kard. Stefan Wyszyński wobec podobnych praktyk stanowczo powiedział: "Non possumus!". Tę wypowiedź przypieczętował trzema latami więzienia. Nic na tym nie stracił, przeciwnie, stał się bohaterem narodowym i przewodnikiem duchowym, dzięki któremu mieliśmy również Papieża Polaka. Gdyby nie sprzeciw Prymasa Tysiąclecia, jego odwaga i gotowość na cierpienie, na pewno nie byłoby Jana Pawła II. Nie ulega jakiejkolwiek wątpliwości, że nie tylko ogólna sytuacja w Polsce, lecz także polityka prowadzona przez prezydenta i rząd, zarówno w wymiarze zewnętrznym, jak i wewnętrznym, wymagają solidnej i pilnej diagnozy podjętej w duchu wiary i moralności chrześcijańskiej. Innej Polski niż ta, która przyjęła w 966 r. chrzest, nie było, a wierność ojcom to nasz święty obowiązek. Trzeba powiedzieć jasno, że to samo dotyczy wszystkich rządzących, z władzami politycznymi i hierarchią kościelną włącznie. Ci, którzy mają odwagę zabierać głos w sprawach wiary i moralności, muszą się liczyć z niedogodnościami i przyjąć je jako część posłannictwa, któremu powinni sprostać.


W tak krótkim czasie swego urzędowania prezydent doprowadził do usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, pokazał ponadto, że jawnie lekceważy Magisterium Kościoła w fundamentalnej dla katolika sprawie świętości życia - opowiedział się za niemoralną procedurą in vitro.
- Bronisław Komorowski nie jest enklawą, lecz powiela błędy i słabości całego polskiego świata politycznego. Wybiórcze traktowanie nauczania Kościoła to nie tylko sprawa prezydenta i jego obozu, ale także innych ugrupowań politycznych, łącznie z Prawem i Sprawiedliwością, o czym mogliśmy się przekonać na przykładzie kilkorga z tych osób, które tę partię niedawno opuściły. Sprawy religijne, moralne i etyczne są przez zdecydowaną większość polityków traktowane na zasadzie szwedzkiego stołu: każdy wybiera sobie to, co lubi i co jest dla niego wygodne, byleby nie powodowało większych konsekwencji i było akceptowane przez sprzyjającą mu część wyborców. Natomiast to, co mniej wygodne lub wymaga stanowczego chrześcijańskiego świadectwa, bywa przemilczane albo jest wręcz kontestowane. Z takim podejściem jest dokładnie tak, jak ze szwedzkim stołem w restauracji: trzeba bardzo uważać, by wybieranych produktów nie mieszać, żeby nie zaszkodziły spożywającemu. Co się tyczy religii i moralności, to w rezultacie wybierania i łączenia tylko niektórych prawd albo ich wycinków powstaje zamieszanie i galimatias, jakaś odmiana szkodliwego światopoglądu, w którym wszystko, co zostało połączone i wymieszane, prowadzi do groźnego synkretyzmu. Ten zły przykład zatacza potem coraz szersze kręgi. Wielu ludziom wydaje się, że z wiary, moralności i etyki można uznawać i zachowywać wyłącznie to, co się im podoba, co jest wygodne, co im sprzyja oraz ułatwia życie. Reakcja prezydenta RP na homilię ks. Żarskiego może być odbierana jako egzemplifikacja tego rodzaju podejścia, które wymownie ilustruje ryzyko, jakie ono ze sobą niesie. Stoi bowiem na przedłużeniu zjawiska, które można określić jako prywatyzacja religii.


Sprowadzić wiarę i pobożność do sfery prywatności, do zakrystii, do kościoła, do terenu przykościelnego, do czterech ścian mieszkania, chciały skompromitowane w przeszłości ideologie totalitarne. Teraz te tendencje powracają?
- Jedna z pań, która w ostatnich tygodniach opuściła szeregi PiS, tak odpowiada na pytanie, czy jest osobą wierzącą: "Nie chcę o tym mówić, to moja bardzo osobista sprawa". Tak, osobista, ale to nie znaczy prywatna! Wiara bądź niewiara, ponieważ w gruncie rzeczy nie wiemy, o jaki wybór chodzi, jest jej osobistą sprawą, ponieważ każdy z nas samodzielnie dokonuje wyboru wiary w Chrystusa bądź innego. Ale dokonawszy wyboru wiary w Chrystusa, mam obowiązek dawania publicznego świadectwa o tym, kim jestem. Zdarza się, że nie stać mnie na w pełni wiarygodne i przejrzyste świadectwo wobec prawdy Ewangelii, a wtedy pamiętam, że obok drogi niewinności istnieje droga nawrócenia. Jedną z najważniejszych powinności Kościoła stanowi prowadzenie ludzi do Boga oraz budowanie harmonii między sobą i właśnie temu ma służyć całe nauczanie, w szczególny sposób adresowane do wierzących. Nieszczęście polega na tym, że osobisty wymiar wiary jest, świadomie bądź nie, mylony z prywatnym, co dochodzi do głosu w wypowiedziach wielu prominentnych osób w naszym państwie. W jednej sytuacji, gdy uznają to za sprzyjające, bo przymnaża im uznania i zaszczytów, chętnie deklarują wiarę i wystawiają twarze do kamer i fotografii, natomiast w innej, gdy trzeba ponieść konsekwencje i znieść ewentualne dolegliwości wynikające z wierności zasadom wiary, przechodzą na pozycje milczenia, kluczenia, niejasności oraz usuwania się na drugi plan albo ukrywania tego, kim są.


Skąd u obecnie rządzących polityków taka pewność siebie i buta w traktowaniu ludzi Kościoła?
- Politycy nie mogą przeceniać swoich sił, możliwości i znaczenia. Prezydenta Polski wybrała nieco ponad połowa z tej połowy Polaków, którzy poszli do urn. Bardziej obrazowo rzecz ujmując, obecnego prezydenta wybrało 27, może 28 Polaków, na 100. Wniosek jest taki, że ponad 70 osób na 100 go nie wybierało. To bardzo duży odsetek! To samo dotyczy wyborów samorządowych. Tymczasem nie widać starań ze strony prezydenta ani rządu, które miałyby na celu zaktywizowanie i pozyskanie tej drugiej połowy Polaków, która nie bierze aktywnego udziału w życiu politycznym. Co więcej, przywódcom odpowiada to, że im mniej ludzi głosuje, tym lepiej dla rządzących, bo wtedy można przeforsować swoje kandydatury. Wybiegi i fortele bywają daleko posunięte, np. gdy się ogłasza, że "bezpartyjny" kandydat cieszy się silnym poparciem tej czy innej partii. Uważam, że przy sposobności incydentu w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie z Bronisławem Komorowskim w roli głównej, byłoby dobrze, gdyby prezydent i jego doradcy spokojnie przemyśleli to, co zostało tam powiedziane, oraz podjęli wszelkie możliwe i uczciwe starania, by wybrany prezydent stawał się rzeczywiście dobrym przywódcą wszystkich Polaków. Tego rodzaju incydenty na pewno temu nie sprzyjają. Powiedziałem niedawno, że można wygrać wybory, ale przegrać prezydenturę, i to się już zdarzało, także w Polsce.

Dziękuję Dziękuję za rozmowę.

niedziela, 9 stycznia 2011

WIADOMOŚCI Z INTERNETU "TECZKA" NR 125/I.2011

WIADOMOŚCI Z INTERNETU "TECZKA" NR 125/I.2011

FEDERACJA PO SMOLENSKU.

Prof. Zdzisław Krasnodębski: "Ta śmierć jest naszym zobowiązaniem";


W podwarszawskiej Jachrance zrodziła się idea powołania federacji stowarzyszeń, które łączy dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego.

- Jeśli chcemy kontynuować linię polityczną prowadzoną przez Lecha Kaczyńskiego, to musimy pamiętać o tej prawdzie, którą chciał on przekazać, lecąc do Katynia, a mianowicie, że rację mają ci, którzy walczą o wolność - mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas zorganizowanej dokładnie osiem miesięcy po katastrofie smoleńskiej konferencji "Lech Kaczyński - Pamięć i zobowiązanie".
Sympozjum w Jachrance oprócz próby syntezy prezydentury tragicznie zmarłego prezydenta było okazją do spotkania kilkuset członków lokalnych komitetów poparcia Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, polityków oraz przedstawicieli prawicowych stowarzyszeń i inicjatyw społecznych, również tych związanych z upamiętnieniem wszystkich ofiar 10 kwietnia, takich jak Społeczny Komitet Budowy Pomnika Ofiar Tragedii Narodowej czy Stowarzyszenie "Polska jest Najważniejsza".
Środowiska te oceniły, że po katastrofie smoleńskiej należy powołać ruch społeczny bądź federację, by umożliwić wspólną aktywność publiczną odwołującą się do dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego. - Myślę, że będzie chęć stworzenia federacji stowarzyszeń. Myślę, że będzie to najlepsza droga - oceniał tuż przed spotkaniem Jacek Sasin, wiceszef Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Ta śmierć to nie tylko koniec. To także początek. Chcemy, żeby tragiczne wydarzenie dało początek przebudzenia się polskiego Narodu - dodał, przemawiając na konferencji.
"Człowiek ČSolidarnościÇ", "państwowiec zapatrzony w przeszłość, ale z wizją na przyszłość" - taki obraz Lecha Kaczyńskiego wyłania się z wystąpień prof. Zyty Gilowskiej, prof. Andrzeja Waśki, prof. Ryszarda Legutki, prof. Zdzisława Krasnodębskiego oraz Macieja Łopińskiego. Wszyscy prelegenci pokazywali prezydenta Kaczyńskiego w sposób radykalnie odmienny od schematów znanych z mainstreamowych mediów.
- Zastanawiam się, co powiedziałby dziś państwu mój przyjaciel i zwierzchnik profesor Lech Kaczyński - mówił Maciej Łopiński, minister w jego prezydenckiej kancelarii. - Zobowiązałby mnie, żebym powiedział, że dalej na was liczy - dodał, zachęcając do "czynnej kontynuacji idei Lecha Kaczyńskiego".
Profesor Zyta Gilowska wskazała na potrzebę powrotu do prawdziwego dialogu, który był ważnym elementem prezydentury Lecha Kaczyńskiego, a po jego śmierci ustał. Przykładem jego prowadzenia były chociażby narady w ważnych kwestiach ekonomicznych, które pomagały w formułowaniu trafnych diagnoz. Według prof. Gilowskiej, od momentu katastrofy smoleńskiej zapadło milczenie, lecz "rzeczywistości nie zamilczymy".
Z kolei prof. Andrzej Waśko z Uniwersytetu Jagiellońskiego podnosił, że podstawowym aspektem zobowiązania wobec pamięci o prezydencie Kaczyńskim jest stanowcze domaganie się wyjaśnienia przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej.
Słowo podsumowania należało do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który rozpoczął od tego, że jest jeszcze za wcześnie na pełną syntezę całej prezydentury brata. - Leszek był człowiekiem "Solidarności" i w swojej działalności realizował skutecznie wizję solidarnej Polski - mówił prezes PiS. Jak zaznaczył, prezydent miał świadomość, że z wyjazdem na uroczystości upamiętnienia 70. rocznicy zbrodni katyńskiej wiązały się niebezpieczeństwa, a mimo to pragnął właśnie w Katyniu "przekazać kilka prawd najbardziej zasadniczych dla naszego narodowego bytu".

Paulina Jarosińska, Jachranka




==============================================================================

Barclays Capital: POLSKA MOZE ZBANKRUTOWAC.

- Polski rząd nie ma wiarygodnego planu naprawy finansów publicznych - alarmuje Daniel Hewitt, starszy ekonomista ds. rynków wschodzących w Barclays Capital.

Polska ma dwuletnią 30-miliardową linie kredytową z MFW
Polska będzie stabilnie rosła - prawie 4% rocznie w latach 2012-1013
Polska rozpatrzy każdą pomoc dla strefy euro
Fitch: Polska potrzebuje poważnych reform, by utrzymać rating
Barclays Bank zapłaci w USA 298 mln dolarów grzywny
Sprawa przeciwko Barclays Capital o przywłaszczenie 5 mld dol. Lehmana
Barclays Capital namawia do kupowania polskich CDS-ów. CDS jest rodzajem instrumentu finansowego, którego wartość rośnie, gdy inwestorzy spodziewają się, że kraj, który jest jego emitentem, może zacząć przeżywać problemy finansowe.

To kolejne ostrzeżenie dla Polski, które może świadczyć o tym, że nasz kraj przestaje być pupilkiem inwestorów, którym stał się w czasie kryzysu finansowego. Wcześniej Polskę ostrzegła agencja ratingowa Fitch: Edward Parker, szef zespołu zajmującego się rozwijającymi się gospodarkami europejskimi, przestrzegł na początku miesiąca, że jeśli nie zmniejszymy deficytu budżetowego, rating naszego kraju nie utrzyma się na dotychczasowym poziomie.
/art: przedrukowany z Rzepospolitej z dnia 17.I,2011/

==============================================================================


"Rzeczpospolita": Coraz więcej złego prawa
pcyl, PAP17.01.2011 aktualizacja: 2011-01-17 08:10
Zalewa nas masa niejasnych i skomplikowanych przepisów - alarmuje "Rzeczpospolita".

ZOBACZ TAKŻE
Jak wziąć "kratkę" w leasing pomimo chaosu w przepisach
NIK - przepisy o rodzinnych ogródkach działkowych do zmiany
Czy oznaczenie pochodzenia towarów będzie bardziej wiarygodne? Nowe przepisy UE
Nierzetelni budowlańcy trafiają na czarnej listę. Związek chce złagodzić przepisy
Przepisy ograniczające hałas blokują budowę dróg
Buble prawne - dlaczego za przelew na konto dewizowe trzeba płacić więcej
I tak koło się zamyka, a większość aktów prawnych liczy sobie mnóstwo zmian dokonanych po jakimś czasie. Trudno się w tym połapać nie tylko zwykłym obywatelom, ale nawet prawnikom. W 2010 r. Dzienniki Ustaw liczyły 18 tys. stron różnego rodzaju aktów prawnych. Przyczyną tak obfitej aktywności rządu i parlamentarzystów nie jest tylko konieczność dostosowania naszych regulacji do prawa unijnego. To również, niestety, kwestia niskiego poziomu korelacji w naszym systemie ustawodawczym. Brakuje spójnego systemu tworzenia prawa w Polsce.

Drugą przyczyną zatwierdzania, nie do końca spójnych i przemyślanych przepisów, jest pośpiech. Często zdarza się, że decydenci chcą pokazać, jak szybko pracują. A skutki są później zupełnie odwrotne. Konieczna jest zmiana procesu legislacyjnego, aby poprawić jakość prawa w Polsce - twierdzą prawni eksperci w "Rzeczpospolitej".
/art.przedrukowany z Rzeczpospolitej I;2011
==============================================================================

NAPISALI DO NAS "TECZKA" NR 125/I.2011


NAPISALI DO NAS "TECZKA" NR 125/I.2011
FRANCISZKANSKI RUCH EKOLOGICZNY CHARYTATYWNY I HISTORYCZNY
PRZESLAL NAM ZAPROSZENIE NA SPOTKANIE FILMOWE W GDANSKU W DNIU 8.I.2011 O GODZINIE 13-ej 30

Stowarzyszenie jest notyfikowane przy ONZ i Radzie Europy.



---------------------------------------------

SOSNOWIEC w latach 1973 -1980 był nieciekawym miastem, w którym w dniach wolnych od pracy nie było wiadomo co ze soba poczać. Uniwersytet Ślaski miał tam swoje filie humanistyczne : Instytut Filologii Romanskiej i Instytut Filologii Angielskiej.
Krótko trzymane przez wladze uniwersyteckie, Niemożliwe bylo np. zorganizowanie przedstawienia Moliere'a "les Femmes savantes", Studentce; która miala grać jedna z glównych ról, zagrożono wtedy usunieciem z uczelni; aparat fotograficzny; kupiony by robic zdjçcia przedstawienia osobiscie zabrał kolega partyjny i "zabezpieczyl" na amen. Rektorem U; Sl; jest prof; Wieslaw Banys, z Instytutu Romanistyki, zasluzony wôwczas;
Kiedy Dziennikarze Polonijni przyjechali do Katowic po raz pierwszym nie wierzyli własnym oczom.Nowe, jqsne bloki. otoczone drzewami. przestronne ulice i.... piękny pomnik Jana Kiepury w centrum miasta. Kiepura był " Chlopcem ze Sosnowca" i
jego dumą. Dlaczego nie mówiono o nim w tzw. "minionej epoce"? Może dlatego, że nosił się elegancko w jasnych garniturach
białych rękwiczka i nijak nie pasował do "panstwa chłopów i robotników"? Był też twórcą rozwoju Krynicy jako uzdrowiska.

A teraz, w Nowym Roku "wrôciismy do Sosnowca" - odezwał się z tego miasta Piotr Dolny , przysylając nam swojw wiersze i pisząc o swoich projektach życiowych. Zamieszczamy jego wiersz i podajemy adres mailowy. Piotr Jest niepełnosprawnym
młodym człowiekiem, bardzo zaradnym i lubiacym kontakty . Ma też swoja stronę internetową. Poznajcie Piotra i zaprzyjaźnijcie się z nim.

Piotr Dolny

Moje wiersze są wyrazem mojego stanu ducha. Przez nie jest mi łatwiej wyrazić co czuję, może to śmieszne, ale odkąd pisze, jest mi łatwiej w codziennym życiu. Ja sam przez to, że piszę, zacząłem inaczej patrzeć na świat, szarość dnia codziennego. A poza tym są osoby, które cenią mnie za to co piszę, podoba im się mój język i sprawy jakie poruszam w swoich wierszach: Miłość, Rodzina, Dom, Smutek... Ktoś kiedyś powiedział czytając jeden z moich wierszy Samo życie... Piszę od czterech lat, dotąd pisałem do szuflady, i dla kobiety mego serca. Głównie to za jej namową, moje wiersze zostały opublikowane na mojej stronie. Teraz daje je Wam do ocenienia i wyrażenia opinii na ich temat...
Dziekuję, Autor.



„Tuż obok…”

Tuż obok jestem – czy teraz mi wierzysz?
Tuż obok jestem – mówiłem, że się spełni.
Tuż obok jestem – na przekór wszystkiemu.
Tuż obok jestem – wierny sercu Twemu…

Tuż obok jestem – śmiało otwórz oczy.
Tuż obok jestem – będę z Tobą kroczył.
Tuż obok jestem – już nie będziesz sama.
Tuż obok jestem – tak jak tego chciałaś…

Tuż obok jestem – już na zawsze razem.
Tuż obok jestem – wciąż z radości płaczę.
Tuż obok jestem – to nie sen, to prawda.
Tuż obok jestem – Twój - moja ukochana…"

ARTYŚCI STAMTĄD I STĄD "TECZKA" NR 125/I.2011

ARTYŚCI STAMTĄD I STĄD "TECZKA" NR 125/I.2011

"NATURA I ARCHITEKTURA"- Jan Rożalski (IX.2010)
W miarę upływu lat architekci stają się coraz bardziej Malarzami.


----------------------------------------------------

ZAKĄTEK POETÓW "TECZKA" NR 125/I.2011

ZAKĄTEK POETÓW "TECZKA" NR 125/I.2011:

Tadeusz Gajcy:
Urodzony 8.II.1922 r. na ulicy Dzikiej, w poblizu Powazek , szkolç powszechna ukonczyl przy ul. Stawki, a potem gimnazjum O.O.
Marianôw na Bielanach. W czasie wojny uczçszczal na tajne komplety u Ojcôw,a potem na tajne wyklady polonistyki U.W.; gdzie spotkal m.in. T. Borowskiego i K; Baczynskiego. Zalozyl z innymi polonistami zwiazanymi z Konfederacja Narodu, pismo literackie
"SZTUKA I NARÓD" wydawane pod redakcja Onufrego Kopczynskiego , a po jego smierci w Oswiçcimiu, nadal publikowane przez mlodych poetôw do lipca 1944r. Naklad ostatniego Numeru splonal w czasie Powstania Warszawskiego. Zginal 16.VIII.1944,gdy Niemcy wysadzili w powietrze kamienice, w ktôrej stacjonowal oddzial powstanczy. Cialo jego znaleziono 1.VI.1945 w bramie Arsenalu i pogrzebano nastçpnego dnia w Kwaterze A-25 na Powazkach; w obecnosci matki. Pozostawil bogata tworczosc poety-
cka i prozaicka, wydana na powielaczu w Podziemiu. Po wojnie, wydawanie jego utworôw bylo ograniczone do trzech ksiazek . Leslaw Bartelski wydal "PISMA" i "UTWORY WYBRANE" ( w 1980 R.). Jeszcze w 1976 r; Stefan Zolkiewski przykleil tej grupie mlodych poetôw etykietke "faszystôw"( art." Model polskiej konspiracyjnej kultury literackiej" w tomie wyd; przez I.B.L. "Literatura Wobec Wojny i Okupacji") . Moze dzis warto przypomniec jego poezjç w dramatycznych chwilach, ktôre przezywa Narôd.

PRZED ODEJSCIEM;
Porasta jesienna mgla
môj kraj jak wlosem siwym,
Lecz zanim pozegnam go
dlonia z meczenskiej gliny,
lecz nim siç zgodzç z korona
cierniowych lip i wezme
w bok môj i serce bezbronne
ciemnosc jak ostre narzedzie,
niech blyskawicy lament
znôw mnie na wiecznosc wywola ,
bym uniosl sam siebie jak palmç
i plomien poczul u czola.

Po kościach zdeptanych idąc
porôwnam żywiol z żywiolem ,
gwiazde zawistną nazwę,
co nad ma glowa czeka,
mlodosc przywrôce i milosc
snom niewinnego czlowieka,
nad ktôrym wôl i osiolek
i aniol smutny siç zwiesza.

Nogą ognistosc przejde
jak ptak przez oblok przechodzi,
aby pod brzoza zweglona
mrôwke pochowac niezywa.-
I dlonie rzuce do wody ,
aby nie mogly zaplonac ,
gdy przyjdzie spoczac' pod krzyzem.

( z tomu "DO POTOMNEGO" - s. 111 - Spóldzielnia Wyd. ANAGRAM, 1992)
=============================================

BOLESLAW BIENIASZ _ WIERSZE O MUZYCE :

/Po latach poszukiwań i odosobnienia
zyskał ogromną sławę
Do niego to, do Padwy
przybywali uczniowie z całej Europy/

MAESTRO DELLE NAZIONI

Il Trillo del diavolo

Jak znaleźć przejmującą
melodię melodii
a dla kontrastu taniec
z błyskiem czarcich ślepi?
Skrzypek wirtuoz
szermierz
ksiądz
tajemny amant

śnił Giuseppe Tartini
nocą
że mu diabeł
grał
od lat wymarzoną
trylów nawałnicę

i ten śpiew
wyczuwalny na jawie
w oddali.

********

Henrykowi Jarzyńskiemu
mojemu drogiemu Profesorowi
z wdzięcznością

TRAKTAT O SKRZYPCACH

Zielony jawor faluje doliną
świerk z mroku wyrosły – jaśnieje

Smyczki pełne wiatru
żywicznego pyłu
mkną nad primadonną
- dyszkantową struną
odbite w złocie lakieru

W skrzypcach jest coś z prawdy
z radości
z zadumy
z modlitwy do Wszechbytu

z myśli błąkania
poprzez śnieżną zamieć

Coś z bezgranicznej swobody

(1991)

Z panem B. Bieniaszem spotkałam się na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie, w maju 2010 r; i
mogliśmy odrazu porozmawiac o naszych pasjach życiowych : muzyce i literaturze. Pan Bolesław, wychowany w krakowskim klimacie kulturalnym, przeniôsl te cechy i nastroje do Belgii, gdzie prowadzi żywą działalność literacką, muzyczną i pedagogiczną.
Dziękujemy za nadesłane wiersze. Nastrojem i tematem odbiegają , oczywiscie , od wierszy Tadeusza Gaycego. Kazdy przedstawia inna epokę, a więc inne wydarzenia i nastrôjś Poeci sq zwierciadlem swego czasu.
I warto ich przeciwstawiac wlasnie dlatego.

SPRAWY TEATRU "TECZKA" NR 125/I.2011

SPRAWY TEATRU "TECZKA" NR 125/I.2011:

TEATR W POZNANIU :

RECENZJE ,"TECZKA " NR 125/I/2011

RECENZJE :

- "ZÓŁTOWSCY Z GODUROWA " - spisała Izabela z Zółtowskich Broszkowska- Biblioteka WIEZI Tom 257, Warszawa, 2010

Wzorowa kronika jednego ze znanych rodôw Wielkopolskich Ziemian, zasluzonych dla kraju i rozwoju gospodarczego
Dzielnicy, ktôra zamieszkiwali - pod wzglefem gospodarczym i spolecznym.
Autorka zebrala korespondencje rodzinna i wiele cennych, ocalalych zdjec , ulozyla calosc chronologicznie i przy pomocy
tej "mozaiki" przedstawila zycie i orace paru pokolen Zoltowskich mieszkajacych w dworze godurowskim.
Marceli Zôltowski w 1879 r. zareczyl siç z Ludwiką Czarnecką z Gogolewa , a ich slub odbyl siç tegoz roku w dniu 5.XI.
Moze warto "dla potomnosci , zacytowac zalety i umiejetnosci panny Czarneckiej;
z owalu brazowej fotografii (takie byly wtedy modne) wyglada okragla; twarz, pelna spokoju, okolona zlotymi lokami.
Oprocz tego jednak panna Ludwika" odebrala wyksztalcenie domowe jakie sie nalezalo pannie z jej srodowiska .Môwila po
francusku, angielsku i niemiecku, znala lacine; byla bardzo muzykalna, grala dobrze na fortepianie, brala m:in: lekcje we
Wiedniu.Miala podstawy wiedzy z historii sztuki i architektury - znala siç na antykach : meblach, porcelanie i koronkach.
Podrozowala po Wolyniu i Podolu i az do Odessy ( wowczas bylo to ulatwione licznymi zwiazkami rodzinnymi - zajezdzalo
sie do krewnych; ktôrzy radzi byli gosciom by dowiedziec' sie wiesci rodzinnych i ze swiata). Zwiedzila tez Wieden, Paryz,
Wenecje i Wlochy.
Oprocz tego znala siç na gospodarstwie domowym i na kuchni, i umiala prowadzic dom; co nie bylo wcale tak prosta sprawa
jak by siç dzisiaj wydawalo. Umiala tez sama zrobic wszystko; co wchodzilo w zakres gospodarstwa domowego.
A wiec gotowala, piekla ciasta, robila zaprawy, kroila i szyla jak najlepsza krawcowa; Znajac te prace z wlasnego doswiadcze-
nia, latwo mogla zarzadzac liczna sluzba.
Pod okiem matki przygotowala siç do wypelniania obowiazkôw pani domu i gospodyni; wobec czestych we dworze i licznych
gosci. Dla Marcelego, ktôry mial otwarta glowe; a przytem i zadatki na dobrego gospodarza , a przytym dzialacza spoleczne-
go, byla to naprawde dobra kandydatka na zone." (s.59/60)

W dworach Wielkopolski goscinnosc obowiazywala na wysokim poziomie. Nie bylaby ona jednak mozliwa bez dobrej organi-
zacji domu i ludzi, ktôrzy w nim pracowali pod kierunkiem panstwa domu tj; sluzby. Jezeli chodzi o Godurôw - pozwalam
sobie zacytowac fragment ze strony 161:
" Obraz Godurowa nie bylby kompletny gdyby nie wspomniec o starych Ciszakach .Walenty Ciszak, urodzony w Niechanowie,
( innym dworze rodziny, polozonym pod Gnieznem )wyksztalcil siç na ogrodnika w Niemczech i Tatka (hr.Marceli Zôltowski)
wzial go ze soba gdy obejmowal Godurôw. Ciszak w Niechanowie jeszcze poznal" wyprawna pannç" cioci Rozi Czorbowej -
Honoratç- i osiedli oboje w Godurowie. Byli oboje bardzo pracowici i sumienni, przywiazali siç do nas wszystkich i cale juz
zycie spedzili w Godurowie. Byli to ludzie jakich juz dzisiaj niema. On energiczny despota, pasjonat w swoim zawodzie,
bardzo ambitny. Od czwartej rano latem sam uganial po ogrodzie lustrujac wszystkie katy(.....).
"Honorata Ciszakowa byla z domu szlachcianka Piotrowska. Zawsze o sobie môwila; ze zrobila mezalians. Bardzo zywa,
inteligentna, dowcipna; czytala codzien swoja gazetç, miala bardzo zdrowy sad o ludziach i rabala prawdç kazdemu.
Ktokolwiek przyjechal ze sluzby obcej lub sasiedniej, wszyscy pedzili do niej; radzili siç , sluchali, szanowali. "(s.162);
(...." wyprawna panna" - oznaczala osobç towarzyszaca pannie mlodej gdy wchodzila do nowego domu po slubie.)
Ta stara sluzba pozostawala we dworach czesto do smierci , a gdy nie mogla juz pracowac , przechodzila na "laskawy chleb"
tj miala zapewnione utrzymanie i opieke do konca zycia. Ubezpieczen spolecznych wtedy nie bylo - wiec byl to najlepszy
mozliwy system opieki spolecznej.

Cytowane fragmenty pochodza z zapiskôw drugiego pokolenia godurowskiego.
Autorka ksiazki nalezy zas do trzeciego pokolenia, ktôre odbudowuje wspomnienia przeszlosci. Tego rodzaju opracowania
stanowia bezcenny wklad do "prywatnej" czy "rodzinnej" historii Polski, przywracajac zagubione ogniwa i zapomniane w burzy
klimaty - patriotyzmu zakorzenionego i odparowujacego ciosy okresu Zaborôw ; Trzech Wojen( 1914-18,1920,1939-1945 i
okresu komunizmu, ktôry zniszczenia dopelnil. I tak naprawdç; tylko pozornie siç skonczyl, poniewaz zmienil wiele w spo-
sobie myslenia. spoleczenstw. A tzw." dzisiejsze czasy" pogoni za praca i pieniçdzmi oraz nieustannych zmian nie sprzyjaja
rozwadze i spokojnemu spojrzeniu na rzeczywistosc.

Maria
(Zygmunt Gloger - Encyklopedia staropolska t. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1972, s. 471

x/
" Wyprawna panna ":

W domach mozniejszych byl zwyczaj dodawania corce wychodzacej zamaz zaufanej "panny wyprawnej". Wczesnie to zatrudnialo starowna matkç - pisze L. Bplebiowski - kogo na te dostojnosc przydworna dla côrki przeznaczyc. Wybierala wiec
najzaufansza osobç, uroczyscie i z bloogoslawienstwem poruczala ja swojej côrce i wzajemnie jej swa côrke.Pannie zdawano zwykle pod rejestrem zwykle dokladnie i porzadnie spisanym cala wyprawe i garderobe mlodej pani. Jakie byly obowiazki "szatnego" u pana , takie "panny wyprawnej" u pani. Czuwala ona nad konserwacja wszystkiego, naprawa, przewietrzaniem szyciem rzeczy nowych, zabezpieczeniem futer od moli, praniem, prasowaniem, porzadkiem w pokojach pani, i dozorem nad jej służba żeńska. Odznaczały sie zwykle "panny wyprawne" wiernością i przywiązaniem do calej rodziny , a nie bylo wypadku żeby nie laczyla ich szczera i serdeczna milosc z tym domem , w ktôrym odbierały opiekę i wychowanie w młodości. Jezeli "panna wyprawna" byla mloda i przystojna, to po kilku latach sluzby u mlodej pani, dopomagano jej do wyjscia zamaz i wyprawiano huczne weselisko. Gdy zaś została starą panną , miała zapewniony kawałek chleba dożywotni i opiekę rodzinną
u dzieci i wnukôw swej pani.

sobota, 8 stycznia 2011

"TECZKA " NR 125/I/2011


"TECZKA" NR 125/I.2011

SPIS TRESCI

1/ ARTYKULY

2/ RECENZJE

3/ ROZMOWY

4/SPRAWY TEATRU

5/ZAKATEK POETÖW

6/ ARTYSCI STAMTAD I STAD

7/ KRONIKA KULTURALNA

8/ NAPISALI DO NAS

9/ WIADOMOSCI Z INTERNETU