poniedziałek, 25 lutego 2013

UŁOWIONE W SIECI;
Wybierając się do Lyonu na Spotkanie Drukarzy jesienia zeszłego roku, nawiązałam kontakt z sekretarzem organizatora Zjazdu, panią  Bernadette Moglia. Bytność na Zjezdzie bardzo sobie ceniłam; choć drukarzem nie jestem, ale miałam możnosc spotkać znajomych z Polski. Jako dziennikarz interesujç się tym co się wokoło mnie dziejem to jasne; Wyczytalam w mail'u pani Moglia ( z dnia 30.XI.12) notatkç o malo
znanej postaci paryskiej postaci Ferdinand POUILLON, architekcie i bibliofilu w jednej osobie.Działał on w Paryżu w latach 1950 – 1980 jako architekt – jeden  z największych w swoim czasie. Napisal ksiazke,LES PIERRES SAUVAGES »(« DzikieKamienie » ) Wielce utalentowany błyskotliwy, stanowi do dziś zagadkę dla  świata architektury i jest prawie nieznany. Zainteresował się tą postacią Marc Bedarida , również architekt i wykładowca historii architektury wspôłczesnej i  urbanistyki w Wyższej Narodowej Szkole Architektury PARIS-LA VILLETTE i przeczytał  jego książkę, Uznał, że postać to interesująca choć
kontrowersyjna.Napisał o nim studium « Ferdinand Pouillon » wydane w grudniu 2012, przez Editions
du Patrimoine. Obecnie w Lyonie, w Muzeum Drukarstwa; trwa do 3.III.2013  wystawa
dzieł wydanych przez paryskiego architekta -wydawcç. »De LA PIERRE  À LA PAGE » ( « OD KAMIENIA DO STRONY PAPIEROWEJ ») Postanowiłam wyprawic' siç na poszukiwanie F. Pouillon., w  przekonaniu, że odnajdę jego pracownię przy Place des Vosges. I może bçdç mogła obejrzeć choć
niektóre cudowne bibliofilskie wydania najwspanialszych dzieł  literatury europejskiej. Niestety – na Place des Vosges nikt nie slyszal.o Ferdynandzie  Poillon .i jego pracy wydawniczej( od 1974r) Trzeba przyznać, Że moi rozmôwcy zapêwne urodzili po 1950 r. Jakie są zasługi Ferdinand Pouillon dla francuskiej architektury? Odbudowa Starego Portu w Marsylii. Liczne budowle powstałe tak we Francji jak i zagranicą.
Miał żywot burzliwy i romantyczny, był skazany na wiçzienie, uzyskał jednak ułaskawienie Prezydenta.
W 1974 załozył Wydawnictwo bibliophilskie JARDIN DE FLORE i zająl siç wydawaniem rzadkich dzieł na modłç bibliofilską tj odpowiednio  zdobionych i drukowanych piękna czcionką.Komisarzem Wystawy jest pani Catherine Sayen ; ktôra towarzyszyla  Wydawcy w życiu i pracy . Dziś stara się szerzyć pamięć o nim i objaśnia  jego dzieło na Wystawie.
( do3/III/2013)
15e Concours International de Piano - Milosz MAGIN - Paris  mars 2013
Nous avons le plaisir de vous informer que le 15e Concours  
International de Piano - Milosz MAGIN se déroulera à Paris du 18  
au 23 mars 2013. Veuillez trouver les informations dans la pièce ci-
jointe ou sur notre site :
http://www.concours-milosz-magin.org/
Avec nos salutations.
Margot Magin (pour le comité d'organisation)
We would like to inform you that the 15th Milosz MAGIN  
International Piano Competition will be held in Paris from 18 to 23  
of March 2013. Please find the informations in the attached file or  
on our web site :
http://www.concours-milosz-magin.org
Yours sincerely.
Margot Magin (for the organizing committee)
Z przyjemnoscia zawiadamiamy ze 15 Miedzynarodowy Konkurs  
Pianistyczny im. Milosza MAGINA odbedzie sie w Paryzu w dniach 18 -  
23 Marca 2013. Informacje znajduja sie w zalaczonej broszurce czy  
pod adresem internetowym.
http://www.concours-milosz-magin.org
Z ryrazami szacunku.
Margot Magin (w imieniu komitetu organizacyjnego)
Concours International de Piano - Milosz MAGIN
31, rue David - d'Angers
F - 75019 Paris
Tel :  33 (0) 1 43 86 03 16
Fax : 33 (0) 1 43 86 56 45
concoursmagin@aol.com

TECZKA 151/II 2013 PRZEDRUK Z INTERNETU

Jolanta Krasnowska-Dyńka

Oświata a budżety samorządów

Samorządy szykują się na kolejny trudny rok. Rosną opłaty za odbiór odpadów, podatki od nieruchomości, ceny wody i miejskiej komunikacji. A wszystko po to, by załatać m.in. dziurawe budżety lokalnej oświaty i nie podejmować tak dramatycznych uchwał, jak likwidacja szkół. Jednak łatwo nie jest, bo oszczędzać nie ma już na czym, a wraz z narzuconymi przez centralną władzę kolejnymi obowiązkami nie idzie ani adekwatny strumień finansów, ani racjonalne decyzje.
Samorządom coraz trudniej dotować szkoły i przedszkola. Większość z nich już przeznacza na ten cel nawet 70% środków z własnego budżetu. Dopłacają z lokalnych podatków od mieszkańców. Gminy wiejskie dokładają mniej, miasta - więcej. Rekordziści, jak np. Warszawa, prawie drugie tyle, ile mają od państwa. W 20% gmin stałe wydatki na oświatę są większe niż całe dochody gmin.
U podstaw problemów samorządów leży wysokość subwencji, którą dostają na edukację od państwa. Z wyliczeń Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że w ciągu pięciu lat - analizowano okres 2006-2010 - koszty kształcenia uczniów wzrosły o ponad 40%. Tymczasem nakłady na edukację prawie wcale. Choć nominalnie poziom ministerialnej subwencji zwiększono o ponad 15%, to realnie miał on wymiar zaledwie 1%. Co więcej, prawdopodobnie te rządowe dotacje będą w kolejnych latach jeszcze mniejsze. Ich wysokość zależy bowiem od liczby uczniów, a ta z powodu niżu demograficznego systematycznie się zmniejsza - w ostatnich latach spadła o prawie milion! Oznacza to, że do samorządów płynie mniej pieniędzy. Tymczasem koszty kształcenia rosną. To dlatego samorządy domagają się zmian w Karcie nauczyciela oraz ustawie o systemie oświaty, licząc na większą swobodę w kształtowaniu polityki edukacyjnej. Bo szukać oszczędności już za bardzo nie mają gdzie.

Kropla w morzu potrzeb

Subwencja, jaką dysponują Siedlce, wynosi 114 mln zł. Już wiadomo, że w 2013 r. zabraknie 37 mln zł. Pieniędzy trzeba będzie szukać w lokalnych podatkach, czyli w rzeczywistości w kieszeniach mieszkańców. Prezydent Białej Podlaskiej Andrzej Czapski również przyznaje, że miasto dokłada do oświaty. - Rocznie kosztuje nas ona ok. 100 mln zł przy budżecie w wysokości 230 mln. Musimy wyłożyć dodatkowe 20 mln zł. Tak jest od zawsze, bo subwencja nigdy nie wystarczała. W dodatku na naszym garnuszku są przedszkola, na które nigdy nie dostawaliśmy rządowych pieniędzy - zaznacza. - Bardzo nas niepokoi to, że państwo narzuca nam zadania, nie dając na nie pieniędzy. Wiąże się to z ograniczaniem wolnych środków, które moglibyśmy przeznaczyć na rozwój miasta - zaznacza.
Ze skromnych budżetów do edukacji dokładają także gminy. - Roczny koszt ucznia wynosi u nas 9,5 tys. zł, a subwencja 7 tys. zł, czyli dokładamy 2,5 tys. zł na każdego wychowanka - wylicza wójt Wisznic Piotr Dragan. - Jesteśmy gminą, która stawia na rozwój. Dlatego w ubiegłym roku podjęliśmy decyzję o przekazaniu stowarzyszeniom trzech szkół. Okazało się bowiem, że rocznie do wszystkich projektów, jakie podejmowaliśmy na terenie gminy, dokładaliśmy tyle, ile wydawaliśmy na oświatę - tłumaczy, dodając, że krok ten był konieczny, bo każdego roku liczba uczniów zmniejszała się o kilkanaście osób, malała też subwencja, a koszty rosły. W pewnym momencie gmina dokładała do oświaty 1,7 mln zł, czyli 50% środków własnych. - Nie stać nas na taką politykę. Trzeba było podjąć decyzję, ale dojrzewaliśmy do niej długo, rozważając wszystkie „za” i „przeciw” - zapewnia wójt, uzupełniając, że stowarzyszenia dość dobrze radzą sobie z prowadzeniem szkół. Jedno z nich pozyskało ok. 200 tys. zł na projekty rozwojowe.
Oszczędności szukają wszystkie samorządy. - W ubiegłym roku musieliśmy połączyć szkoły w zespoły, ograniczamy administrację, zmieniamy formułę szkoły publicznej na niepubliczną, co oznacza odejście od Karty nauczyciela. Pozwala to na chwilowe złapanie oddechu. Jednak nie na długo. Niestety, sytuacja nie jest radosna - podkreśla prezydent Białej Podlaskiej.
To prawda. Wiele gmin, miast i powiatów właśnie podejmuje dramatyczne decyzje. Do końca lutego muszą zgłosić, które placówki oświatowe chcą zamknąć. I to prezydenci, burmistrzowie i wójtowie, a nie minister edukacji, będą adresatami gniewu lokalnej społeczności.

Premier obiecuje? Niech premier da

Włodarze przyznają, że najwięcej pieniędzy pochłaniają wynagrodzenia nauczycieli. - Na ten cel wydaliśmy w 2012 r. ponad 86,7 mln zł -  mówi S. Kurpiewski, szef wydziału oświaty w siedleckim magistracie. Natomiast wójt P. Dragan wylicza, że przed ubiegłoroczną likwidacją na nauczycielskie pensje gmina przeznaczała ok. 90% środków. Okazuje się, że tak dzieje się w większości samorządów. W co piątej gminie do nauczycieli idzie wszystko, co dostanie, w niektórych - wszystko, co ma w kasie. A pensji nie można negocjować. Tymczasem w krajach, które zdecydowały się na zdecentralizowanie odpowiedzialności za oświatę, na poziomie lokalnym zarówno ustala się pensje nauczycielskie, jak i podejmuje decyzje, ilu ich zatrudnić (np. w Szwecji). W Polsce, zgodnie z Kartą, praktycznie nie można zwolnić z pracy nauczyciela zatrudnionego na czas nieokreślony. Dyrektor placówki musi zapewnić etatowym belfrom pensum godzin (w ramach pracy szkoły - niektórzy nauczyciele uzupełniają pensum np. w świetlicy). A przecież trzeba jeszcze utrzymać budynki, dołożyć do programów unijnych, które pozwolą uczniom z regionu lepiej wystartować. Zreperować gimbusy, bo państwo zobowiązuje samorządy do zapewnienia uczniom transportu.
Co więcej, MEN corocznie wylicza, jakie było średnie wynagrodzenie nauczycieli w całej Polsce, a samorządy są zobligowane wyrównać dochody swoim, gdyby odstawali w dół. To szczególnie frustrujący element systemu, bo średnią zarabia mniejszość.
Nic zatem dziwnego, że zawsze, gdy MEN ogłasza podwyżki nauczycielskich pensji, samorządy łapią się za głowy. We wrześniu 2012 r. wydano komunikat o 7% wzroście płac. - Donaldowi Tuskowi z łatwością mogło przychodzić komunikowanie społeczeństwu na przykład, że „nauczyciele dzięki rządowi Platformy Obywatelskiej znowu dostaną podwyżki”, zwłaszcza jeśli premier za podniesienie nauczycielskich pensji sam - z kasy budżetu państwa - nie płaci, gdyż te stają się problemem samorządów - mówi z goryczą burmistrz jednego z miast.

Drogie urlopy

Finanse samorządów komplikują także urlopy dla podratowania zdrowia, za które również muszą płacić. Z uzyskaniem do niego prawa pedagog nie ma problemu. Zgodnie z art. 73 Karty nauczyciela może go otrzymać, jeśli jest zatrudniony na pełnym etacie. Dodatkowo musi przepracować siedem lat. W ciągu całej kariery może na takim urlopie przebywać do trzech lat. Okazuje się, że nauczyciele chętnie z przywileju korzystają. W Siedlcach w minionym roku na urlopach tych przebywały 54 osoby, w 2011 r. - 52. - Wiąże się to z koniecznością zorganizowania zastępstwa na zajęciach, oczywiście w ramach budżetu miasta. Ustawodawca nie przewiduje żadnych dodatkowych środków finansowych na ten cel - tłumaczy S. Kurpiewski. W 2012 r. koszty związane z urlopami dla poratowania zdrowia wyniosły ponad 1 mln zł. W Białej Podlaskiej kwota była podobna. - We wszystkich zawodach jest tak, że w ramach składki ZUS pracownik ma prawo zachorować i pójść na roczną rentę. Dlaczego akurat w przypadku nauczycieli świadczenie to nie przysługuje i musi je płacić pracodawca? Ponieważ rentę chorobową trudniej uzyskać - uważa prezydent A. Czapski. - Nie ukrywam, że zarządziliśmy, by wnioski sprawdzali lekarze medycyny pracy. W efekcie liczba podań spadła. Moim zdaniem to nadużycie, że orzeczenie o rocznym urlopie daje lekarz pierwszego kontaktu - dodaje.
Podczas ubiegłotygodniowej konferencji prasowej minister Krystyna Szumilas zapewniła, że chce uszczelnić system udzielania urlopów dla poratowania zdrowia. - Zaproponuję, by był on przyznawany przez lekarza medycyny pracy i orzekany w momencie, kiedy nauczyciel będzie zagrożony chorobą zawodową wynikającą ze środowiska pracy, którą wykonuje - obiecała Szumilas.

Maszynki do robienia pieniędzy

Drenaż samorządowych budżetów stanowią też szkoły dla dorosłych. Problem dotyczy zarówno średnich, jak i policealnych placówek niepublicznych. Stały się one kopalnią pieniędzy dla ich prywatnych właścicieli, bowiem samorządy muszą przekazywać pieniądze na każdego ucznia, nawet jeśli pojawił się on na zajęciach tylko raz w ciągu semestru. A tak się, niestety, zdarza. Wprawdzie od tego roku pieniądze mają być przekazywane tylko na uczniów, którzy mają ponad 50% frekwencję. Jednak samorządowcy zastrzegają, że nie mają możliwości kontroli rzeczywistej obecności uczniów na zajęciach.
- W tym zakresie obowiązuje uchwała rady miasta szczegółowo regulująca ustalenie trybu udzielania i rozliczania dotacji publicznym i niepublicznym przedszkolom oraz szkołom prowadzonym przez osoby fizyczne i prawne, inne niż jednostka samorządu terytorialnego - tłumaczy naczelnik siedleckiej oświaty. - Udzielanie i rozlicznie dotacji dla szkół niepublicznych zostało także objęte procesem zarządzania jakością. Ponadto pracownicy urzędu miasta przeprowadzają w tych szkołach kontrole. Do tej pory nie stwierdzono większych nieprawidłowości. Dotację na jednego ucznia niepublicznej szkoły policealnej - publiczne szkoły policealne funkcjonują tylko w ramach Centrum Kształcenia Ustawicznego prowadzonego przez miasto Siedlce - w naszym mieście w 2012 r. ustalono na 183,92 zł miesięcznie - dodaje.
Gorsze doświadczenia w temacie szkół dla dorosłych miał bialski samorząd. - Przez dwa tygodnie nasi urzędnicy sprawdzali jedną z placówek. Nie zastali w niej ani jednego ucznia. Zatrzymaliśmy subwencję, a sprawę skierowaliśmy do prokuratury - opowiada prezydent A. Czapski. - Jeżeli ministrowie Rostowski i Szumilas chcą szukać oszczędności, niech robią to właśnie w tych szkołach. Są one maszynkami do robienia pieniędzy, bo zbyt łatwo można taką placówkę otworzyć - twierdzi.

I Salomon nie rozwiązałby zadania...

Gdyby dostawał coraz mniej pieniędzy, a wydawać musiał więcej. Mimo to samorządowcy zaprzeczają zarzutom, jakie czasami słyszą, że uczeń to dla nich zło konieczne, bo z każdym rokiem staje się coraz droższe. - Oświata to ważny zakres działalności samorządowej. Staramy się wywiązywać z tego zadania, np. przystępując do różnych projektów unijnych umożliwiających m.in. naukę języków obcych. Wyrównywaliśmy szanse, oddaliśmy kompleks w Wisznicach. Jednak z własnych środków nie byłoby nas na to stać - podkreśla wójt Wisznic. - Inwestowanie w oświatę jest bardzo potrzebne, ale nie może dojść do paradoksu, że utrzymujemy klasy trzyosobowe. U podstaw rozwoju każdego człowieka leży oświata i trzeba o nią dbać. Tak myśli każdy samorządowiec - zaznacza P. Dragan.
Z kolei prezydent A. Czapski podkreśla, że z każdym rokiem uczeń będzie droższy, bo mamy niż demograficzny. Mimo to samorządy muszą sobie radzić. I robią to, jak mogą. - Placówki wyglądają dzisiaj zupełnie inaczej, niż kiedy prowadziło je państwo. Budujemy, inwestujemy. Mam propozycję: jeśli to rząd ustala standardy zatrudnienia, płace, Kartę nauczyciela, to niech płaci pedagogom, my natomiast utrzymamy obiekty. Niech reguły będą jasne i czytelne. Po prostu uczciwe - podkreśla włodarz.
Jolanta Krasnowska-Dyńka
Echo Katolickie 7/2013
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego
Jak Pan ocenia relację samorząd - oświata?
Z jednej strony każdy samorząd należy rozpatrywać osobno. Z drugiej widać wyraźną prawidłowość, że ich włodarze traktują edukację nie jako inwestycję w rozwój, lecz jako ciężar dla ich budżetów. Dominuje myślenie w kategoriach cięcia kosztów, a nie dbania o dobro ucznia.
Rząd coraz więcej obowiązków przerzuca na samorządy, ale nie idą za tym zwiększone środki finansowe...
I to powoduje w pewnym sensie zrozumiałą frustrację samorządów. Wpisuje się to w szerszą strategię pozbywania się przez rząd odpowiedzialności za poszczególne aspekty życia społecznego. Na szczęście w przypadku edukacji jeszcze daleka droga do realizacji tego celu.
Ostatnio dużo mówi się o konieczności korekty Karty nauczyciela. 31 stycznia minister edukacji na spotkaniu m.in. z samorządowcami przedstawiła propozycję zmian dokumentu.
Można powiedzieć, że po raz pierwszy od lat w MEN zwyciężyła chęć prowadzenia partnerskiego dialogu ze stroną społeczną. Pozytywnie odbieram to, że resort odrzucił najbardziej demagogiczne postulaty, jak te dotyczące zwiększenia pensum. Rozmowy dotyczące zmian w Karcie nauczyciela będą trwały. Mam nadzieję, że zakończą się mądrym kompromisem.
Jakie reformy powinny być podjęte w tym momencie, by szkolnictwo w Polsce osiągnęło lepsze rezultaty?
Po pierwsze, odtworzenie silnego nadzoru pedagogicznego. Po drugie, stworzenie skutecznej prawnej zapory przed przekazywaniem szkół w ręce niepubliczne. Po trzecie, zwiększenie nakładów tak, ażeby niż demograficzny nie był okazją do cięć, lecz do poprawy jakości nauczania (mniejsze klasy).
Czy Pana zdaniem dla samorządu uczeń to zło konieczne, bo coraz droższe?
Jeśli rządzący nie zrozumieją, że edukacja to najlepsza inwestycja rozwojowa, to uczeń zawsze będzie postrzegany jako wydatek w budżecie samorządowym lub centralnym.


MOIM ZDANIEM

Alina Kozińska-Bałdyga
prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych

Rodzice są siłą, która może zmienić edukację na lepsze. Muszą się zorganizować, nauczyć współpracować ze sobą dla dobra nie tylko własnej pociechy, ale wszystkich dzieci w klasie i szkole. Zachęcamy rodziców do zakładania stowarzyszeń wspierających szkoły samorządowe i przejmujących je w razie likwidacji. Żadna wiejska placówka nie powinna zniknąć z mapy wsi. Każdą można uratować poprzez jej przejęcie przez stowarzyszenie, choć bywa to trudne. Zwracamy rodzicom uwagę na to, że bardzo ważne jest prawo własności. Dziś całe mienie szkolne, powstałe nie tylko z pieniędzy publicznych i funduszy europejskich, ale także składek na komitet rodzicielski czy wytworzone dzięki pracy społecznej rodziców, jest własnością gminy. Może ona dowolnie nim gospodarować, np. sprzedając w razie likwidacji szkoły. Tymczasem to stowarzyszenie może być właścicielem. Wspólnota rodziców jest w stanie dokonać wielkich zmian nie tylko w swojej szkole, ale także w oświacie na poziomie gminy, powiatu i województwa. Są do tego narzędzia w postaci funduszy dla organizacji pozarządowych. Niestety nie są one powszechnie używane przez samorządy do aktywizacji rodziców. Gminy nie odkryły jeszcze, że ich największym sojusznikiem mogą i powinni być obywatele zorganizowani w stowarzyszeniach. Bywa to trudny partner, ale współpraca samorządów i organizacji pozarządowych to nadzieja na zmianę i wyjście z kryzysu. Poza tym samorząd to nie wójt czy radni, jak się potocznie mówi, ale mieszkańcy miast i wsi. To wszyscy wolni obywatele, do których zgodnie z naszą Konstytucją (art. 4) należy władza w naszym kraju. Sprawujemy ją poprzez naszych przedstawicieli - wójta, burmistrza itd. Jednak władza ta przeżywa kryzys. Wyjściem z niego jest władza bezpośrednia, partycypacja obywateli. Europejskim przykładem jest Szwajcaria, od niedawna także Islandia. Problemem jest przygotowanie do sprawowania takiej władzy. Po prostu musimy się nauczyć decydowania i brania odpowiedzialności za decyzje. Uważamy, że miejscem uczenia się takiej odpowiedzialności dla ludzi dorosłych jest szkoła naszych dzieci. Tę edukację można zacząć od zadbania o mienie szkolne kupowane ze składek rodziców. Dlatego zachęcamy rodziców do organizowania się w stowarzyszenia wspierające szkoły i przedszkola. Stowarzyszenie wspierające lub prowadzące placówkę edukacyjną może być właścicielem mienia, może pozyskiwać środki. To szkoła edukacji obywatelskiej i ekonomicznej dla rodziców. Jestem przekonana, iż takie stowarzyszenia to przyszłość w naszej oświacie.
NOT. MD

Rober Godek,
wiceprezes zarządu Związku Powiatów Polskich

Każdy uczeń w dobie dzisiejszego kryzysu demograficznego nie jest dla samorządów żadnym złem koniecznym, ale skarbem na wagę złota. Podobnie jak każde dziecko urodzone i wychowywane w naszym kraju. Moim zdaniem relacje samorząd - oświata są dobre. Tak wynika z mojego kilkunastoletniego doświadczenia w pracy samorządowej. Zarówno jeśli chodzi o współpracę z samymi szkołami, jak i związkami zawodowymi. Rozbieżności rzadko występują na poziomie lokalnym, bardziej chodzi o poziom centralny i rozwiązania ustawowe, a tak naprawdę o niewystarczające środki finansowe przekazywane do samorządów na różne zadania, w tym szczególnie na oświatę. Skutkuje to tym, że w samorządach mających rozbudowaną sieć szkół - szczególnie na terenach wiejskich, przy obecnym niżu demograficznym - poszczególne gminy stają przed dylematem: utrzymywać szkołę dla kilkudziesięciu uczniów czy połączyć ją z inną placówką. Każde rozwiązanie wywołuje kontrowersje, a jednym z nich byłoby zwiększenie pensum nauczycielskiego, co pozwoliłoby na mniejsze koszty zatrudnienia - i to podnoszą organizacje samorządowe na szczeblu ogólnopolskim. Subwencję oświatową powinno się zwiększyć w pierwszej kolejności o środki na prowadzenie przedszkoli (gminy) i szkół zawodowych (powiaty). Jest to racjonalne, gdyż przedszkola są wydatną pomocą dla rodzin i dobrze przygotowują dzieci do szkoły, gminy zaś praktycznie w całości utrzymują je ze swoich środków. Uzyskanie subwencji złagodziłoby też skutki finansowe niżu demograficznego w gminach, odciążając nieco zaangażowane środki na prowadzenie szkół. Z kolei prowadzone przez powiaty szkolnictwo zawodowe jest z natury droższe niż ogólnokształcące. Ma jednak istotne znaczenie dla gospodarki, dlatego powinno być nowoczesne, dobrze wyposażone, a to wymaga wysokich nakładów. Dlatego też subwencja na te cele powinna zostać zwiększona w najbliższych latach.
opr. ab/ab


Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

wtorek, 19 lutego 2013

TECZKA NR 151.II.2013 KRONIKA KULTURALNA

Oświadczenie :

Odejście Benedykta XVI-go , ogłoszone Kollegium kardynałów 13.II.13, wywołało w świecie prawdziwy wstrząs. Poza najbliższym otoczeniem; które spotykając Papieża na codzień, dostrzegało jego ubytek sił. Zauważał to przede wszystkim On sam i pojmował, że coraz Mu ciężej utrzymać ster Piotrowej Łodzi - tak by plynęła w dobrym kierunku. Narosle od II-ej Wojny Światowej problemy w skali  zwł. europejskiej - między państwami Unii Europejskiej , opartymi na kulturze chrzescijańskiej lecz narodowo bardzo odrębnymi, szerzące się zeświecczenie (laicyzacja) wprowadzanie ( jak we Francji ostatnio) ustaw spolecznie szkodliwych ( czego sami deputowani nie zdają się rozumieć)  - wszystko to zmieniło zupełnie obraz świata - a więc wymagało bardzo szybkiego reagowania , na co wiekowemu Papieżowi nie stało juz sił. 
Nad swoją sytuacją zastanawiał się zapewne długo i podjął odpowiednia decyzję. Spotkała się ona z uznaniem wielu głów państwa i jednocześnie z żalem ze strony ludzi; którzy cenili m.in. środowe spotkania na Placu Sw. Piotra i papieskie nauki podczas nich wygłaszania. 
Benedykt XVI był wielkim teologiem ale też człowiekiem wielkiej dobroci  i to zjednywało Mu serca ludzi , tłumnie przybywających na Plac Św. Piotra lub sluchających go poprzez media w różnych krajach świata. 
BENEDYKT XVI dobrze zasłużyl się Kościołowi i ludziom w całym świecie.

Stowarzyszenie" PRZYJACIÓŁ C.K.NORWIDA "/ "LES AMIS DE C.K.NORWID"

PREZES....Krzysztof Jeżewski...................................      CZŁONKOWIE :

SEKRETARZ .Jadwiga Dąbrowska............................       .Jan Rożalski


SKARBNIK..K Jeżewski..............................                        Grace Bertrand.

                                                        
                                                                                               Tadeusz ..Różycki

                                                                                               Wiktoria Władkowska

piątek, 15 lutego 2013

ROZMOWA Z PROFESOREM JANEM SARNĄ Z INSTYTUTU IM. PROF ZBIGNIEWA RELIGI W ZABRZU

ROZMOWA z Profesorem Janem Sarna z Instytutu im. prof. Zbigniewa Religi w Zabrzu.
REDAKCJA : Spotkaliśmy się trzy lata temu w Instytucie. Jak rozwija się praca naukowa Pana placówki?
-Prof. ZB.Sarna- Rozwijamy się bardzo i to w różnych kierunkach.
1/ Pracujemy nad konstrukcja sztucznego serca
2/ mamy znaczne postępy w pracy nad robotem kardiochirurgicznym
3/ zakończyliśmy pracę nad tzw. " zastawką autonomiczną" serca.

Redakcja: Podczas naszego poprzedniego spotkania była mowa o pewnych kłopotach finansowych Fundacji. Jak ta sprawa wygląda obecnie?
Prof. Zb Sarna - szczęśliwie wyszliśmy z tamtych kłopotów finansowych. Dziś mamy nowe  kłopoty finansowe, ale innego rodzaju. Mówię o tym z pewnym uśmiechem dlatego, że wykonaliśmy pełną modernizację i klimatyzację  banku tkanek - mniej więcej milion zł. ze środków Polgraftu, Ministerstwa Zdrowia. Jest to raczej Komisja organizacyjna, niż coś materialnego.W każdym razie teraz zaczynamy modernizację Laboratoriów Sztucznego Serca z pozyskanych środków Unijnych. Za kilka miesięcy skończymy adaptację tych pomieszczeń do standardu światowego. Z wlasnych srodków utworzylismy nowe pomieszczenia dla Laboratorium Bio-inzynierii. Widzi więc Pani, że tego napięcia inwestycyjnego jest duzo. Nie obylo się niestety bez klopotów i posiłkowania się kredytem komercyjnym. Dlatego mówiłem o kłopotach - bo jak się zaciąga kredyt komercyjny, to zawsze jakieś kłopoty z tego wynikaja. Ale nie są to kłopoty zwijania się, lecz kłopoty ROZWIJANIA się.
Redakcja : No to już bardzo wiele.
Prof. Zb. Sarna: To sa takie kłopoty, które każdy z nas ma i chciałby mieć. Bo jak się coś rozwija, to zawsze są kłopoty; ale innego rodzaju.
Redakcja: To bardzo dobrze. Ilu pracowników ma Instytut? Czy jest to jedno laboratorium czy kilka?
Prof. Zb.Sarna: Instytut ma około Osiemdziesięciu pracowników. Nasz Instytut Pracy Serca sklada się z trzech pracowni - mianowicie : Pracowni Sztucznego Serca, Pracowni Bio-cybernetyki : tam się tworzy robotyki (robotyki medycznej byloby wlasciwsza nazwa, bo ona w tym kierunku się rozwija)  PRACOWNI Bio-inzynierii; potem jest Zaklad Prototypów, i Zaklad Mikrobiologii i Histopatologii oraz Bank Tkanek, który pozyskuje, preparuje i przygotowuje tkanki do wszczepienia w róznorodnych szpitalach. To są zarówno zastawki jak i żyły, wiązadła jak i rogówki. Wiele różnorodnych tkanek.
Redakcja : Liczac od poprzedniego Forum do obecnego - ile takich operacji miało miejsce?
- na przestrzeni roku?
 Prof.Zb.Sarna:Liczac z preparatami opracowanymi przez bank tkanek -to jest rzad kilkuset.
Redakcja : Az kilkuset! To bardzo dużo! A ile trwa pobyt pacjenta  w szpitalu -po operacji?
Prof. ZB.Sarna: To zależy od rodzaju operacji.
Redakcja : Chodzi mi o serce dziecka!
Prof. Zb.Sarna :Technologie medyczne sa takie,ze jak się kiedyś leżało po przeszczepie dwa miesiace, to teraz dwa tygodnie. TECHNOLOGIE SA CORAZ LEPSZE LEKI SĄ CORAZ LEPSZE. ALE PRZEDE WSZYSTKIM KWALIFIKACJE PERSONELU! I chirurgów i pielęgniarek i kardiologów; To nabywanie doswiadzenia : Ci ludzie sa coraz bardziej wprawni, coraz bardziej doświadczeni. Dlatego pacjenci na tym korzystaja; mają leczenie przez coraz lepiej wykwalifikowana kadrę.
To jest najważniejsze! Najważniejsi są ludzie!
Red.- Dziękuję Panu Profesorowi za rozmowę.

ALBUM O POMNIKU SMOLEŃSKIM

„POMNIK SMOLEŃSKI”
Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku w czerwcu br. wydało album
Dokumentujący pokonkursową wystawę projektów na koncepcję
pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy lotniczej pod
Smoleńskiem. Atrakcyjne edytorsko i bogato ilustrowane wydawnictwo
prezentuje wszystkie nadesłane projekty – zarówno te
zakwalifikowane, jak również odrzucone przez Sąd Konkursowy. W
sumie 94 koncepcje. Wśród nazwisk twórców pojawiają się też
architekci i artyści z rejonu radomskiego, m.in. Tadeusz Derlatka,
Stanisław Romańczuk, Wojciech Gęsiak.
Publikację rozpoczyna wstęp przewodniczącego Sądu Konkursowego
– prof. Adama Myjaka oraz tekst kuratora wystawy – Mariusza
Knorowskiego. W pierwszej części publikacji przedstawiony został
werdykt jury wraz z uzasadnieniem wyboru zwycięzców oraz
zaprezentowane prace nagrodzone i wyróżnione – zdjęcia makiet,
a także wizualizacje. Zaś druga część albumu obejmuje
pozostałe projekty. Całości dopełniają biogramy.
Wydawnictwo w polskiej, angielskiej i rosyjskiej wersji językowej.
Orońsko 2012, format 230 x 300 mm, objętość 272 s., kolor,
oprawa twarda
Fot. Jan Gaworski

TECZKA 151/ II. 2013


KRONIKA KULTURALNA 151.II.2013

Chers Amis,
je vous invite cordialement au concert exceptionnel dédié à
Witold Lutoslawski, un des plus grand compositeur polonais.
Le concert qui se déroulera mercredi, le 30 janvier à 19h à la
Bibliothèque Polonaise de Paris.
Au plaisir de vous y voir!
amicalement
Agnieszka Lucya
Bellini(Norma):
http://youtu.be/-kdHiVj4Wnk
Manchester Impressions(improvisations around J.S.Bach with Tomasz
Kurowski on electric guitar):
http://youtu.be/3VsnQgTdsW8
Ravel, Kaddish:
http://youtu.be/cehXX6J9W9w
Kurt Weill, Mack The Knife
http://youtu.be/X389Lpq5NcQ
photography:
www.ladiva.carbonmade.com

niedziela, 3 lutego 2013

TECZKA NR 150 PIERWSZA ROCZNICA

PIERWSZA ROCZNICA.

ROK temu odszedł od nas ksiądz Witold Kiedrowski, niezwykły Człowiek i Kapłan.
Kochany przez wszystkich za swoją dobroć i uśmiech, którymi  obdarzał każdego, kto się do niego zbliżył. Wyświęcony jeszcze  przed II-ą Wojną Światową, od 1.IX.39 kapelan wojskowy, ratujący rannych żołnierzy. Mówiący niemieckiemu pułkownikowi, że , w myśl Konwencji Genewskiej, ma obowiązek opiekować się rannymi wojskowymi nieprzyjaciela. I rezygnujący z ucieczki choć miał po temu  sposobność'. Przeżył " czasów wiele" -  był w obozie na Majdanku, gdzie jako aptekarz stworzył linię kontaktu dzięki temu , że do Obozu przychodzili robotnicy z zewnątrz. Z tego pobytu zachowało się 87 grypsów  stanowiących swoiste dzieło literackie. Patrzył z przerażeniem jak na jego oczach rozstrzelano jednego dnia 17.000 więźniów. Wtedy usłyszał nagle, że ktoś krzyczy okropnym głosem i dopiero po chwili zrozumiał, że to wyje z bólu on sam! Nie mógł wrócic' do kraju w 1945 r., ponieważ tylko na to czekano
by go aresztować.Stał się więc, wbrew woli, przymusowym emigrantem. " Poszedłem na Prefekturę i złożyłem dokumenty. Potem powlokłem się do Notre Dame." Był to dla niego wielki ból. Później czynił starania by pojechać na pogrzeb Matki, ale i na to władze PRL nie dały zgody. Został więc we Francji - otrzymując Kartę "bezpaństwowca"- jak to wtedy się nazywało. I przez wszystkie te lata - do 2012 roku - był i pracował w Parafii polskiej przy rue Saint-Honoré. W szpitalu na kilka godzin przed śmiercią, zdawał sobie sprawę ze swego stanu i powiedzial do otoczenia : " Nie przeszkadzajcie mi. Jestem konający". Zapewne teraz " w Domu Ojca" pamięta o nas tu przebywających i wyprasza nam różne potrzebne Łaski. My równiez pamiętamy o Nim; zwracając się doń z różnymi kłopotami i prośbami. A on składa
je Ojcu Naszemu Niebieskiemu.
                                                                       
 Redakcja "TECZKI"

sobota, 2 lutego 2013

TECZKA NR 150 ARTYKUŁ

SIEMCZYNO
Śladami historii wsi i pałacu w Siemczynie

    Na terenie Polski jest wiele uroczych i zadziwiających miejsc. Niewątpliwie jednym z nich, dziewiczym i niemalże nietkniętym przez ludzkie ręce, jest Pojezierze Drawskie. To właśnie tutaj leży urokliwa, pełna tajemnic wieś Siemczyno.
Siemczyno położone w województwie zachodniopomorskim na Pojezierzu Drawskim w Gminie Czaplinek liczy sobie zaledwie czterystu trzydziestu mieszkańców (2007 r.). Leży ok. 6 km na zachód od Czaplinka przy drodze krajowej nr 20 Gdynia–Stargard Szczeciński, nad brzegiem zatoki Henrykowskiej Jeziora Drawsko (największego pomorskiego jeziora), między Czaplinkiem a Złocieńcem. Tereny w okolicy Siemczyna są pofałdowane, pełne wzgórz, jezior, lasów oraz licznych zatok i zatoczek Jeziora Drawsko. Siemczyno leży na 147 m n.p.m. Współrzędne geograficzne: 53°33′26″N 16°07′54″E.
Jeśli spojrzeć na tę wieś od strony historycznej, to Siemczyno zaskakuje swoją długą i ciekawą historią. Pierwsze wzmianki o wsi pochodzą z 1292 roku. Obecna nazwa wsi funkcjonuje od połowy XX wieku. Niemcom Siemczyno znane jest jako Heinrichsdorf, od imienia legendarnego założyciela, rycerza Heinricha (Henryka), przybyłego na te tereny wraz z templariuszami w XIII wieku. Tuż po wkroczeniu wojsk polskich i sowieckich w 1945 r.  Siemczyno zmieniło nazwę na Henrykowo (spolszczenie nazwy niemieckiej), a w roku 1947 w ramach zmian ideologicznych przemianowano je na obecnie używane Siemczyno. 
W latach 1368-1668 Siemczyno pozostawało w granicach polskich, a później przez kolejne ponad sto lat do pierwszego rozbioru Polski (1772) stanowiło enklawę polskości dzięki właścicielom tych terenów, o których za chwilę.
Siemczyno (Heinrichsdorf) przez okres kilku stuleci należało do rodu von der Goltz. W 1292 roku von Goltzowie zakupili część wsi Heinrichsdorf od rodziny von Besskow. Z czasem kupili także okoliczne ziemie, by w roku 1513 stać się posiadaczami całego Siemczyna, Rzepowa (wieś oddalona o 5 kilometrów) oraz części lasu Kaleńsko (dokonali tego bracia Jan, Konrad, Sobald i Aleksander von der Goltz). W roku 1554, po śmierci Heinricha von der Goltz, główna siedziba rodu von der Goltz zostaje przeniesiona do Siemczyna. W roku 1597 rodzina von der Goltz otrzymała od króla Zygmunta III prawo do własności nad tymi ziemiami, wzbogaconymi o wsie Piaseczno, Warniłęg i Broczyno. Prawu temu przynależna była władza sądownicza na terenie domeny von der Goltz. Właściciele Siemczyna cieszyli się w ówczesnych czasach wysoką pozycją społeczną. Wzbudzali respekt u okolicznych władz Czaplinka i Złocieńca, a nawet Starostwa Drahimskiego. Balthazar von der Goltz wybudował dwór w Siemczynie (Heinrichsdorf) w roku 1640 będący podwaliną późniejszego okazałego pałacu – siedziby rodu.
W roku 1655, wojska szwedzkie zalały Rzeczpospolitą. Wydarzenie to znane jest pod nazwą „potopu szwedzkiego”. Właściciel Siemczyna tak, jak wcześniej bywało, stanął i tym razem po stronie króla polskiego. Warto podkreślić, że 21 lipca 1655 roku to właśnie tu w Siemczynie, Szwedzi przekroczyli granicę polską.

Historyk Ludwik Kubala (1838-1918) w swoich szkicach tak opisuje potop:    
„Gdy posłowie polscy wracali za Szwecyi do Gdańska, felmarszałek Wittenbert, zgromadziwszy 17.000 ludzi, przeważnie Niemców, i mając od kurfirsta pozwolenie przemarszu przez brandenburskie Pomorze, przekroczył 21. lipca z 72 działami, wśród dźwiękóu trąb i huku kotłów, pod Heinrichsdorfem granicę Polską i stanął obozem pod Tempelburgiem, pół mili od Drahimia”.

Literacki opis tego wydarzenia zawarł w „Potopie” Henryk Sienkiewicz (1846-1916):
„Na koniec, w dniu 21 lipca, w lesie pod wsią Heinrichsdorfem ujrzały zastępy szwedzkie po raz pierwszy słup graniczny polski. Na ten widok całe wojsko uczyniło okrzyk ogromny, zagrzmiały trąby, kotły i bębny i rozwinęły się wszystkie chorągwie. Wittenberg wyjechał naprzód w asystencji świetnego sztabu, a wszystkie pułki przechodziły przed nim prezentując broń, jazda z dobytymi rapierami, działa z zapalonymi lontami. Godzina była południowa, pogoda przepyszna. Powietrze leśne pachniało żywicą.
     Szara, zalana promieniami słońca droga, którą przechodziły szwedzkie chorągwie, wybiegając z heinrichsdorfskiego lasu, gubiła się na widnokręgu. Gdy idące nią wojska przeszły wreszcie las, wzrok ich odkrył krainę wesołą, uśmiechniętą, połyskującą żółtawymi łanami zbóż wszelakich, miejscami usianą dąbrowami, miejscami zieloną od łąk. Tu i owdzie z kęp drzew, za dąbrowami, hen! Daleko podnosiły się dymy ku niebu; na potrawach widniały pasące się trzody. Tam gdzie na łąkach przeświecała woda rozlana szeroko, chodziły spokojnie bociany. Jakaś cisza i słodycz rozlana była wszędzie po tej ziemi mlekiem i miodem płynącej”
Henryk Sienkiewicz chciał napisać powieść o Władysławie Warneńczyku, jednakże po przestudiowaniu szkiców historycznych Ludwika Kubali zmienił zamiar i napisał Trylogię.

Również podczas ucieczki wojsk szwedzkich z Polski Siemczyno stanęło na ich drodze. W swoich pamiętnikach Jan Chryzostom Pasek (1636-1701) wspomina postój wojsk Polskich pod dowództwem Stefana Czarnieckiego (1599-1665) w Czaplinku oraz ich przemarsz przez Siemczyno w roku 1658 gdy podążali za wrogimi wojskami szwedzkimi wycofującymi się z Polski:

„Roku Pańskiego 1658 król z jednym wojskiem pod Toruniem – nasza zaś dywizja z Panem Czarnieckim staliśmy pod Drahimiem przez miesięcy trzy. In decursu Augusti poszliśmy do Danijej na sukurs królowi duńskiemu. Zostawiliśmy tedy tabory nasze w Czaplinku, mając nadzieję powrócić do nich nie więcej za pół roku (wracali dopiero po dwóch latach) na Szczecin ku granicy przebierając się ku swemu taborowi w Czaplinku. Aleć tabor już zniszczał, bo jedni czeladź poumierali, drudzy do domów popojeździli, insi pożenili się, wozy spróchniały i nie wiedzieć gdzie się co podziało.”
Można zatem powiedzieć, że wieś Siemczyno jest symbolicznym początkiem i końcem „potopu szwedzkiego.”

Wracając do rodziny von der Goltz żyjącej w drugiej połowie XVII w. należy wspomnieć, że właściciele dóbr siemczyńskich Georg Wilhelm von der Goltz i jego żona Ilse Marie mieli czternaścioro dzieci. Najmłodszemu z nich Henningowi Berndtowi po założeniu rodziny na samym początku XVIII w. przypadło zarządzanie siemczyńskimi dobrami. Henning Berndt von der Goltz ożenił się z Ilse Catherine von Hohelebreck z Parsowa. Jeszcze w Parsowie w roku 1704 urodził się pierworodny syn Georg Conrad (jeden z najwybitniejszych oficerów króla Fryderyka Wielkiego, bardzo przez niego ceniony), a wychował już w Siemczynie. Do 1720 w Siemczynie urodziło się dalszych 11-ro dzieci. Łącznie von Goltzowie mieli 6-u synów i 6 córek. Henning Berndt von der Goltz tak dobrze zarządzał swoimi dobrami, że stać go było na wybudowanie najokazalszej w regionie barokowej siedziby dla swojej licznej rodziny. Rozpoczął budowę pałacu 20. marca 1722 r., a zakończył 19. listopada 1726 r. Koszt budowy tego pałacu wyniósł 9000 denarów, ale o tym nieco dalej.
Na początku XVIII w. Siemczyno znalazło się w zasięgu wielkiej wojny północnej (1700-1721). Najeżdżane i plądrowane było kolejno przez wojska: szwedzkie, polskie, saksońskie i rosyjskie. Poza wyniszczającą wojną w okolicy szalała dżuma zwana „czarną śmiercią”, którą to epidemię przyniosły cofające się wojska szwedzkie. Z epidemią dżumy związana jest legenda, której bohaterem jest najmłodszy syn Georga Wilhelma i Ilse Marie – Henning-Berndt von der Goltz:

Kiedy w 1712 lub 1713 r. panowała w Heinrichsdorfie zaraza, Henning Berndt uciekł do folwarku Kaleńskiego. Każdego dnia udawał się jednak na górę leżącą między Kaleńskiem i Heinrichsdorfem i przez rurę do mówienia kazał sobie zdawać sprawozdanie o ilości zmarłych. Kiedy zmarłych było coraz więcej padł na kolana i zaczął błagać Pana, żeby zostawił przy życiu chociaż połowę poddanych. Tak też się stało. Kiedy zmarła połowa mieszkańców wsi, działanie choroby ustało. Nikt więcej nie umarł. Dla upamiętnienia tego zdarzenia Henning Berndt ufundował obraz wiszący w kościele.

Na pamiątkę tamtego wydarzenia ufundowany został obraz, który przedstawia Zbawiciela na krzyżu, a przed nim ubranego w szlachecki strój Henninga-Berndta klęczącego z rękami złożonymi do modlitwy. W tle widać zabudowania zamkowe (prawdopodobnie stary dwór), dalej ową górę, zwaną Pestberg – to jest „Góra Zarazy”.
Gdy zaraza zakończyła się, Henning – Berndt przystąpił do umacniania swojej pozycji poprzez wzbogacenie majątku o kolejne ziemie, budowę gorzelni (1722) i, przede wszystkim, postawienie reprezentacyjnej siedziby dla swojej rodziny.
Budowa siemczyńskiego pałacu trwała cztery lata (1722-26) i kosztowała dziewięć tysięcy denarów. Okazały dom na planie podkowy, z tarasem pośrodku o długości 122 stóp (~ 35,38 m) i szerokości 72 stóp (~ 20,88 m), wysoki na dwie kondygnacje z przedniej strony, na trzy z tylnej, posiadał hol, z którego wiodły podwójne schody dębowe, wysokie na 4,5 metra pomieszczenia towarzyskie, mieszkalne i sypialne, salę rycerską, otwarte kominki i olbrzymie piece kaflowe.
Henning-Berndt von der Goltz umarł w roku 1734, pozostawiając siemczyńskie dobra żonie – Ilsie Catherinie, a następnie opiekę nad nimi przejęli synowie: Franz Günter i Joachim Casimir. W 1746 roku siemczyński pałac odwiedził sam szwagier króla Fryderyka Wielkiego – hrabia Friedrich Wilhelm von Szwedt!
Podczas wojny siedmioletniej (1756-63) Heinrichsdorf znalazł się na trasie przemarszu wojsk rosyjskich i w wyniku grabieży poniosło ogromne straty. Do siemczyńskiego majątku przybywały także pruskie oddziały wojskowe, toteż pałac miał sposobność gościć wielu wysokich rangą wojskowych oraz innych znamienitych gości.
Po pierwszym rozbiorze Polski (1772) majątek rodziny von der Goltz znalazł się w granicach pruskich. Z powodu pogarszającej się sytuacji finansowej rodzina postanowiła sprzedać majątek Heinrichsdorf wraz ze swoją luksusową siedzibą. Nastąpiło to w roku 1793 – pałac przechodzi w ręce radcy sądowego z Prus Wschodnich – Heinricha Augusta von Arnim. Goltzowie z linii siemczyńskiej po ponad 500-letniej bytności wyemigrowali do Niemiec, stamtąd do Stanów Zjednoczonych i innych krajów. Heinrich A. von Arnim dokonuje rozbudowy pałacu w roku 1796 o skrzydło południowe, w którym umieszcza sypialnie i pokoje dla gości. W ostatnim roku XVIII w. Arnimowie wznoszą nowe budynki gospodarcze wzdłuż drogi głównej, z wieżą i bramą wjazdową na podwórze. Niestety wojska napoleońskie w czasie przemarszu na wojnę z Rosją obrabowały pałac, a meble i pozostałe wyposażenie wnętrz zniszczyły.
Po śmierci Heinricha Augusta dobrami zarządzali jego synowie. W drugiej połowie XIX wieku Siemczyno ze swymi 2408 h ziemi należy do największych na tym terenie majątków stanowiąc trzeci pod względem wielkości, spośród dwudziestu siedmiu okolicznych posiadłości.
Niestety rodzina von Arnim zaczęła popadać w długi, toteż wobec coraz gorzej prosperującego majątku podejmuje decyzję o jego sprzedaży w 1895 roku. Nową właścicielką zostaje pani von Puttkamer i jest nią do roku 1905. W roku 1900 pani Puttkamer buduje przy głównej drodze dwa budynki wielorodzinne dla pracowników folwarku (można je oglądać do dzisiaj). W roku 1905 pałac odkupuje bankier z Frankfurtu Adolf Marwitz. W 1906 r. pałac od Marwitza kupuje Erica von Borcke. W 1907 r. Erica von Borcke sprzedaje pałac Hartwigowi i Mashy von Bredow.
Małżeństwo von Bredow dokonuje remontu pałacu i rozbudowuje go o skrzydło północne, gdzie z piwnic przenoszą pomieszczenia gospodarcze, takie jak kuchnia i pralnia oraz przekształcają przypałacowy park. Nieopodal kościoła von Bredow buduje wielorodzinny dom dla pracowników majątku.
Von Bredowowie dochowują się siedmiu synów. W kwietniu 1927 roku na zapalenie płuc umiera Hartwig von Bredow. Natomiast synowie dorastają i najstarsi zakładają własne rodziny sprowadzając do pałacu swoje małżonki.
Po wybuchu wojny wszyscy synowie Hartwiga powołani zostają do służby wojskowej. Dwaj najmłodsi Siegward i Willfried polegli na froncie wschodnim w roku 1942 i 1943. Pozostali przeżyli wojnę. Wojnę przeżyła również Mascha von Bredow, która zmarła w roku 1958. Jej synowie również już nie żyją. Ostatni z nich zmarł w roku 1989.
Obecnie utrzymujemy przyjacielskie kontakty z Mathiasem von Bredow (synem Wicharda), który sprawuje funkcję Prezydenta rodu von Bredow od roku 2010.   
W wyniku dojścia Hitlera do władzy majątek ziemski rodziny von Bredow został rozparcelowany, powstały małe gospodarstwa, na których państwo niemieckie osiedlało gospodarzy.
Początkowo okres II wojny światowej w Siemczynie był dość spokojny. To czas, kiedy we wsi pracowali przymusowi robotnicy i jeńcy wojenni narodowości polskiej, rosyjskiej i francuskiej. Ewakuacja miejscowości związana z odwrotem wojsk III Rzeszy miała następować w początkach 1945 roku, ale już w 1944, w wyniku złych wieści z frontu i negatywnych nastrojów, część mieszkańców zaczęła uciekać na zachód. Masza von Bredow opuściła pałac dopiero na początku marca 1945 r. – w przeddzień wkroczenia wojsk polskich.
Siemczyno zostało zajęte przez oddziały 6 dywizji Piechoty 1. Armii Wojska Polskiego 4 marca 1945 roku. Majątek rodziny von Bredow zajęli na krótko Sowieci. W pałacu urządzono szpital polowy. Okres wiosny ’45 roku to czas chaosu towarzyszącego sowieckiej władzy, przemieszczania ludności, pojawieniu się szabrowników. Wyposażenie pałacu zostało w większości zrabowane. Pierwsi polscy mieszkańcy wsi, która zaraz po wojnie nosiła nazwę Henrykowo, to robotnicy przymusowi. Z zakończeniem wojny zaczęli przybywać repatrianci i przesiedleńcy, później także dobrowolni osadnicy zwłaszcza z przeludnionych terenów Polski centralnej. Równocześnie wieś Siemczyno, wówczas Henrykowo, opuszczali niemieccy mieszkańcy. W roku 1947 zmieniono ze względów politycznych polską nazwę wsi Henrykowo na „bardziej polską” Siemczyno.
W 1948 roku siemczyński majątek zostaje częściowo rozparcelowany, a w 1949 zostaje w nim utworzone Państwowe Gospodarstwo Rolne Siemczyno, funkcjonujące do 1953 roku. Od tegoż roku w Siemczynie funkcjonowała Spółdzielnia Produkcyjna „Kłos”, której początki były dość trudne. Z czasem spółdzielnia zaczęła się rozwijać, będąc głównym źródłem utrzymania dla mieszkańców Siemczyna i okolic.
Dzięki determinacji wiejskiego nauczyciela Henryka Leszczyńskiego w 1950 r. ulokowano w ograbionym i zaniedbanym pałacu szkołę podstawową. Zapewne nie był to właściwy użytkownik, jednak być może decyzja ta uratowała pałac przed całkowitym zniszczeniem, jak stało się w sąsiednim Złocieńcu. Szkoła funkcjonowała do 1985 roku. W okresie wakacji mieścił się tu ośrodek kolonijny.
Do końca roku 1989 pałac stał nie użytkowany i podupadał. W roku 1990 pałac sprzedano prywatnym właścicielom, którzy nie dbali o niego, a wręcz go zadłużyli poprzez obciążenie jego hipoteki.
Dopiero staraniem braci Andziak dokupowany po częściach również na licytacji komorniczej staje się ich pełną własnością w roku 1999. Niezwłocznie przystępują oni do intensywnych prac zabezpieczających przed dalszą degradacją. Odwadniają piwnice. Wykonują odpływy wody opadowej. Dokonują niezbędnych i pilnych prac naprawczych na połaci dachowej. Zabezpieczają grożące zawaleniem się części stropów. Dokonują oszkleń i uzupełnień w stolarce okiennej i drzwiowej. Usuwają nadkłady śmieci i ziemi wokół pałacu. Dokonują oczyszczenia przypałacowych stawów i udrożnienia odpływów.
W 2002 roku kupując Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną weszli w posiadanie pokaźnej folwarcznej części, która przed wojną stanowiła wraz z pałacem zespół pałacowo-folwarczny. Dziś można ją podziwiać już odrestaurowaną i zagospodarowaną.
Nową tradycją w Siemczynie, zapoczątkowaną w roku 2004 są obchody Dni Henrykowskich. W latach 2004 i 2005 w miesiącu lipcu odbywały się festyny dla mieszkańców Siemczyna, które wobec wieloletniej tradycji wsi i dużego zaangażowania zarówno mieszkańców Siemczyna jak i właścicieli pałacu przedzierzgnęły się w organizowane z rozmachem lokalne święto i zakorzeniły się w świadomości społecznej. Dni Henrykowskie  to święto ustanowione na pamiątkę legendarnego założyciela wsi. Odbywają się rokrocznie w lipcu – w miesiącu imienin Henryka. W grudniu 2005 roku powołane do życia zostało Henrykowskie Stowarzyszenie w Siemczynie. Równocześnie staje się Ono głównym organizatorem Dni Henrykowskich. Poza tym, podstawowym celem Stowarzyszenia jest propagowanie wśród mieszkańców wsi i okolic oraz odwiedzających Siemczyno historii, kultury i dziedzictwa narodowego. Stowarzyszenie realizuje te zadania w różnorodny sposób. W ramach małych projektów budynek byłej kuźni wyremontowało i urządziło w nim kuźnię ceramiczną udostępniając ją mieszkańcom wsi i wszystkim chętnym. Stowarzyszenie przejęło w zarząd zabytkowy pałac umożliwiając jego zwiedzanie i zapoznawania się z jego bogatą historią. Urządza także wystawy tematyczne, happeningi i koncerty. Uczestniczy w różnorodnych programach propagujących kulturę i dziedzictwo narodowe (Europejskie Dni Dziedzictwa).
Wszystkie te zadania zmierzają do ocalenia od zapomnienia historii i tego miejsca oraz nadania mu nowej formy życia.

Więcej na: www.palacsiemczyno.pl

TECZKA NR 150 WERNISAŻ

Pracownia-Muzeum J. I. Kraszewskiego Biblioteki Raczyńskich
oraz Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie
zapraszają na uroczyste otwarcie wystawy
 Kobiety Kraszewskiego
- portret literacki i nie tylko


Podczas wernisażu odbędą się prelekcje:
Rusłana Gusiewa (Białoruś) - Między Romanowem i Dołhem. Moja  
przygoda z Kraszewskim
Anna Czobodzińska-Przybysławska (Muzeum J. I. Kraszewskiego w  
Romanowie) - Kto dziś czyta „Ulanę”?
Pracownia-Muzeum J. I. Kraszewskiego
(ul. Wroniecka 14)
wernisaż - 18 stycznia (piatek), godz. 14.00
Wystawę przygotowało Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie

TECZKA NR 150 PRZEDRUK

> Dzika wyprzedaż resztek majątku polskiego!
> krzysztofjaw, 3 grudnia, 2012 - 21:46
> link do strony: http://niepoprawni.pl/blog/756/dzika-wyprzedaz-
> resztek-majatku-polskiego
>
>
> Ministerstwo Skarbu, którego celem winno być sprawne zarządzanie  
> państwowym majątkiem powoli zanika stając się spanikowanym  
> syndykiem masy upadłości polskiego majątku.
>
> W zaciszu zanikających gabinetów Ministerstwa Skarbu, wśród  
> ochraniającego parasola kreowanych medialnie quasi konfliktów i  
> sporów politycznych, w cieniu "zamachowców" i "mowy nienawiści",  
> dokonuje się ostateczna sprzedaż resztek Polski, prywatyzacja  
> bardziej "dzika" i alogiczna niż ta, której byliśmy świadkiem na  
> początku lat 90-tych.
>
> Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że w dobie kryzysu szybka  
> wyprzedaż majątku staje się ekonomicznie nieefektywna i świadczy  
> raczej o celowym zamiarze degradacji ekonomicznej Polski  
> dokonywanej rękoma obecnego rządu. Ponadto masowa wyprzedaż  
> resztek polskiego majątku uwidacznia prawdziwy obraz marnej  
> jakości rządów PO - PSL. Zatrważający dług publiczny  
> wynoszący już 839,5 mld zł [1], spadek wzrostu gospodarczego  
> powodujący zmniejszanie się wpływów do budżetu państwa [2]  
> spowodowały i powodują więc paniczne łatanie niedoborów  
> budżetowych wpływami z prywatyzacji.
>
> Cały proces prywatyzacyjny od samego początku tych rządów można  
> z wielką dozą pewności uznać za jedną wielką aferę a  
> szczegółowa jego analiza zapewne musiałaby doprowadzić (i tak  
> będzie!) do postawienia wybranych włodarzy przed Trybunał  
> Stanu.Takaż analiza zapewne zdecydowanie powiększy listę afer PO,  
> którą zbudował i uaktualnia MarkD [3].
>
> Nie chcę w tej chwili wnikać w szczegóły, ale polecam zapoznanie  
> się z przyjętym w marcu tego roku Planem Prywatyzacji na lata  
> 2012-2013 [4] i uzupełnić analizę o Plan Prywatyzacji na lata  
> 2008-2011[5].
>
> Bardzo ciekawym i zatrważającym jest również zapoznanie się z  
> wykazem spółek z udziałem Skarbu Państwa, w których nastąpiło  
> zbycie akcji/udziałów niemal od początku prywatyzacji, t.j. od  
> roku 1990 [6].
>
> Analiza tylko tych materiałów budzi szereg wątpliwości, które  
> stają się jeszcze większe w przypadku również nagłej i  
> nieefektywnej (za grosze) prywatyzacji firm, które wcześniej w  
> żadnych planach prywatyzacyjnych nie zostały ujęte a do ich  
> sprzedaży wystarczyło tylko szybkie "ad hoc" rozporządzenie  
> właściwego ministra i uzupełnienie planu.
>
> Jako przykład może świadczyć prywatyzacja uzdrowisk, gdzie  
> wcześniej wyodrębniono te, które nie miały być prywatyzowane,  
> by tę listę ograniczyć do siedmiu. Resztę sprzedaje się  
> dosłownie za "bezcen" – np. w 2010 roku sprzedano Solanki w  
> Inowrocławiu za kwotę około 20 mln, gdzie kapitał własny  
> (zakładowy) firmy wynosił przeszło 16 mln zł, dwuletnie nakłady  
> inwestycyjne przed prywatyzacja wyniosły grubo ponad 10 mln zł a  
> wcześniej Skarb Państwa dokapitalizował uzdrowisko kwotą 8 mln  
> zł (sic!) oraz ostatnia prywatyzacja Uzdrowiska Wysowa za kwotę  
> około 8,7 mln [7]. W planach jest sprzedanie takich naszych  
> perełek jak m.in. uzdrowiska w: Ciechocinku, Busku Zdroju, Lądku  
> Zdroju, Rabce, Świnoujściu, Kołobrzegu, Krynicy Zdroju czy  
> Szczawnie Zdroju. Warto wspomnieć, że w wielu z nich są pokłady  
> wód leczniczych i mineralnych...
>
> Innym przykładem kuriozalnej prywatyzacji, która musi w  
> przyszłości być szczegółowo skontrolowana  jest sprzedaż  
> niemieckiej firmie BASF zakładów "Zachem" w Bydgoszczy. Po tej  
> prywatyzacji... następuje likwidacja tych zakładów i pracę  
> starci około 600 jej pracowników oraz rzesze w spółkach  
> zależnych. Symptomatyczne jest to, że "Zachem" do tej pory był  
> jedną z wiodących polskich firm przemysłu chemicznego. Zakłady  
> jako jedyne produkukowały epichlorohydrynę, TDI (surowiec  
> wykorzystywany np. w produkcji tworzyw sztucznych) i chlorek  
> allilu, a ich udziały w rynku krajowym wynosiły: TDI - ponad 50%,  
> epichlorohydryna - blisko 100% [8].
>
> Warto też zwrócić uwagę na planowaną - katastrofalną dla  
> Polski - sprzedaż spółek z sektora finansowego. Rząd zamierza  
> sprzedać resztę swoich udziałów w: BGŻ S.A, GPW S.A, Krajowym  
> Depozycie Papierów Wartościowych, PKO BP (!), PZU S.A. (!).
>
> Naprawdę trzeba zobaczyć, co nasz rząd chce sprzedawać i  
> prywatyzować... Razem jest tych firm 279, z czego ponad 110 to tzw.  
> "resztówki", gdzie Skarb Państwa ma pakiety mniejszościowe,  
> które... miały przecież zabezpieczać interesy państwa w tych  
> firmach!
>
> Pragnę powtórzyć raz jeszcze. Z punktu widzenia efektywności i  
> zyskowności ekonomicznej tak pospieszna sprzedaż aktywów  
> państwowych połączona z uproszczeniem całego procesu  
> prywatyzacji jest najdelikatniej mówiąc nieracjonalna (potencjalni  
> kontrahenci wiedząc o konieczności przez rząd sprzedaży i  
> uzyskania jakichkolwiek środków finansowych będą oczywiście -  
> co jest zrozumiałe - skłonni wydać na zakup o wiele mniej  
> środków inwestycyjnych a pakiety socjalne będą zawierały i  
> zawierają gorsze dla pracowników pakiety prywatyzacyjne). Z punktu  
> zaś długookresowego funkcjonowania Polski należy stwierdzić, iż  
> ta wyprzedaż polskiego majątku nosi znamiona - wedle mnie -  
> "pełzającej" zdrady państwa...
>
> Jeżeli nie powstrzymamy tego rządu, to Polska zostanie całkowicie  
> ograbiona ze swoich aktywów majątkowych! Będziemy pariasem  
> gospodarczym (w tym finansowym) Europy!
>
> Pozdrawiam
>
> P.S. (dopisano 04.12.2012)
>
> Analizując wczoraj plan prywatyzacyjny na lata 2012-2013  
> przeoczyłem jeszcze dwie tabele - załączniki. Jedna dotyczy firm  
> zgłoszonych do prywatyzacji przez inne resorty a druga czynnych  
> przedsiębiorstw państwowych przeznaczonych do komercjalizacji,  
> prywatyzacji lub likwidacji. Poniżej pierwsza z nich.
>
>
>
>  Źródło:http://prywatyzacja.msp.gov.pl/p.gov.pl/portal/pr/344/20796/" target="_blank" style="text-decoration: underline;">http://prywatyzacja.msp.gov.pl/portal/pr/344/20796/
> Plan_prywatyzacji_na_lata_20122013.html
>
> Na uwagę zasługuje sprzedaż firm przemysłu obronnego i kopalń  
> węgla kamiennego. Osłabiamy obronność kraju i długookresowo  
> pozbawiamy się wpływu na eksploatację jednego z najważniejszych  
> naszych zasobów surowcowych!
>
> W drugiej tabeli na uwagę zasługuje planowana sprzedaż m.in.  
> Państwowego Instytutu Wydawniczego.

TECZKA NR 150 WIADOMOŚCI Z INTERNETU




TECZKA NR 150 JUBILEUSZOWY










TECZKA NR 150 ARTYKUŁY

Niewiedza jest grzechemKs Arcybiskup B.Pylak

Paradygmat
zbiór teorii I zasad , któremu powszechnie hołduje większość naukowców, mimo że wiedzą oni doskonale, że teorie te nie mają większego sensu i wkrótce (to znaczy zaraz po tym jak wymrą) teorie te okażą się całkowicie niesłuszne. Ewentualnie z paradygmatem mamy do czynienia, gdy młodzi naukowcy nigdy nawet nie zastanowili się nad tym, że świat może wyglądać inaczej, niż ich tego nauczono. http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Paradygmat.

Jak wskazuje obserwacja tego co się dzieje w “nauce” polskiej, wyraźnie uwidacznia się celowość  działania , którego zasady opisano w tej pracy:
1.    Likwidacja piśmiennictwa naukowego polskiego. Obecnie na rynku polskim funkcjonują tylko zagraniczni wydawcy. Wydatki na naukę spadły z ok. 2.47% PKB w Stanie Wojennym do 0.27% za rządów Jerzego Bużka vel Docenta alias Karol [Niepoprawni.pl].
2.    Młodzi lekarze nie mają możliwości brania udziału w wymianie spostrzeżeń z powodu likwidacji czasopism.
3.    Istniejące biuletyny są zapełniane przedrukami  bliżej nieznanych, najczęściej zagranicznych autorów, czasami zupełnie luźno związanych z medycyną.
4.    Za kilka lat zabraknie lekarzy znających zasady przygotowywania artykułów naukowych.
5.    Organizowane “konferencje” naukowe przestały być miejscem wymiany informacji  pomiędzy lekarzami-praktykami,  a stały się posiedzeniami indoktrynacji Big Farmu.
6.    Przykładem są konferencje organizowane przez  wydawnictwo Termedia ;
                       Pediatria Update 2013. – “to nowoczesne specjalistyczne wykłady!”
                       Zdrowe Kości – “to główne hasło konferencji  skierowane do lekarzy  praktyków”.
                       Trendy w Reumatologii – “uczestnicy poznają….”
                       Kontrowersje w Pulmonologi – “uczestnicy konferencji będą mogli uzyskać odpowiedź….”
    Czyli lekarzy traktuje się  tylko i wyłącznie jako odbiorców określonego porduktu, a nie  ludzi mających leczyć. Mają kupić produkt i z zyskiem go sprzedać zarabiając dla pośredników i producentów. I jeszcze za udział w takich konferencjach muszą słono pąłcić obecnie powyżej 1000 zł. Najciekawsze jest to,że Izby Lekarskei zatwierdzają to!  Przypuszczam, że po kilku latach takiej tresury system będzie funkcjonował doskonale.
  • “Przepis na polską naukę”.  prof j.M.Węsłąwski, GW 11.12.2012. 17.36.
  • “Wokół upadku kształcenia wyższego” Marucha 10.08.2012.
  • “Skąd się bierze mizeria polskiej nauki..” Piotr Cieśliński, GW. 14.09.2012. 18.10.
  • Rośnie liczba urzędników . nczas.com/wiadomości/polska/

    Nie znalazłem w polskim piśmiennictwie informacji o tym, że np. rak piersi może się cofać samoistnie. Per- Henrik Zahl  z Norweskiego Istytutu Zdrowia z Oslo po przebadaniu  120 000 kobiet  u których wykonano badania mammograficzne w latach 1996-2000 odkrył, że u 32 kobiet rak cofnął sie samostnie. Niestety u większości wykonano okaleczające zabiegi. Autorzy stwierdzają, że “ nowotworom tym rzadko kiedy pozwala się na naturalne zachowanie”. Niewiele wiadomo o losach kobiet, które nie poddały się, przemysłowi raka”.
    Czy rakowi piersi można zapobiegać, czyli czy istnieje prawdziwa profilaktyka raka piersi?
    Oczywiście, że istnieje, tylko dziwnym zbiegiem okoliczności nie jest ona nagłaśniana w czasopismach uchodzących za medyczne. Okazuje się, że przemysł raka nie nagłaśnia prac naukowych mogących pozbawić go źródła dochodów.
Pamiętam doskonale akcje jaką rozpoczęliśmy w roku 1994 przeciwko zdjęciom małoobrazkowym płuc, bezmyślnie wykonywanym co roku u pracowników, jako przymusowe badanie profilaktyczne. Wiadomo było, że idea takich badań powstała po wojnie,  w trakcie walki z gruźlicą. Gruźlica była plagą okresu powojennego związana z olbrzymim niedożywieniem milionów ludzi. Wtedy stosowanie przewoźnych, małoobrazkowych aparatów rentgnowskich miało sens. Ale czasy się zmieniły i szkodliwość tego rodzaju profilaktyki była coraz bardziej widoczna już w latach 70-tych, ubiegłego wieku. Wprowadzenie stanu wojennego uniemożliwiało wszelkie oddolne działania. Wydawało się, że po 1990 roku będzie można zlikwidować absurdalny przepis konieczności wykonywania badań małoobrazkowych.
    Oczywiście wszelkiego typu Instytuty Medycyny Pracy nie ruszały problemu. Jako kierownik Poradni Medycyny Środowiskowej WOMP  w Gdańsku wystąpiłem do Ministerstwa Zdrowia o skreślenie  przymusu egzekwowania badań małoobrazkowych płuc co roku. Długo nie otrzymywałem odpowiedzi. A nieoficjalnie wyjaśniono mi, że Foton produkujący te filmy by zbankrutował,  ponieważ 30% produkcji to właśnie filmy małoobrazkowe na potrzeby medyczne.
    Lepiej było narażać zdrowie ludzi, aniżeli zamknąć i tak bankrutujący zakład.
Dawka promieniowania rentgenowskiego jaką otrzymywał pacjent przy zdjęciu małoobrazkowym była 10 krotnie większa aniżeli otrzymywana przy dużym zdjęciu płuc. Dodatkowo dokładność  badania była zdecydowanie mniejsza. Nie przeszkadzało to użytecznym idiotom z Ministertwa Zdrowia  nadal narażać życie ludzi.
    Szanowni Czytelnicy muszą się sami domyśleć jakimi drogami utrzymywał się ten przymus robienia zdjęć małoobrazkowych.
    Jak wiadomo z licznych prac naukowych, rak piersi jest pierwszym nowotworem w którym udowodniono ochronną rolę witaminy D,  podobnie jak w cukrzycy. W okresie ostatnich 25 lat zajmowania się tzw.  stopą cukrzycową nie spotkałem ani jednego chorego na cukrzycę (leczonego w specjalistycznych poradniach diabetologicznych)  u którego wykonano by, chociaż jedno,  badanie 25 OH D. Badanie 25 0HD jest podstawowym badaniem określającym poziom witaminy D w organizmie. Tzw. prawidłowy poziom  u dorosłego człowieka to ok. 50-70 ng. Jak to jest możliwe, że żaden specjalista diabetolog o tym nie wie?
    Nie spotkałem  także ani jednego chorego, który otrzymywałby witaminę K-2, o której wiadomo, że bardzo pomaga w cukrzycy typu 2.
Te dwa podstawowe suplementy pozwalają w wybranych przypadkach wyleczyć cukrzycę i przerwać błędny łańcuch insulinoterapii.
    No tak, ale przemysł na tym by stracił. Zniknęliby przewlekle chorzy, czyli dobrowolni podatnicy na rzecz przemysłu farmaceutycznego tzw. Big Farmu.
Zdziwienie budzi także fakt nierefundowania tych preparatów i badań  25 OH D przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Jak widać woli on utrzymywać stałe źródło dochodu Big Farmu aniżeli leczyć ludzi.
    Jak podało Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem  niedobór witaminy D jest związany z występowaniem raka piersi, jelita grubego, jajników, prostaty  oraz  nowotworów non Hodgkin. Dodatkowo stwierdzono, że śmiertelność z powodu  kolejnych ośmiu  nowotworów ma odwrotną korelację z nasłonecznieniem. Tak więc im większe nasłonecznienie [opalanie się za darmo] tym mniejsze prawdopodobieństwo zgonu z powodu : raka pęcherza moczowego, raka przełyku, nerek, płuc, trzustki, odbytnicy, żołądka  i trzonu macicy. Roczna liczba niepotrzebnych zgonów w USA, spowodowanych brakiem słońca to ponad 22 000 przypadków .
    Powyższe dane tłumaczą dlaczego przed 15-18 laty zorganizowano w Polsce dużym kosztem,  kampanię na rzecz zaprzestania opalania się.
    Znając powyższe fakty  zupełnie inaczej należy patrzeć na działania  kardiologów. Od ok. 15 lat ta grupa specjalistów wmawia wszystkim pacjentom, że główną przyczyną ich choroby jest cholesterol. W związku z tym nagminnie przepisuje im leki zwane statynami, obniżające poziom tego podstawowego budulca komórek.
    W żadnym znanym mi przypadku, także sprawdzanym w laboratoriach np. GUMED-u, nie znalazłem informacji, że jakikolwiek kardiolog w Polsce zlecił wykonanie u chorego badanie 25 OH D, nie mówiąc o konieczności uzupełniania niedoboru witaminy D tranem, czy badanie  koenzymu Q. Stosowanie statyn powoduje obniżenie poziomu tej witaminy w znacznym stopniu. W  konsekwencji kardiolodzy  produkują następnych chorych, przepraszam dobrowolnych  podatników Big Farmu.  To było m.in.celem powoływania bardzo wąskich specjalizacji i zerwania kontaktów pomiędzy lekarzami.
    Jak wykazały  badania przeprowadzone na całym świecie najlepszym środkiem wczesnego rozpoznania nowotworu piersi jest samokontrola prowadzona przez uświadomione i nauczone kobiety,  z angielska zwana Breast Self Examination – BSE, czyli samokontrola sutków to jest piersi . Niestety metoda ta jest powszechnie zapominana czy wręcz nieznana w Polsce.  Na lekcjach biologii czy nauki o człowieku nie uczy się dziewcząt tej techniki. A w związku ze świadomym obniżaniem poziomu edukacji w Polsce dziewczynki kończą ją ok. 16 roku życia.  A potem jest już tylko dezinformacja telewizyjna i “różowe wstążeczki” plus mammografia.
    Takich bzdurnych działań pod płaszczykiem Zdrowia Publicznego jest bardzo dużo. Ostatnio Ministerstwo Zdrowia wydało okólnik, że materiały medyczne- odpady muszą być utylizowane w specjalny sposób. Każdy stomatolog prowadzący gabinet musi mieć podpisaną umowę ze specjalistyczną firmą uprawnioną do usuwania takich odpadów. Problem polega na tym, że jedynie w specjalistycznych, chirurgicznych gabinetach lekarskich ilość zakrwawionych odpadów jest znaczna. Ale wg instrukcji firma  musi codziennie odbierać odpady medyczne ponieważ wg twórcy tego idiotyzmu mogą stać się źródlem zakażenia i epidemii. Pomyślmy. Po wyrwaniu zęba może pozostają dwa gaziki zabrudzone krwią, zużyta strzykawka z igłą i ampułka po środku znieczulającym. Z tego tylko ewentualnie igła może stanowić zagrożenie. Gdyby lekarz nie podpisał codziennego odbioru odpadów to musiałby mieć specjalna lodówkę zamykaną na kłódkę.
    Co to ma wspólnego z higieną i zabezpieczeniem sanitarnym nie wiem, pomimo 40 lat pracy na chirurgii.
    Przykładowo w Gdańsku zbudowano tzw falowce, czyli bloki zamieszkiwane przez ok. 8 000 ludzi. Szacunkowo mieszka w nich ok. 2000 kobiet mających menstruację. Krwawienia menstruacyjne trwają średnio 3-5 dni. Kobieta zużywa ok 3-5 wkładek dziennie. Ok. 10 %  pośród tych kobiet ma zakażenia pochwy grzybicą lub bakteriami. Innymi słowy wg okólnika powinny podpisać specjalne umowy z firmami zajmującymi się usuwaniem odpadów medycznych, albo przechowywać wkładki w specjalnych lodówkach, albo osobiście odnosić do wyznaczonych punktów odbioru najlepiej bezpośrednio do twórcy tego idiotyzmu. wszystkie te podpaski zakrwawione są wyrzucane na publiczne śmietniki i leżą tak średnio 7 dni, a koty i psy się nimi zajmują.
    Opisana wyżej sytuacja wskazuje  bezpośrednio na dwa problemy. Dlaczego Izby Lekarskie zgodziły się na wprowadzenie takiego przepisu? Przecież należy on do tej samej grupy dyrektyw  co  osławione proste ogórki Unii Europejskiej!
Po drugie: czy nie należałoby zbadać , kto otrzymał koncesje na odbiór tych odpadów. Wieść gminna głosi, że byli to znajomi króliczka.
    Czy miała to   być forma walki z bezrobociem w Polsce?  Czy też dodatkowe opodatkowanie ludzi ? Wiadomo, że stomatolodzy będą musieli opłaty te przerzucić na i tak biedne społeczeństwo.
    Tak więc instytucja Zdrowie Publiczne jest typową agendą urzędniczą  utrzymywania stada baranów, czyli społeczeństwa w ryzach z możliwością dodatkowego opadatkowania poza wiedzą sejmu. Instytucja ta nie ponosi żadnej odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Przejada lub przepija pieniądze społeczne.  I najbardziej dziwne uważa, że ludzie niczym się nie różnią i wszyscy są jednakowi. Tak jak to twierdzili komuniści-wszyscy mają takie same żołądki. Proponowałbym jednak przedtem chociażby popytać gastrologów jak to jest naprawdę. W dotychczasowej historii rozwoju medycyny uczono, że każdy chory jest indywidualnością, a nie zbiorowiskiem baranów do “naciągania”.
Zdrowie Publiczne w ogóle nie porusza takich tematów jak:
1.    Liczba amerykańskich dzieci zabitych każdego roku jest równa  liczbie żołnierzy amerykańskich jacy zginęli we wszystkich wojnach prowadzonych przez USA.
2.    Każdego dnia ponad 3000 amerykańskich dzieci zostaje zmordowanych przez aborcję.
3.     Aż 86 % tych zabiegów wykonywanych jest ze względu na “wygodę” matek.
4.    Aż 41% wszystkich ciąż w USA kończy się mordowaniem płodu [  52% u kolorowych obywateli].
5.    Organizacja Planned Parenthood – Margaret Sanger- każdego roku dokonuje  ok. 300 000 aborcji.
6.    Kierownictwo Parenthood zarabia powyżej 200 000 dolarów rocznie, a kilkoro  spośród nich nawet ok. 300 000 dolarów rocznie?
7.    Rząd USA dofinansowuje  organizację kwotą 487 milonów dolarów rocznie.
8.    Zamiast podanych wyżej informacji słyszymy  w mediach o np. zastrzeleniu kilku ludzi gdzieś tam.
Jak widać przemysł śmierci może sobie doskonale działać na całym świecie. W Polsce co najmniej kilka fundacji współpracuje z Parenthood. I nikt nie protestuje w katolickim Kraju? (www.theintelhub.com)
Tylko co to jeszcze ma wspólnego z medycyną?
Jedna pocieszająca wiadomość dla Pań. Kobiety, które mają czesto migreny  rzadziej zapadają na raka piersi.
Wniosek:
Jak starałem sie to udowodnić, w powyższym 7 częsciowym artykule, stopień zniewolenia społeczeństwa jest bardzo duży. Kilku-Kilkunastu tzw. agentów wpływów, przy pomocy usłużnych idiotów [Lenin-Goldman] może skutecznie prowadzić całe stado baranów.
PS.1. Drzewiej lekarze wymieniali uwagi na tematy medyczne na stronach branżowych wydawnictw. Od ok. 20 lat brak polskich czasopism medycznych uniemożliwia taką wymianę. Jedynym sposobem poinformowania społeczeństwa jest internet.
PS. 2. Dlaczego od ok. 15 lat GUS nie publikuje danych dotyczących zachorowań w rozbiciu na poszczególne powiaty? Przecież GUS utrzymuje się ze społecznych, naszych pieniędzy.? Podział na powiaty jest oficjalnym, administracyjnym podziałem jeszcze istniejącym kraju.
Ktoś mu zakazał?

PS. 3. Od  maja 2012 roku ginie w Internecie cała masa publikacji – pojawia się tekst : strona error albo pojawiają się napisy “W twoim kraju zabronione”. No ale oczywiście żadnej
cenzury nie ma!?

PS. 4.  Jest jeszcze jeden problem z zakresu Zdrowia Publicznego. Dlaczego specjaliści z tego zakresu nie informują kolegów lekarzy oraz Dr Jerzy Jaskowski - fot interspołeczeństwa o nowej chorobie, jaka pojawiła się ok. 20 lat temu w związku z eksperymentami związanymi  z walką z rzekomymi  zmianami klimatu. Od  20 lat w piśmiennictwie medycznym USA,  a także Rosji istnieje pojęcie choroby  MORGELLONS. Choroba ta związana jest z rozsypywaniem tzw. trwałych smug na niebie.  W Polsce rozpoczęto rozsypywanie tlenków baru, aluminium i strontu na niebie w 2003 roku. Dlaczego w Ministerstwie Zdrowia, NFZ,   GIS  i  w grupie  wszelkiej maści specjalistów od Zdrowia Publicznego panuje cisza? .
PS. 5. Uwaga dotycząca tranu. W sprzedaży znajdują się różne formy tranu. m.in tzw. norweski, nie wiem czy nie jest on otrzymywany z dorszy hodowanych w sztucznych basenach w fiordach i karmionych niewiadomo czym. Podejrzenie moje wzbudził  fakt  przyjmowania tranu przez chorych  i zanotowany  u nich spadek poziomu witaminy D.
Dr Jerzy Jaśkowski
jjaskow@wp.pl  
SFMRM

Rozpowszechnianie wszelkimi sposobami jest zalecane szczególnie pozostawianie w przychodniach lekarskich.
c.b.d.o.
Przeczytaj rowniez:

TECZKA NR 150 NAPISALI DO NAS

Szanowni Państwo,
6 lutego o godz. 18.00 w salach klubu Palladium w Warszawie odbędzie się uroczysta Gala wręczenia nagród przyznawanych przez "Gazetę Polską", miesięcznik "Nowe Państwo" i Kluby "Gazety Polskiej". Przypomnę, że Człowiekiem Roku Klubów „Gazety Polskiej” za rok 2012 został Pan Minister Antoni Macierewicz.
W uroczystości uczestniczą najwybitniejsi przedstawiciele prawicy w Polsce, dziennikarze, politycy, naukowcy, patrioci.
http://www.klubygazetypolskiej.pl/arch/2012/2012_01_30b.php
http://www.klubygazetypolskiej.pl/arch/2011/czlroku2011.html

http://www.klubygazetypolskiej.pl/arch/2010/2010_01_31.html
Kluby do swojej dyspozycji otrzymały 400 zaproszeń. Jak Państwo widzicie wypada po jednym zaproszeniu na Klub. Jednak jest sprawą oczywistą, że nie wszystkie Kluby wyślą swoich reprezentantów, dlatego proszę zgłaszać po dwie osoby z Klubu na adres: klubygp@gazetapolska.pl do 27 stycznia.
Ze względów bezpieczeństwa zaproszenia będą imienne, i tylko takie będą honorowane, dlatego proszę podać imię i nazwisko, pesel, osób które przyjadą na Galę. W wyjątkowych sytuacjach możecie Państwo zwiększyć ilość osób które delegujecie (duży Klub, etc…), jednak proszę zaznaczyć, że to są osoby dodatkowo wpisane na listę. Będę się starał zdobyć dla tych osób dodatkowe miejsca, czego na dzień dzisiejszy nie mogę zagwarantować.
Tak jak w ubiegłym roku będziemy organizowali Wielki Wyjazd na Węgry na ich Święto Narodowe. Ci co byli w ubiegłym roku na pewno pojadą ponownie, Tych co nie mogli jechać w 2012 roku serdecznie namawiam na wyjazd. Tam się dzieje historia i warto w niej uczestniczyć. Już na początku stycznia muszę zamówić pociąg lub pociągi którymi pojedziemy. Dlatego proszę o wstępną deklarację, ile osób z Klubu pojedzie z nami 14 marca do Budapesztu.
http://wielkiwyjazdnawegry.pl/
Pozdrawiam, Ryszard Kapuściński

TECZKA NR 149 OGŁOSZENIA



MAGENIA ELLA JAROSZEWICZ
ET SON EQUIPE

TECZKA NR 149 FILM Z INTERNETU

TOKSYCZNE SZCZEPIENIA

https://www.youtube.com/watch?v=b3Wd2_vCOKU

TECZKA NR 149 POLECAMY

Polecamy nowo działającą stronę o poloni francuskiej

http://strefapl.com/PL/

TECZKA NR 149 NAPISALI DO NAS

Dr Thaddée GRZESIAK Rochefort le 11 décembre 2012
Président d’honneur du Kongres Polonii Francuskiej
Maison de la Polonia de France
Président de France-Pologne Charente-Maritime
Membre de la Société Historique et Littéraire
Polonaise à Paris et de la Communauté Franco Polonaise
5 rue Anatole France 17300 Rochefort France
Tel : +33 (0)6.62.23.56.99 +33 (0)5.46.99.56.99
Courriel : tad.grzesiak@yahoo.fr
M. Rémy PFLIMLIN
Objet : reportage sur France 2 Président-Directeur Général
«Le retour du plombier polonais » France Télévisions
7, esplanade Henri de France
75907 Paris Cedex 1
Monsieur le Président,
C’est avec surprise, d’abord, indignation ensuite, que la Polonia, et les amis de la
Pologne en France ont, pour une grande part d’entre eux, regardé le reportage consacré au
« Retour du plombier polonais » sur France 2, lors du journal télévisé de 20h. le 27 -11-2012.
Il est inacceptable pour la communauté d’origine polonaise, que soient ainsi stigmatisés, au
mépris de l’esprit qui devrait régner au sein de la Communauté européenne, les ouvriers et
entrepreneurs polonais appelés à travailler en France.
Que soient propagés des clichés imprégnés de xénophobie traitant les Polonais d’étrangers
venus concurrencer illégalement les Français.
Venus d’un monde dur et pauvre, celui du post communisme, les travailleurs polonais sont
appréciés car leur vision du travail et de l’entrepreneur, appelé en Pologne « pracodawca » -
« celui qui donne du travail », est positive, faut-il le leur reprocher ?
Est-il raisonnable de s’étonner des disparités de réglementation sociale et de droit du travail
dans une Europe, où l’on a aboli les frontières pour faciliter la libre circulation des personnes
et des biens, mais où persistent de grandes différences de législation et de niveau de vie ?
Je me dois de vous signaler, enfin, que mon père, mineur en Lorraine, puis OS chez Renault,
engagé volontaire de l’Armée Polonaise en France, a été capturé en 1940, au nord-est du
front, où son unité est restée pour couvrir la retraite de l’Armée Française. Libéré du stalag il
a eu l’honneur de participer à la croisière des 30 glorieuses, mais dans les soutes.
Veuillez agréer, Monsieur le Président, mes salutations les plus distinguées,
Dr Thaddée Grzesiak,
Président d’honneur du Kongres Polonii Francuskiej
Maison de la Polonia.