Zzaczçlo siç tak wlasciwie nijak.Rano oglądaliśmy na internecie miasto Ayacucho położone w Peru. Goscie z Paryża zapytali Mariç przy obiedzie jakie ma plany na sobotnie popoludnie? Maria, ktôra bolaly plecy,odparla,ze niczego nie przewidziala.Wsiedliśmy w samochód i wyruszyli przed siebie.! Może pojedziemy do "Staroci"po drodze, a potem do Courtenay, do sklepów z antykami"?
W "Starociach"/rodzaj DES-y/ wszystko było bardzo drogie, więc tylko Paulinka usiadła we wspaniałym czerwonym
fotelu i zrobiłam jej zdjęcie. Wychodząc natknęłyśmy się na leżącą na kocu szarą charciczkę - wyglądała jak rzeźba -
Paulinka zrobiła zdjęcie i aż krzyknęła gdy pies się poruszył - "Ona jest żywa"!
Na rynku w Courtenay obejrzyłyśmy kilka sklepów z antykami nie na naszą kieszeń. Potem kupiłyśmy ciastka u najlepszego cukiernika i odkryły "rue de la Pologne" - małą uliczkę starych domów prowadzącą od rynku wdół.
"Ici, c est tristounet"-orzekła Maria. Autrefois. il y avait beaucoup plus de commerces et d' animation. Dimanche. il y a un marché".
W Courtenay nie było co robić, więc pojechałyśmy dalej. Pola już po żniwach -scierniska lub nawet przeorane i tylko nastroszone łany rzepaku jeszcze stały.Wzgórza porośnięte lasem, wioski starych domów jeszcze należących do gospo[
darzy; na ich obrzeżu jednostajne, świeżo postawione, żółtawe pawilony - wszystkie w tym samym styluś
" Nie powinno się stawiać takich domów w starych wsiach, bo szpecą całość"- stwierdziła Maria. która przeżyła w tej okolicy dzieciństwo, młodość, okres studiów i tu założyła rodzinę. Całe jej życie upłynęło wśród tych wzgórz, które kocha.
Zatrzymałyśmy się w miejscowości PIFFONDS, gdzie znajduje się zamek i w której Maria mieszkała na fermie z rodzi-
cami. Przypomniała sobie czasy kiedz z koszykiem jajek jechała rowerem na targ - w wielkim strachu by nie stłuc cennej zawartości kobiałki. Drogą wtedy nie jeździły samochodym ale osły, konie, rowery i wozy.
Podjechałyśmy do zamku boczną drogą i ustawiły samochód pod żywopłotem - naprzeciw bramy. Nad bramą wiodącą na dziedziniec wyżłobienia wskazywały. że był tu kiedyś most zwodzony ,a my stałyśmy na miejscu dawnej fosy.
Weszłyśmy na dziedziniec : jedno skrzydło zamku jest zamieszkałe, reszta należy do gminy. W środkowej części mieści się stołówka m a w głównym skrzydle biura Merostwa i sala recepcyjna.
Akurat w sali odbywał się ślub cywilny i przed głównym wejściem było sporo gości. Pod murem stół : butelki szampana
i wysmukłe kieliszki. Niestety, szampan nie był dla nas.
"Ileż wspomnień z dzieciństwa mam związanych z tym zamkiem ! westchnęła Maria. Chodziłam tu do szkolnej stołówki i po obiedzie bawiliśmy się w chowanego w długich korytarzach i komnatach zamkowych. Czasem nawet gubiliśmy się
w tych przestrzeniach. "
Z głównego wyjścia zamku zaczęli wychodzić goście. Wypatrywałyśmy panny młodej, ciekawe zobaczyć jaką miała sukienkę. Nikogo w białej sukni jednak nie było. Nagle z bramy wyszedł jakiś pan w oliwkowym garniturze , dźwigający ogromne, gipsowo - białe popiersie Marianny. Podeszłam i zapytałam czy pozwoli się sfotografować z tą oficjalną postacią? Wyraził zgodę - pstryk - i już został uwieczniony.
Potem zapytałyśmy dlaczego dźwiga Mariannę i okazało się, że jest zastępcą Mera Piffonds i że udzielał właśnie ślubu cywilnego. "Panna młoda ma szarą suknię i dwoje dzieci" powiedział. Maria przedstawiła nas wszystkie : -Pauline a gagné un concours concernant la France et elle venu pour un séjour de deux semaines.
- Mon amie est journaliste à Paris; - Moi, j'habite à Collemiers.
Ku naszemu zdumieniu, zastępca Mera zwrócił się do Pauliny po polsku : "Ja też mówię po polsku. Jestem polskiego pochodzenia. Nazywam się Alain Zabrocki.Moi dziadkowie przyje -
chali tu ze wsi koło Sieniawy( z okolic Rzeszowa) des Czartoryski.
Je m exclamai : "C'est incroyable! J'avais, en Pologne, un professeur de ce nom - Ludwik Zabrocki - un linguiste"!
Maria przypomniała sobie, że gdy mieszkali w Piffonds, sąsiadowali przez pole z Zabrockimi, dziadkami Alain.
"Oui, mes grands -parents et puis mes parents cultivaient des concombres et des cornichons ; et ils invitaient leur famille (de Pologne)pour la cueillette. Plus tard, ils passèrent aux fraises et ils ont encore invité des étudiants polonais pour les cueillir. I tak., mój brat i ja poznaliśmy nasze żony -dwie siostry."
Było to spotkanie niezwykłe : staliśmy na trawniku przed zamkiem- Alain Zabrocki dzierżył w objęciach śnieżnobiałą Mariannę, a Paulina rozmawiała z nim po polsku. Sekretarka Gminy odeszła. obarczona zielonymi teczkami.
Oczywiście, w ruch poszły aparaty :
Najpierw zamek w Piffonds:
Potem pan Alain Zabrocki podniósł Mariannę z ziemi, a ja stanęłam nawprost, tak jakbym z nią rozmawiała. Un vrai dialogue polono-français.
Pauline se plaça à côté de M.Zabrocki qui mit en valeur son écharpa tricolore. Moi, je fis un sourire d'ange. Un magnifique rhodo rouge nous servait de fond.
Następnie, z dużym wysilkiem, Maria wzięła w objęcia Mariannę przybraną wstęgą Mera.
Alain Zabrocki nie był pewien czy Maria zdoła ją utrzymać i czy Marianna nie zostanie upuszczo
na. Ale powiedział : On en achètera une autre; Finalement; c'est du plâtre; le modèle le plus courant".
Żeby go uspokoić, postawiłyśmy Mariannę na ziemi i znowu się sfotografowaliśmy.
A potem staliśmy chyba z godzinę. wymieniając informacje, adresy internetowe i maile.
Ponieważ sala recepcyjna była w gestii pana Alain, mogłyśmy ją zwiedzić. Oprócz herbu
Piffonds nad kominkiem, nic w niej ciekawego nie było.
Pożegnaliśmy się i wyruszyłyńmy do domu "drogą niespodzianek" jak zapowiedziała Maria.
"Nous allons voir les vigognes du Pérou". Les vigognes du Pérou - en pleine Bourgogne!?
Minęłyśmy gospodarstwa braci Zabrockich położone obok siebie, sad orzechów włoskich,
i wjechałyśmy na prawdziwe "altiplano".(Rano na komputerze oglądałyśmy peruwiaśskie miasto Ayacucho, położone na wysokości 2.500 m. - stąd skojarzenie).
W pewnej chwili Maria zatrzymała wóz przed bramą z siatki : "Ici ,on va voir les vigognes"
dit -elle. Devant nous une grande etable pleine de boxes oą de belles chevres brunes et cornues
etaient parquees avec leurs petits.
Isabelle, ich opiekunka przyniosła dwa świeże serki.
Wyruszyłyśmy w drogę powrotną bardzo zmęczone i uszczęśliwione dziękując Marii za
wspaniałą wycieczkę. --------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz