poniedziałek, 8 grudnia 2008

Camino de Santiago

Camino de Santiago
(Na rowerze po Mlecznej Drodze)




Jakiekolwiek są dziś jej motywacje (religijne, kulturalne, artystyczne czy sportowe) osoba, która zdecydowała się na pielgrzymkę do Komposteli pieszo (80 proc.) czy na rowerze, koniu lub ośle, dozna niecodziennych wrażeń. I zawsze tak było.
Camino de Santiago od wczesnego Średniowiecza było szlakiem do legendarnego grobu Św. Jakuba i by do niego dotrzeć należało zrobić wyjątkowy wysiłek, za który - jak obiecywali w XII w. papieże Kalikstus II-gi i Aleksander III-ci - odważnemu pielgrzymowi i pobożnemu pątnikowi odpuszczone miały być winy i grzechy. Od pamiętnego anno domini 951 kiedy to niejaki Godescalc, biskup z Puy Sainte Marie wybrał się (na ośle) jako historycznie pierwszy pielgrzym do Komposteli, tysiące winowajców z całej chrześcijańskiej Europy (która nie była jeszcze laicką UE) szło dolinami i górami, brnęło przez pola i lasy po ugorach i na wpław przez rzeki przez tzw. camino francés w dalekie galicyjskie kotliny gdzie słońce zachodziło nad sarkofagiem relikwii świętego Matamora znalezionym w IX w. przez pustelnika Pelaga. Na pustej łące gdzie spoczywały od kilku wieków resztki Apostoła koło wioski San Fiz de Solovio, na miejscu wyznaczonym przez jedną z gwiazd Drogi Mlecznej (stąd nazwa Pole Gwiazdy: campus stellae= campo de estrella= Compostela) król Asturii, Alfons II-gi po pielgrzymce zbuduje pierwsze sanktuarium, na które nałożą się z wiekiem następne. Dziś na tym miejscu w Santiago, stoi katedra. Droga Mleczna wyznaczyła położenie wielu katedr i kościołów. Była to epoka licznych pielgrzymek : od V-go w. chrześcijanie szli najpierw do Jerozolimy na groby męczenników, potem do Rzymu na grób Św. Piotra, muzułmanie do Mekki, szyicki odłam do Karbali a Żydzi do Jerozolimy. Liczba pielgrzymów do Komposteli była już wówczas tak liczna, (w XII w. ok. pół miliona ! ), że francuski mnich Aimery Picaud wpadł na pomysł napisania dla nich przewodnika i tak "Codex Calixtinus" jest chyba pierwszym na świecie (1132 roku) tego rodzaju dziełem gdzie autor opisuje okolice, etapy i dystans między nimi, historyczne miejsca kultów godne uwagi, wylicza kaplice i kalwarie, które należy odwiedzić, opisuje fasady świątyń i ich wnętrza, zwraca uwagę na dzieła sztuki, obrazy, rzeźby i wspomina ekonomię, historię, topografię, handel i legendy, folklor i obyczaje ludności. Dokładnie podaje adresy oberż, gospod, ceny noclegów i obiadów, jakość dań, wody i wina oraz przestrzega pielgrzymów przed niebezpieczeństwami. Na bezbronnych pielgrzymów, którzy w tobołach mieli całe ich bogactwo, czyhały w lasach Montes de Oca niedaleko Burgos bandy złodziei i zbójów. Szczęśliwcy, którzy po długiej, rocznej częstokroć tułaczce, uszli wypadkom, napadom a nawet śmierci, dochodząc do Santiago mogli uważać siebie za cudownie ocalonych przez...Świętego Jakuba!
Wzdłuż polnej ścieżki, która z czasem stawała się ubitą drogą, powstawały wioski z gospodami, żyjące z pielgrzymów oraz zasobne klasztory, opactwa, ktore zapewniały zamożniejszym tułaczom bezpieczny nocleg a potężne zamki templariuszy stanowiły ochronę dla pielgrzymów. Biedota zaś ryzykując życiem, spała na polach. Do największych opactw należał klasztor benedyktynów w Roncesvalles na słynnej przełęczy (1000 m) w Pirenejach już hiszpańskich a do najpotężnieszych twierdz należał zamek w Ponferrada w Galicji. Do dziś w pierwszym można zamieszkać za parę euro a drugi przez swoje kolosalne mury obronne od wieków daje poczucie bezpieczeństwa.
Pielgrzymka w naszych czasach, szczególnie w ostatnich latach, (dokładnie, po 1982 r, po wizycie Jana Pawła II-go w Komposteli oraz po 1989 r gdy papież zwołał w Santiago Swiatowe Dni Młodzieży), zmieniła swoje oblicze. Z dyskretnej trasy znanej tylko chrześcijańskim pielgrzymom camino de Santiago zapisane zostało w 1992 r. na liście światowego dziedzictwa przez UNESCO. Czysto religijny i skromny charakter szlaku zatem przestał istnieć. Motywacje uczestników uległy zmianie, kiedyś 90 proc szło z nadzieją , że wysiłek służyć będzie wzmocnieniu wiary, że wysilek i poświęcenie na trasie bedzie pokuta za winy i modliiło się do Apostoła prosząc o przebaczenie i litość, o łaskę i odpust, licząć takze na cudowne uzdrowienia.
Dziś, tylko 5 proc. pielgrzymów przyznaje się, że podąża do Komposteli w celach duchowych. Większość uważa ten długi spacer za sportowy wyczyn ( czym z pewnością jest gdyż nie każdy może z 10-15 kg plecakiem przejść ponad 1500 km w 2-3 miesiące idąc po 25-30 km dziennie.) Fenomen masowej turystyki, medialna moda na trekking i jogging nie ominęły i camino. Ciekawym jest. że już w XII-tym w. Bernard z Clerveaux przewidział poza-religijną ewolucję pielgrzymki i ostrzegał tych co udawali pątników, ( wśród których byli też i cudzołożnicy, bluźniercy, heretycy z nie zawsze czystym sumieniem) podejrzewając ich o złe myśli i nieczyste zamiary. Zaliczenie obecnie (choćby na pieszo ostatnich 100 km) camino de Santiago stało się w pewnych środowiskach swego rodzaju snobizmem. Trasa, po której chodzi rzesza gadatliwych pielgrzymów w kolorowych adidasach kupione w sklepach Decathlon czy Go Sport, podpierającymi się narciarskimi kijkami, z ostentacyjnie wywieszoną na sznurku muszlą, symbolem Świętego, to nec plus ultra współczesnego stylu przygody. Pielgrzymka proponowana w różnych wersjach, datach i cenach stala się mocną pozycją nie tylko katolickich agencji turystycznych i towarzystw charytatywnych propagujących wycieczki do Komposteli. W 2001 roku np. do Santiago dojechało luksusowymi autokarami kilka milionów turystów ale doszło na własmych nogach zaledwie 70 tys. pielgrzymów, w tym ok. 20 proc. kolarzy i otrzymało "compostellę" (katolicki dyplom ukończenia pielgrzymki, dawniej ręcznie pisany ozdobną kaligrafią na pergaminie dziś wydrukowany na zwykłym papierze). Najliczniejszymi użytkownikami camino są Hiszpanie (50 proc.), Francuzi (10 proc.), Niemcy i Włosi. W ub. roku do Komposteli doszło kilkuset Polaków. Półki księgarń wypełniły się niezliczoną ilością publikacji, kaset video, CD, przewodników i map. Pielgrzymka stała się w obecnym, świeckim wydaniu sportową promenadą dla urlopowiczów lub oryginalną wycieczką po Hiszpanii dla emerytów ( 17 proc.) i jest w tej tranwestycji pradawnej praktyki i dawnego sensu coś co żenuje.


***
Od lat marzyłem o pielgrzymce do Santiago de Compostela. Nie wiem w jakim celu i z jakimi zamiarami. Prawdopodobnie, bardziej niż religijne względy czy duchowe potrzeby, perspektywa zwiedzenia świata, kulturalny apetyt na artystyczne dzieła, nadzieja zachwytu katedrami, zamkami, monumentami, spotkania z innymi na historycznym szlaku były motorem moich wojażowych horyzontów.
Zamiast długiego marszu wybrałem jak zwykle rower ; mój stary "Peugeot", na którym od pół wieku przepedałowałem po bożym świecie już ponad 100 tys. km. Rower stał się też moim "osłem" od noszenia bagażu.
Jazda na rowerze pozwoliła mi na skrócenie czasu pielgrzymki ale nie na zaoszczędzenie wysiłku, wrażeń i przygód. Pzez dwa tygodnie, pokonywałem dziennie, tj. przed południem, ok. 70-80 km. Nie chodziło o bicie rekordów lecz o maksymalne wykorzystanie tego środka lokomocji by nie spiesząć się lepiej poznać ludzi, świat i życie, naturę, sztukę i kulturę. Zasadą pielgrzymki i obowiązkiem pielgrzymów jest wyjechać o świcie z albergue (hotelu) by dojechać do mety i zakwaterować się w następnej albergue przed 14-tą. Jest to pora, o której zjawiają się pierwsi piesi pielgrzymi którzy mają pierwszeństwo w wyborze piętrowych łóżek w zbiorowej sypialni .
Do Santiago wystartowałem z Saint-Jean-Pied-de-Port, z uroczego warownego miasteczka leżącego na dnie doliny Cize gdzie u stóp francuskiego stoku Pirenejów wije się rzeka Nive.
Była sobie banalna, nudna dżdżysta środa w połowie wyjątkowo wilgotnego w tym roku czerwca a.d. 2008, temp. 15° C, co chwila siąpił nieznośny deszcz i pułap chmur zakrywał do połowy okoliczne szczyty. Miasteczko stygło w bezradnym oczekiwaniu na pogodę. Wielu bezczynnych pielgrzymów w kapturach stało obok Cytadeli pod bramą Sw. Jakuba - symbolicznym miejscu startu do Komposteli- i patrzyło niecierpliwie na szare niebo, ja też, przeczuwając, że od pogody zależy udana pielgrzymka. Z lekkim niepokojem wyobrażałem sobie wysokie Pireneje, które miałem pokonać. Już pierwszego dnia przejechawszy granicę w Valcarios musiałem przez 18 km wdrapać się pod nieustającym zimnym deszczem i w chmurach na przełęcz Puerto de Ibañeta 1057 m. To była pierwsza ale nie ostatnia próba sił bo na 1000 km trasie musiałem jeszcze przeskoczyć kilka hiszpańskich gór i pokonać m.innymi: Puerto de la Pedraja (1130 m), Cruz del Ferro (1424 m), Alto de San Roque (1230 m), Alto de Cebreiro (1300 m), Alto de Poio (1335 m) nie mówiąc już o innych, niższych ale niemniej trudnych przełęczach jak Mezkoritz (922m), Puerto de Pedrón (679 m), czy Ventas de Narón (702 m)...
Popularny szlak zwany od dawna "camino francés" ( bo na nim najwięcej było francuskich pielgrzymów) do którego dobijają przy romańskim moście w miasteczku Puente la Reina wszystkie europejskie tj. cztery francuskie trasy ( Viae podiensis z Puy, turonensis z Tours (Paryż), lemovicensis z Vezelay i tolosana z Arles) i hiszpańska aragońska jest górzysty i snuje się najczęściej po wysokim i wietrznym płaskowzwyżu ( ok. 800 m) zwanym mesetą odgrodzoną od Atlantyku przez zalesioną kantabryjską Kordilierę. Podróż rowerem to przede wszystkim magiczne wtopienie się w pejzaż do tego stopnia, że po czasie kolarz staje się sam pejzażem. Z Ronceswalles w Pirenejach do Komposteli w Galicji (800 km) przejeżdża się przez kraj Basków, Nawarrę, Riohę, Kastylię, Leon i Bierzo. Każda z tych prowincji północnej Hiszpanii posiada swoją specyfikę, np. napisy po baskijsku nie przypominają żadnego języka (choć "uwaga" pisze się "kontuz") winnice Rioja produkują słynne vino tinto a "Riojilla" (mała Rioja) ma ponoć najlepszą glebę, kastylska złota wyżyna (meseta) to bezkresne kamieniste i suche pola, dalekie widoki i nad Tierra de Campos pozioma linia horyzontu drga jak fata morgana, a wokół León kolonie maków czerwienią dalekie perspektywy pól zbożowych. Dopiero po Astordze krajobraz się mocno ożywia i dwa pasma gór pokryte rudą roślinnością( Monte Teleno i Sierra de Ancare) znane już Rzymianom, dziś obsianych wiatrakami wśród których są najwyższe i najtrudniejsze do zdobycia miejsca Camino ( Cruz del Ferro-żelazny krzyż- na Monte Irago i góralska wioska E Cebreiro na zboczach Monte de la Faba). Góry te zamykają w geologicznych kleszczach ciepłą dolinę Bierzo znaną z dawnych kopalń i hut żelaza dziś opuszczonych i gdzie na dnie leniuchuje spokojny Rio Sil pocięty przez kilka tam. Ostatnia kraina po której wędruje camino de Santiago to zielona (nawet latem) Galicja schowana w płn-zach. rogu iberyjskiego półwyspu, witająca pielgrzyma pofalowanym terenem i soczystymi lasami nasyconymi słoną wilgocią bliskiego oceanu. Do celu jeszcze ok.200 km . Dopiero z Monte del Gozo (368 m) wymęczeni pielgrzymi mogli niegdyś nacieszyć się panoramą świętego miasta Santiago, do którego dążyli przez tyle mięsięcy. "Niegdyś", bo dziś z wysokości "Montjoie"(wzgórza Radości) historycznego miasta nie widać, nawet wysokiej katedry, Nowe osiedla przysłoniły widok, słupy elektryczne wysokiego napięcia kreślą graficzne łuki po niebie, tuż obok huczą startujące samoloty z lotniska Lavacolla i powietrze pachnie spalonym kerozenem. Ogromny pomnik z betonu upamiętniający wizytę Jana Pawła w Santiago należy prawdopodobnie do najbrzydszych w świecie. Do celu jeszcze kilka kilometrów. By dojść do centrum starówki i do wielkiego placu Obradoiro przed katedrą, który jest dokładną metą pielgrzymki, należy przedrzeć się przez zatłoczone przedmieścia. Szlak gubi się na bulwarach, błądzi po avenidach, skręca w carretery, ruy, ciasne uliczki i placyki, trudno zauważyć w ikonosferze wielkiego 100-tysięcznego miasta (jakim jest dziś Kompostela) rzeźbione muszle lub żółte strzałki prowadzące pielgrzymów do celu.

O ile wszechobecna i godna podziwu natura jest codziennym i nie zawsze łatwym (góry, błoto, słońce, upał, wertepy, deszcz, wiatr, burze..) towarzyszem każdego pielgrzyma, o tyle dziedzictwo kulturalne narzuca się mu swoim bogactwem i majestatem oraz gwarancją metafizycznych medytacji i sporych przeżyć estetycznych. Nie dziw więc, że Camino de Santiago zostało uznane w 1987 r przez Radę europejską jako Pierwszy europejski szlak kulturalny.
Idąc, cwałując lub pedałując do Santiago przegląda się ma żywo podręcznik historii sztuki lub luksusowy album z reprodukcjami, które są oryginałami. Sztuka romańska w Nawarze, w Rioha czy Kastylii nie odbiega ani ilością ani jakością od słynnych francuskich "szkół" romańskiej architektury. Charakterystyką hiszpańskiej wersji świątyń romańskich najczęściej położonych na wzgórzach jest ich funkcja obronna. Solidne, kamienne wysokie mury o surowym wystroju świadczą, że okolice były przez wieki ofiarami wojen.
Niedaleko benedyktyńskiego klasztoru w Irache (Nawarra) dziś zamienionego w luksusowy parador, rodzynkiem parafii Św. Andrzeja w wiosceTorres del Rio jest ciekawy romański kościół Św. Grobu (St. Sépulcre) ufundowany w XII w. dla kanoników Św. Grobu przez Templariuszy. Niecodzienny ośmiokątny. warowny budynek posiada niezwykle rozbudowaną kopułę gdzie łukowa struktura sklepienia przypomina wzór arabskiej kaligrafii.
Kościół Sw. Marcina z XI w. w centrum nieciekawego miasteczka Frómista (Palencia) 80 km na zachód od Burgos jest kwintesencją romańskiej architektury i jak piszą a przewodnikach: " su principal atracción artística y joya del románico." Plan bazylikowy, ekonomia form, zwarta bryła budynku, koronkowa rzeźba ponad stu kapiteli i pedagogiczna funkcja ikonografii zamieniają mały kościoł a ogromne arcydzieło średniowiecznej sztuki.
Gotycka katedra Santa-Maria w Burgos (XIII-XV w.), którą zwią przesadnie " królową gotyckich katedr", i której bliźniacze wieże pielgrzymi widzą już z daleka, fascynuje ogromem zabudowań, kaplic, ołtarzy i dziedzińców a przede wszystkim wielopoziomowym planem. Zbudowana na zboczach wzgórza, architekci mieli niełatwy orzech do zgryzienia i jak zawsze w owych czasach gdy fantazja twórcza kojarzyła się z dyscypliną techniki, rozwiązali problem bezbłędnie. Rezultatem są wspaniałe marmurowe i złocone schody (XVI w.) prowadzące z niskiego północnego ramienia transeptu do położonej o 15 metrów wyżej bramy Coroneria. Jak każda hiszpańska katedra, ta w Burgos pełna jest wysokich krat, które dzielą kościół i oddzielają główną nawę od bogato upstrzonych złotem kaplic a klatka starego ołtarza usytuowana w środku nawy posiada setkę bogato rzeźbionych stelli w ciemnym kasztanowym drewnie. Szczególnym miejscem świątyni jest nagrobek pod którym spoczywa z żoną Jimeną bohater narodowy (oraz protagonista tragedii Corneille'a), rycerz Rodrigo Diaz de Vivar zwany tu el Cid Campeador. Nad grobową płytą ozdobna kopuła dopuszcza światło, które oświetla cały kościół, zachwycał się nią Filip II-gi (XVI w.), katolicki król Hiszpanii, Portugalii. Neapolu, i Sycylii, pogromca protestantów, Maurów i Turków, Niedawno odrestaurowana i oczyszczona z wiekowego brudu katedra w Burgos należy do Gothy europejskich świątyń.
200 km na zachód od byłej stolicy Kastylii niestrudzony pielgrzym ( który ma już w nogach ponad 1000 km) podziwiać może inne gotyckie arcydzieło: katedrę w León z XIII w. zbudowaną na fundamentach rzymskich term, gdyż miasto, które ma od dawna w herbie lwa, było już w 68 r. n. e. i do III-go wieku politycznym i militarnym ośrodkiem rzymskiej kolonii gdzie stacjonowała 7-ma Legia (Gemina Pia Felix). Złożywszy ciężki plecak w lokalnej albergue municipale przy calle Campos Góticos, odważnego pielgrzyma udającego się na codzienną mszę (la misa del peregrino) zaskoczy mroczna atmosfera wnętrza katedry mimo ilości okien (125) i witraży (2000 m2). Dopiero po chwili z ciemnej otchłani przesyconej kadzidłami wyłoni się seria wspaniałych witraży gdzie esy floresy natury, przyrody i geometrii są głównymi motywami szkieł. W León, podobnie jak w Burgos, główny barokowy ołtarz w głębi nawy to wysoki poliptyk zbliżony swoją strukturą i ilością obrazów (sceny z życia Chrystusa) do prawosławnego ikonostasu gdzie iskrzące się w blasku migocących świec złoto dosłownie kapie z teatralnych rzeźb. Wśród dziesiątek kaplic capella del Santissimo jest z rodu czystego, eleganckiego gotyku. Na fasadzie katedry dyskretna tablica informuje, że kościół znajduje się na wysokości 839 m i 60 cm nad poziomem morza. Dokładnie!
Dla amatorów sztuki barokowej należy poczekać i dojść do Santiago gdzie imponująca fasada katedry Św. Jakuba Apostoła zadowoli każdego. W połowie XVIII w. biskup Komposteli postanowił dobudować, tj. nałożyć na starą fasadę podeszłego gotyku, nową - tą, którą dziś chcemy podziwiać i która widnieje na miedzianych centymach hiszpańskich euro. Tymczasem zaskoczyć i zasmucić może bystrego pielgrzyma fatalny stan katedry i jego rujnująca się fasada, popękane zrudziałe mury, zgrzybiałe rzeźby, sypiące się kolumny, skruszałe płaskorzeźby oraz rosnące w kamiennych szczelinach rośliny i dzikie kwiaty. Zastanawia do jakiej kasy idą pieniądze hojnych pielgrzymów albo jaka jest polityka właścicieli jednego z najbardziej na świecie znanych przybytków kultury.
Ale satysfakcja i duma z dojścia do mety po tylu tygodniach diety i tułaczki po camino frances oślepia i pozwala posiadaczowi dyplomu (compostela) na wszystkie komercjalne wydatki i gastronomiczne swawole. Santiago żyje z turystyki a siatka wąskich uliczek i placyków w centrum dookoła katedry pełna jest sklepów w pamiątkami. dewocjonalii, biżuterii, hoteli i pensjonatów (gdzie niedospani pielgrzymi mogą sobie zapewnić spokojne i długie noce), kafejek, barów i restauracji z obowiązkowym "menu peregrino". Święte miasto Apostoła stało się "biznes city" gdzie czuwa biblijny veau d'or i gdzie poczciwy bo naiwny pielgrzym staje się dojną krową.
Przygotowując się w Paryżu do kolarskiej pielgrzymki wiedziałem,że zobaczę w wioskach Nawarry romańskie kościółki, że nacieszę się w miastach Kastylii gotyckimi katedrami i byłem przekonany, że barok katedry w Komposteli zrobi na mnie oczekiwane wrażenie. Niespodziewałem się jednak, że spotkają mnie dwie niespodzianki : dwa niezwykłe budynki Gaudiego. Znałem jego dziwne secesyjne kamienice w Barcelonie oraz jego niedokończoną wciąż bazylikę Sagrada Familia. Nie wiedziałem, że napotkam na szlaku do Santiago w León i w Astorga dwa oryginalne dzieła Katalończyka.
Spacerując w centrum León od katedry w dół handlową calle Anchas dochodzi się do placu Św. Marcela przy którym, obok władz prowincji, stoi potężmy wielopiętrowy budynek do niczego znanego niepodobny. To Casa Botines. Intryguje ona natychmiast oko przyzwyczajone raczej do poważnej, dobrze ułożonej burżuazyjnej architektury mieszkaniowej jak np. kamienice przy avenida Logroño. Nie wiedziałem, że Gaudi zafundował sobie "fantasia de piedras", która w 1969 r. uznana została za "monumento histórico artístico". W 1891 r, dwóch Leończyków zwróciło się do Gaudiego o projekt kamienicy w centrum miasta nie podejrzewając, że 40-letni Gaudi da ponieść się swojej wyobraźni i zbuduje im dziwoląga, którym do dziś nikt specjalnie, oprócz architektów i aficionados Gaudiego, się nie zachwyca. Pierwsi właściciele bez skrupułów sprzedali kilka lat potem dom bogatemu katalońskiemu kupcowi imieniem Botinas ( stąd nazwa) a ten z kolei odstąpił innym. Nielubiana i jakby przeklęta kamienica przechodziła z rąk do rąk aż w końcu odkupił ją bank Caja España, który zainwestował i odrestaurował 100-letni budynek za co dostał w 1998 r Nagrodę Naszej Europy (Premio de Europa Nostra). Fakt, dziwny to stwór, ale czy zasłużył sobie na taki los?
Astorga (oddalona od León o 50 km) posiada zabytkową starówkę sięgająca czasów rzymskich. Miasto usytuowane jest strategicznie w żyżnej dolinie Tuerto na skrzyżowaniu dwóch szlaków do Santiago : przychodzącego ze wschodu camino frances i z południa Via de la Plata, "srebnego szlaku" przecinającego pionowo całą Hiszpanię . Nieopodal katedry ( XV-XVIII w.) na fasadzie której zgrabnie mieszają się wpływy gotyku, renesansu i baroku, stoi, częściej zwiedzany niż świątynia, niezwykły dom z grubo ociosanego granitu z pobliskich gór Arenas mający coś ze średniowiecznego zamku i pewne podobieństwo do disneyowskiego pałacu królowej Śnieżki. Jest to b. pałac episkopalny, dziś (od 1963) Muzeum Szlaków (Museo de los caminos), zwany też popularnie pałacem Gaudiego (Palacio de Gaudi). Zamówiona w 1887 r. przez lokalnego biskupa 35-letniemu Gaudi, budowla została dokończona przez innego architekta dopiero 25 lat potem. Modny już i rozrywany przez bogatą klientelę Antonio Gaudi wolał działać w nowoczesnych dzielnicach kosmopolitycznej Barcelony gdzie mógł dać dzięki finansom, upust swemu talentowi i fantazji. Jego motto było: "Nic nie wymyślam, wszystko jest w naturze". Pałac w Astorga jest dziwnym architektonicznym stworem, obrazem nieposkromionej i młodej jeszcze wyobraźni twórcy, który umiał uporać się z techniką i materią. O ile zewnątrz budynek przypomina romantyczny, neo-gotycki zamek "so british" o ile wystrój wnętrza jest delikatną, wyrafinowaną strukturą kuluarów, i wysokich salonów, komnat, sal i kaplic o subtelnych biało-czerwonych dekoracjach. Wszystkie okna o niespotykanych dotąd formach wypełnione są witrażami a sale muzeum pełne są gablot z dokumentami i przedmiotami , a liczne obrazy na ścianach i rzeźby na podestach, przedstawiające Apostoła jako świętego, pielgrzyma czy matamora świadczą, że historia pielgrzymek do Komposteli jest bogata i stara jak świat.

Po 15-tu dniach pedałowania oparłem mój rower "Peugeot" o mur Seminario Menor gdzie zamieszkałem i z peronu którego rozpościerała się panorama na miasto. Byłem szczęśliwy,że bez przeszkód dopiąłem celu i że mogłem przez te dwa tygodnie dzielić z innymi nadzwyczajną ludzką przygodę. Na liczniku widniała cyfra 1100. 1100 kilometrów. Pozostał tylko jeszcze problem powrotu do domu z rowerem nie jako rumak ale jako bagaż. Ale to już inna historia...



tekst i zdjecia - Bruno Koper

1 komentarz:

marcinsen pisze...

Witam
Swietna relacja z Camino. Szperama po internecie szukajac wspomnien z trasy i wydaje się, że można szukać w nieskończoność i relacje nigdy się nie skończą.
Zapraszam do swowjego blogu, do działu podróże, gdzie wrzuciłem fragmenty swojego dziennika z drogi.
http://garsc-drobnych.blogspot.com/search/label/podr%C3%B3%C5%BCe