środa, 18 stycznia 2012

TECZKA NR 138/ I. 2012 DOKUMENTY Z INTERNETU

Raport Głównego Urzędu Statystycznego - Zatrważające ubóstwo

Blisko 5 milionów Polaków żyje w skrajnym ubóstwie - wynika z najnowszego, zatrważającego raportu Głównego Urzędu Statystycznego. 4-osobowa rodzina znajdująca się w takim położeniu ma na swoje miesięczne utrzymanie mniej niż 960 zł, czyli najwyżej 8 zł dziennie na osobę.

Pojedyncza osoba, która żyje w skrajnym ubóstwie, to taka, której miesięczne dochody wynoszą maksymalnie 350 zł, czyli 11 zł na dzień.

Prawie 7,7 mln rodaków mieszka w rodzinach, które na swoje wydatki mają mniej niż wynosi tzw. ustawowa granica ubóstwa. Została ona wyznaczona dla 4-osobowej rodziny na mniej niż 1226 zł miesięcznie, czyli co najwyżej 10 zł na członka rodziny dziennie.

- O kilku milionach Polaków, którzy nie mają za co przeżyć, media i politycy najczęściej milczą, zajmując się sprawami trzecio- lub czwartorzędnymi. To jest nie tylko fatalne, ale wręcz tragiczne - mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Polityki Socjalnej, znawca zagadnień dotyczących rynku pracy, zwłaszcza bezrobocia. Zwraca uwagę, że szybkie powiększanie się liczby Polaków żyjących w nędzy będzie miało ogromny wpływ na losy kraju w przyszłości. Nasz rozmówca przypomina, że dzieci z rodzin zagrożonych biologicznie są z reguły skazane na gorszą przyszłość. Ubóstwo przyczynia się też do wzrostu przestępczości.

Aby uzmysłowić sobie dramatyczną sytuację milionów rodzin, podajmy kilka innych danych. 23 miliony obywateli naszego kraju (60 proc.) ma na przeżycie mniej, niż wynosi minimum socjalne, czyli poniżej granicy określającej sferę niedostatku i ostrzegającej przed ubóstwem.

Tragizm polega również na tym, że od 1996 roku stale rośnie liczba osób, którym grozi biologiczne wyniszczenie. W ciągu tylko jednego 2003 roku o 1 procent, czyli o ok. 385 tys. zwiększyła się liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie. Dla porównania: w 1996 r. poniżej minimum egzystencji znajdowało się 4,3 proc. Polaków, podczas gdy rok temu - 12 proc.

Z raportu GUS wynika też, że rozwarstwienie majątkowe w Polsce szybko pogłębia się. Bogatsi mają coraz więcej, biednych przybywa. Zdaniem prof. Mieczysława Kabaja dalsze utrzymywanie się takiej patologicznej sytuacji musi w końcu doprowadzić do buntu społecznego.

Zagrożenia wybuchem społecznym nie wyklucza również prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Socjologowie i psychologowie społeczni od dawna ostrzegają, że jeżeli na polskiej scenie politycznej pojawi się zręczny demagog, który będzie w stanie pociągnąć za sobą tłum, może on przejąć władzę, wykorzystując do tego celu miliony ubogich. Dodajmy, że prawie co trzeci Polak ocenia, iż jego położenie jest bardzo trudne (tzw. ubóstwo subiektywne).

Dla uzmysłowienia sobie skali problemu podajmy, że blisko 5 milionów ludzi, których egzystencja jest zagrożona, to więcej niż mieszka w pięciu największych miastach Polski: Warszawie, Łodzi, Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu. Osiem lat temu takich osób było około 1,6 miliona.

- Najgorzej się dzieje w rodzinach korzystających z opieki społecznej, gdyż niemal co trzecia taka rodzina żyje na granicy minimum egzystencji - mówi prof. Mieczysław Kabaj. - Na domiar złego ośrodki pomocy społecznej nie mają pieniędzy dla potrzebujących albo mają ich grubo za mało - dodaje nasz rozmówca.

Wiesław Łagodziński, socjolog, tłumaczy, że cechą polskiego ubóstwa jest jego ogromne zróżnicowanie terytorialne i społeczne. - W krajach zachodnich ludzi ubogich też jest sporo. Jednak w żadnym kraju należącym do Unii Europejskiej ubodzy nie są aż tak bardzo biedni jak w Polsce. Co gorsza, u nas nie tylko przybywa ludzi żyjących na granicy lub poniżej minimum egzystencji, ale takie osoby stają się - chociaż wydaje się to praktycznie niemożliwe - z każdym rokiem jeszcze coraz biedniejsze - mówi.

WŁODZIMIERZ KNAP, Dziennik Polski, 31 stycznia 2005


Rośnie bogactwo i przybywa biedy

Produkt krajowy brutto wciąż rośnie, ale większości Polaków nie żyje się lepiej. Ze wzrostu gospodarczego korzystają bowiem przede wszystkim elity polityczne, przedsiębiorcy oraz wyżsi urzędnicy administracji państwowej i samorządowej. W efekcie obok przytłaczającego bogactwa coraz więcej jest skrajnej biedy.

Od kilkunastu lat produkt krajowy brutto rośnie bardzo szybko, poza krótkimi okresami spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego. Polska jest coraz zasobniejsza, ale nie wszyscy z tego korzystają. Najwięcej zyskują elity, które wywindowały swoje dochody w stosunku do poziomu zamożności społeczeństwa bardziej niż ma to miejsce w bogatych państwach zachodnich. Z badań prof. Mieczysława Kabaja z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS) wynika, że na przykład zarobki posłów w relacji do pensji nauczyciela szkoły średniej z wieloletnim stażem są u nas ponaddwukrotnie wyższe niż w Niemczech. Również relatywnie większe są w Polsce wynagrodzenia wyższych urzędników służby cywilnej i administracji państwowej w porównaniu z przeciętnymi płacami w najbardziej rozwiniętych krajach Europy - w porównaniu z Norwegią i Szwecją dwa i pół razy wyższe. Wynagrodzenia prezesów i członków zarządów w spółkach giełdowych zbliżyły się już do wypłacanych w najbardziej rozwiniętych krajach, a czasem je przewyższyły. W rezultacie pracownik, który uzyskuje średnie wynagrodzenie, musiałby pracować ponad 30 lat, aby zarobić tyle, ile otrzymują co miesiąc prezesi niektórych spółek giełdowych.

- Bardzo się powiększyła grupa osób mało zarabiających, których płace są mniejsze od przeciętnego wynagrodzenia. Jest pewną prawidłowością, że ludzi, którzy zarabiają mało, jest więcej niż osób, których zarobki są duże, ale w Polsce te dysproporcje są nadmierne, odstajemy pod tym względem od krajów Europy Zachodniej - mówi prof. Zofia Jacukowicz z IPiSS. - Zwiększa się nie tylko grupa osób, które zarabiają mniej niż wynosi przeciętne wynagrodzenie, ale także tych, których pensje są na poziomie płacy minimalnej albo niższym - podkreśla prof. Mieczysław Kabaj. Dodaje, że powstała liczna grupa absolwentów różnego typu szkół, których płace - zgodnie z polskim prawem - mogą wynosić miesięcznie nie 100 proc., ale 80 proc. płacy minimalnej w pierwszym roku pracy i 90 proc. w drugim roku. A płaca minimalna w 2005r to zaledwie 849 zł brutto (620-630 zł na rękę, po opłaceniu składek i podatków).

Powiększające się zróżnicowanie w dochodach ludności spowodowało, że liczba osób uzyskujących dochody na poziomie minimum socjalnego zwiększyła się z 7,8 mln w 1991r do ponad 22,5 mln w 2003r, a liczba osób żyjących w skrajnej biedzie wzrosła do 4,5 mln (z 1,7 mln w 1996r).

Brak komentarzy: