Polski duch na Wołyniu.
O Wołyniu napisano już bardzo dużo. Większość teksów dotyczyła przede
wszystkim „Rzezi Wołyńskiej” i sytuacji Polaków podczas II Wojny Światowej. Tym
razem pragnę napisać o czymś innym, sięgnąć do wcześniejszej historii, a
mianowicie do 1916 roku i Bitwy pod Kostiuchnówką. To tam właśnie
przeprowadzono znaczący bój, mający na celu opóźnienie XLVI Rosyjskiego Korpusu
Armijnego, prowadzącego natarcie w ramach ofensywy Brusiłowa. Pomimo panicznej ucieczki wojsk austro-węgierskich na prawym skrzydle
(128 brygada honwedów), Polacy nie dopuścili do przerwania frontu, wytrzymując
kilkakrotnie ponawiany atak 100 Rosyjskiej dywizji piechoty. Pozbawione wsparcia artylerii i łączności
brygady legionowe liczyły łącznie tylko 5500 bagnetów, stawiając opór 13 000
Rosjan. Najcięższe walki stoczyła I Brygada Legionów Polskich pod dowództwem
Józefa Piłsudskiego, a zwłaszcza jej 5 Pułk Piechoty, którego straty bojowe
przekroczyły 50%. Pomimo przegranej Legionów, Państwa Centralne ciągle
utrzymywały swoją inicjatywę strategiczną, a Rosjanie wyczerpali możliwość
podjęcia następnej, tak wyczerpującej ofensywy. Ostateczny bilans wynosił 2000
poległych żołnierzy Polskich. 1000 z nich od 1998 do 2012 roku doczekała się
należytego pochówku za sprawą Harcerskiej Akcji Letniej „Kostiuchnówka”.
Z miejscowością Kostiuchnówka spotkałam się podczas corocznego spływu
kajakowego na Ukrainie. W tym roku wyruszyliśmy w rzeczną podróż po Polesiu i
Wołyniu. Wśród niesamowitej przyrody, pięknego ukraińskiego folkloru, wsi
„niezepsutych” cywilizacją, dotarliśmy do nowocześnie wyremontowanej szkoły.
Budynek powstał jako szkoła i zaplecze dla wycieczek z centralnej Polski w
1936r. Ufundowali go legioniści Józefa Piłsudskiego. Po 1945r. znalazł się na
terytorium ZSRR, a następnie Ukrainy pełniąc funkcje edukacyjne. W latach
2010-11 dzięki wsparciu Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, sponsorów i
przyjaciół, został wyremontowany i odzyskał jedną ze swoich pierwotnych
funkcji. Było to dla nas ogromnym zaskoczeniem, szkoła należy do
Rzeczypospolitej, mimo nie unormowanych stosunków Polsko-Ukraińskich. Dobrze
wiemy, jak trudno Polakom w dzisiejszych czasach, odzyskać to co zostało nam
zabrane. W Niemczech nie mamy nawet statusu „mniejszości narodowej”, na
Ukrainie nie możemy wykupować naszych ziem, nie mówiąc już o sytuacji na
Białorusi czy Litwie. Jednak spotkaliśmy się z polskim duchem na Wołyniu, co
było dla nas wzruszającym momentem.
Kostiuchnówka to jakby
miejsce, gdzie ludzie zapomnieli o tym co złe. Tam Polak brata się z Ukraińcem,
a ich współpraca przynosi cudowne efekty. Narody, które nie raz próbowała
poróżnić historia, stworzyły dzieło upamiętniające Bitwę pod Kostiuchnówką –
cmentarze. Główny z nich, w tzw. Polskim Lasku wyremontowany przez Hufiec ZHP Zgierz im. Wojska Polskiego,
mieści setki poległych, czasem zapomnianych Legionistów. Z inicjatywy hm. Jarosława Góreckiego, powstało
jeszcze 7 takich cmentarzy, wspaniale odnowionych, ze szczątkami głównych
dowodzących, chociażby Rydza – Śmigłego. Przypieczętowaniem współpracy między
narodami, był podarowany od miejscowej ludności – ogromny, żeliwny krzyż, który
został przyniesiony przez nich w uroczystej procesji.
Ogromny trud i wysiłek młodych harcerzy można tylko podziwiać. Oto opis ich dnia: Zwyczajny dzień dla większości uczestników rozpoczynał się pobudką o siódmej rano, kwadrans przed ósmą niemal cały obóz, poza służbą wartowniczą i kuchenną, stał w pełnym umundurowaniu na apelu porannym. Po apelu uczestnicy przygotowywali się do śniadania, zaś kadra omawiała jeszcze szczegóły zadań dziennych, przydzielonych poszczególnym grupom. Młodsi harcerze (12 – 13 lat), wraz z dziewczętami, zajmowali się pieleniem, malowaniem grobów, wybieraniem żwiru zza alejek, starsi – pracami remontowymi, budowlanymi i porządkowymi: ustawianiem betonowych krawężników, krzyży, bortnic grobów, koszeniem zielska, obficie zarastającego cmentarze. Dwoje studentów Politechniki Łódzkiej zajmowało się w tym czasie pomiarami i dokumentacją stanu zachowania budynku „polskiej szkoły” – gmachu, w którym, po gruntownym remoncie, znajdzie swą siedzibę centrum dialogu. Aby nie przerywać rozpoczętej pracy – a nie raz trzeba było docierać z Polskiego Lasku dosyć daleko: do Wołczecka, Maniewicz, a nawet do (oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów) Kowla – grupy, wyruszające do pracy pobierały prowiant na cały dzień. Około drugiej czy trzeciej po południu harcerze odkładali na chwile narzędzia, przerywali pracę, aby zjeść posiłek, przyrządzony w warunkach polowych przez wyznaczoną do tego grupkę. W tym czasie na obozie działało całe zaplecze: magazyny „twardy” i „miękki”, połączone z podręcznym warsztatem, umożliwiającym konserwację i bieżące naprawy sprzętu, kuchnia, grupa kwatermistrzowska, zajmująca się dowozem świeżych produktów żywnościowych, materiałów budowlanych, uzupełnianiem wody i paliw, administracja. Prace kończyły się późnym popołudniem, obozowicze wracali na gorącą, dwudaniową obiadokolację. Wieczór uczestników wypełniony był tradycyjnym harcerskim ogniskiem, któremu towarzyszył starannie dobrany program edukacyjny, kadra uczestniczyła jeszcze w wieczornej odprawie, meldując o wykonanych pracach i planując zadania na kolejny dzień. Po 22.00 ogłaszano ciszę nocną, życie obozowe powoli wygasało i już tylko warta czuwała nad spokojnym snem znużonych pracą, młodych ludzi”.
(Inicjator: hm.
Jarosław Górecki)
Pełni podziwu, składamy
ogromne podziękowania harcerzom i doceniamy ich działalność w służbie pamięci.
Przecież „Tam Ojczyzna nasza, gdzie groby nasze…
korespondent z Lublina: Agata Żarkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz