XXe FORUM DZIENNIKARZY POLONIJNYCH- TARNÓW 10-17.IX. 2012.
ROZPOCZĘŁO SIĘ JAK
ZAWSZE
W TARNOWIE,
MIESCIE
,W KTÓRYM NARODZIŁA SIĘ MYŚL JEGO STWORZENIA.
W ciągu 20 lat spotkania
dziennikarzy polonijnych i polskich odbywąjące się we wrześniu gromadziły
około150 osób, z
70 krajów i były terenem spotkań informacyjnych i przyjacielskich dyskusji.
Obecny zjazd był jednak wyjątkowy,
ponieważ odbywał się po raz
Dwudziesty i miał zakończyć się wizytą u Prezydenta B.Komorowskiego. To zresztą
było pierwszy
raz. Wszyscy byli tą perspektywą
przejęci.
Porządek
był ten sam, co zawsze. 10 września o 14-ej otwarcie Forum przez Prezesa
Stanisława Lisa.
Powitanie
oficjalnych gości: Prezydenta Miasta Tarnowa, Marszałka Woj. Podkarpackiego i
in.osób.
Przedstawienie Programu - tu
nastąpiła pewna zmiana w stosunku do lat poprzednich. Nie było tzw. autoprezentacji,
podczas której
każdy przedstawiał siebie i czasopismo, które reprezentował. Wyglądało na to,
że organizatorzy chcieli zaoszczędzić czasu na inne sprawy. Stali bywalcy
Forum znali się zresztą między sobą. Dla młodych jednak pierwszy raz przybyłych była to
szkoda, nie mogliśmy bowiem ich poznać i dowiedzieć się dla jakiego pisma
pracują i jakie są ich zainteresowania. Było ich czworo.
Również Program Forum był bardzo
skondensowany tak, by można go było wykonać w ciągu tygodnia i to bez
zmiany hotelu.
Gościł nas Hotel „CRISTAL PARK” w Tarnowie i do niego wracaliśmy na
noc.
WYPRAWY
W TEREN.
Po
oficjalnej części Prezydent Miasta zabrał nas na spacer po swoim mieście, by pokazać
nam swoje ulubione zakątki.
Codziennie wyruszaliśmy na
trasę, by zwiedzić jakąś nieznaną część
Małopolski wschodniej. Pierwszego dnia popołudniu pojechaliśmy do Dąbrowy Tarnowskiej ( gdzie byliśmy
już poprzednio, aby odwiedzić szkolę odnowioną za pieniądze
zebrane
w Stanach przez naszych amerykańskich kolegów.).
Tym razem jednak spotkanie z
władzami odbyło się w pięknie odnowionym Ośrodku Spotkań Kultur. Budynek
ten był poprzednio bóżnicą . Przy renowacji zadbano o zachowanie malatur sciennych
i stropowych. Bardzo wysoka sala o kształcie prostokąta i stropie
ozdobionym freskami nie ma niestety zbyt dobrej akustyki. Pokazano nam też
Regionalne Centrum Polonii.
Potem, po regionalnym poczęstunku
wróciliśmy do "Cristal Park", by odpocząć i przygotować się do
uroczystej Inauguracji Forum
następnego dnia.
Odbyła się ona w Teatrze im.Ludwika
Solskiego w Tarnowie przy udziale przedstawicieli Senatu, rządu, władz samorządowych i zaproszonych gości.
Z okazji tego Jubileuszowego
Forum ukazała się książka "JA TO MAM SZCZĘŚCIE" dwu
"forumowych" pań - Reginy i Kai Cyganik. Książka składa się z tekstów nadesłanych przez
różnych uczestników Forum. Są w niej obecni "wierni" uczestnicy, jak
i nowi - kilkoro mlodych.
Najdluższy chyba, pełen serdeczności
tekst napisała Alina Kietrys, od 15 lat prowadząca na Forum Warsztaty dziennikarskie. Najwięcej wierszy zamieścił Tadeusz Rawa:
"Forumowe tango","Galicyjski blues"etc.
Ines Korecka z dalekiego Doniecka napisała o
trudach życia na Ukrainie i borykaniu się z trudnościami finansowymi i
niechęcią srodowiska, w którym pracuje na codzien - do twórczości
niekomercyjnej oraz o zapaści gospodarczej Ukrainy."Zachwycam się Polską
coraz bardziej. Promuję jak najbardziej Polskę w moim kraju."
Radio WNET - to Zofia Wojciechowska
- zmieniająca codzień barwy jesieni i zawsze uśmiechnięta.
Prowadząca w Polsce Program „Pomost” w Radiu WNET, wyrażająca wielkie uznanie dla
inwencji i pracy Prezesa Forum Stanislawa Lisa i jego "Aniołów".
"Poznając specyfikę pracy polonijnych dziennikarzy dochodzę do wniosku,
że jest to wiara połaczona z poszukiwaniem spraw wartych, by o nie
walczyć ".
Nieustannie
krążący pośród Forumowiczów Józef Komarewicz nie wypuszcza z ręki swej kamery i
ciągle strzela zdjęcia.
Zapewne stanowią one ogromny dział
archiwalny SWIATOWEGO FORUM. Czy powstanie z nich Kronika Fotograficzna ŚFMP? Albo FILM XX-LECIA?
I na koniec tej relacji z
tegorocznego Forum: Zofia Schroten-Czerniejewicz prowadząca w Holandii
"Scenę Polską" uważa,że
" praca w prasie polonijnej jest ważną misją społeczną".
Jest podtrzymaniem więzi z Polska,
zachowaniem umiejętności posługiwania się językiem polskim i kontaktów z kolegami dziennikarzami na
całym świecie oraz wymiany poglądów w naszej profesji niezbędnej.
Redaktor
Taki to skrócony Portret XX go Forum
różniącego się od poprzednich nie tylko okrągłą liczbą lat, ale i
terenem, który zwiedzaliśmy. Małopolska południowo- wschodnia była już nam w dużej części znana. Mogliśmy porównać stan poprzedni z obecnym i dostrzec
uczynione postępy.
Zaczynając od stolicy Forum, czyli
Tarnowa, poczynając od jego pięknej Katedry, wzniesionej w połowie XIV wieku i będącej pod wezwaniem Narodzenia
Najświętszej Marii Panny. Ma ona tytuł oficjalny Bazyliki mniejszej, nadany
przez papieża Pawła VI w 1972 r.
Mszę świętą w intencji dziennikarzy
odprawił w niej Ks.kard. arcybiskup Marek Lechowicz. Interesuje się on
środkami społecznego przekazu lub jak to ujmuje Episkopat - środkami
społecznej komunikacji.
Naszym podróżom, tym razem jako
gość, towarzyszył pan Leszek Zbrôg, doskonały przewodnik z lat poprzednich. Jest obecnie dyrektorem Parku Etnograficznego w Tokarni.
Nie
przeszkodziło mu to w objaśnianiu wielu rzeczy.
W Dąbrowie Tarnowskiej władze miasta
przyjęły nas w pięknie odnowionym budynku dawnej bóżnicy, w której
zachowano malowidła
ścienne i sufitowe.Jest to obecnie Ośrodek wielokulturowy. Napisy w języku
hebrajskim świadczą o jego pierwotnym przeznaczeniu. Jak narazie, żaden
poprzedni właściciel się nie zgłosił, co zrozumiałe: budynek był zapewne własnością
Gminy żydowskiej, a ta przestała istnieć w czasie ostatniej wojny.
Przyjechał spotkać się z nami
profesor Sarna, przedstawiciel Ośrodka Kardiologii IM.profesora Religi,
założonego przezeń w Zabrzu.Ośrodek nie może prowadzić dalszych badan z braku
funduszy. Przedstawił nam ostatnio wykonany model PROTEZY SERCA DLA DZIECI. Nie
ma środków na budowanie dalszych egzemplarzy tego aparatu i testowanie go.
Jest
to sprawa bardzo poważna i budząca niepokój. Jakoś nie słychać jednak, by rząd
specjalnie się tą sprawą przejmował.
LUSLAWICE
Odwiedziliśmy Dworek Krzysztofa
Pendereckiego pod przewodem jego zaufanego zarządcy, który został przez
Mistrza zatrudniony,
gdy miał lat 18. Obecnie liczy sobie lat 40. Dworek mogliśmy obejrzeć tylko z
zewnątrz, za to park dokładnie.
-Mistrz,
objaśnił nas przewodnik, nie lubi gości / takich jak my/ i ceni sobie ciszę.
Park jest przepiękny- oczko w głowie
kompozytora, który zwozi doń rosliny z całego swiata, a na lotnisku
zapomina odebrać
walizki.* Penderecki nabył tę posiadłość 40 lat temu.
Na
Forum , jak to na Forum, zawsze są Nagrody. Tym razem wręczono 3 nagrody
FIDELIS POLONIAE:
p.
Zb. Swięchowi za promocję Tarnowa, pani Marii Loryś za działalność na wschodzie
na dawnych terenach polskich.
Pan Jerzy Barankiewicz z Kalifornii
otrzymał Złotą Płytę/ tego roku przyjechał sam, ponieważ w San Diego, gdzie
mieszkają, pani
Teresa B. pracuje w nowo założonym przez nich stowarzyszeniu polonijnym/.
Podobną
Płytę otrzymał p.Maciej Roślicki.
Złotą Sowę otrzymał
p.Janusz Szlechta (Nowy Jork)
Jednym z nowych miejsc przez nas
odwiedzonych było Modrzewiowe Wzgórze określone jako Osada Wypoczynku i Zdrowia. Gospodarze przyjęli nas bardzo dobrym
posiłkiem. Niesłychanie eleganccy, w garniturach i pod krawatem, odbijali od
naszej barwnie odzianej dziennikarskiej grupy.
W sali mogliśmy obejrzeć Wystawę malarską p. Janusza Osickiego,
absolwenta PWSSP w Gdańsku i wykładowcy na Wydziale Architektury
Politechniki Gdańskiej(Katedra Sztuk Wizualnych). Stosuje w swoich obrazach
kilka technik jednocześnie: maluje temperą i akrylem, a na to nakłada collage -
w czerni i bieli, robi to wrażenie rzucających się na
siebie potworów, a w kolorze uzupełnia barwy strzępami
gazet, co, być może, ma oznaczać intelektualność jego sztuki.
Nie obeszło się bez odwiedzenia Krakowa - była to wizyta u
starego znajomego, który zawsze wita usmiechem, Hejnalem Mariackim i białymi zaprzęgami bryczek
czekajacych na chętnych koło Sukiennic. Błękit sklepienia Panny Marii
nadal usiany jest gwiazdami. Nie
odwiedzilismy krypty pod katedrą na Wawelu, gdzie spoczywaja Prezydent Lech
Kaczyński i
Pani Maria!
W Magistracie przyjęla nas pani Magdalenia Sroka - IVZastępca
Prezydenta Miasta d/s Kultury i Promocji Krakowa. Przyjęcie było potem - całkiem królewskie.
Odłączyłam się po godzinie od towarzyszy i powędrowałam
szlakiem moich krakowskich wspomnień. Odnalazłam na Plantach ławkę w pobliżu
Collegium Novum, na której przygotowywałam się do egzaminu z języka rosyjskiego
u przezacnego "Dziadzi" Komara, który nam zbuntowanym tłumaczył, że
znajomość rosyjskiego może nam być przydatna.
Egzamin wtedy zdałam.
Przeszłam ul. Grodzką i wstąpiłam do Galerii Autorskiej p.
Mleczki, który od pół wieku działa piórkiem i bawi publiczność swego miasta.
zdj. poczt.
Nr 5 WICI polonijnych - 15 IX .12: Goniec Wiciowy pisze w
swoim "Slowie " :
.............nie rozumiem .........ataku na naszego przewodnika
w podziemiach rzeszowskich, kiedy przyznał, że chętnie przeniósłby się na
Syberię. Usłyszał, że Polacy nie powinni, bo to historia, konotacje itp.
A ja ten atak rozumiem doskonale - ponieważ zło, które
przyszło nam cierpieć od zachodniego sąsiada, było jawne i brutalne. Zło,
które przyszło nam cierpieć od wschodniego sąsiada, było i jest oparte na
przewrotnej ideologii, sączonej w umysły,
a jednocześnie brutalne w sposób dużo bardziej przemyślny, niż by się zdawało.
I trzeba dużo większej przemyślności, by je odeprzeć i usunąć.
Od 1989 r. walczymy z nim do
dziś i jeszcze trzeba nam wiele pracować, by je usunąć. Jak wiadomo, ideą Niemiec
było "Drang nach Osten", czyli podbój Wschodu. Krzyczeli wtedy
przecież "Gott mit uns" = "Bôg jest z nami".
Ten zamiar upadł. Przynajmniej terytorialnie. Czy
naprawdę upadł politycznie ? Jest to mniej pewne.
Natomiast ten, który można by
okreslić jako "Drang nach Westen" naszego wschodniego sąsiada, nie
ustał. Od kilku wieków Rosja, potem ZSSR, wreszcie Federacja wytrwale dąży
do celu - zajęcia Europy. Polska może być nadal do podziału, w zamysłach obu
sąsiadów, "Warthegau" i "Kraj priwislanski", choć się o tym
nie mówi głośno. Postawa polityczna Unii Europejskiej, dbałej o sprawy
energetyczne - a więc o dobre stosunki z Federacją, - raczej takiej postawie
sprzyja.
Ale wróćmy do XX FORUM.
Pani Magdalena Pignard Bykowska,
Prezes Stowarzyszenia Polskich Autorów, Dziennikarzy i Tłumaczy w Europie(A.P.A.J.T.E.),
powiedziała na zakończenie Forum, że „ w Polsce realizuje się amerykański sen. Widzimy rzeczy imponujące: ludzie wzięli się
do roboty", mówiła w Warszawie. Dobrze
jest mieć w sobie tyle optymizmu!
W Warszawie Prezydent Br. Komorowski nie mógł
przyjąć dziennikarzy, ponieważ otwierał Wystawę o KATYNIU. Potem miał jechać na Ukrainę, aby razem
z Prezydentem W. Janukowyczem inaugurować Cmentarz w Bykowni, gdzie leżą zamordowani
polscy żolnierze.
W Warszawie, w imieniu nieobecnego Prezydenta, odznaczenia zasłużonym
dziennikarzom wręczył minister Kancelarii Prezydenta p. Maciej Klimczak.
Złoty Krzyż Zasługi otrzymały
Jolanta Kwiek i Małgorzata Sajdak, wiceprezeski
Stowarzyszenia Małopolskiego Forum Współpracy z Polonią.
Srebrne Krzyże Zasługi
otrzymali: Józef Komarewicz, rzecznik prasowy Forum i Leszek Zbróg, jeden z
założycieli M.F.W.P; obecnie kierownik Parku Etnograficznego w Tokarni,
znakomity przewodnik naszych wypraw w nieznane.
Brązowe Krzyże Zasługi otrzymali:
Iwona Surman, członek Biura Org. Forum i Tadeusz Urbański ze Szwecji, należący do Tow. Literackiego LIGATUR, które
szerzy znajomość literatury polskiej w Szwecji i szwedzkiej w Polsce.
To XX Forum braci dziennikarskiej
zakończyło się w Warszawie 17 Września b.r. Mamy nadzieję spotkać się
ponownie we wrześniu przyszłego roku.
Redaktor - wysłane 11.X. 12
OPOWIEŚCI FORUMOWE
( C. D. )
W ZESZŁYM ROKU, z okazji prezydencji Polski w Parlamencie Unii Europejskiej (od VI
do XII.2011) został przygotowany bogaty program kulturalnych wydarzeń
I/ "WARSZAWA
MIASTO LUDZI WOLNYCH" i II/ " WARSZAWA - MIASTO KULTURY". Prezentacji tych programów dokonała na
FORUM przedstawicielka Ministerstwa Kultury. Ogółem oba te programy przewidywały 1400 rozmaitych imprez .
Szlaki zwiedzania stolicy były więc ułożone wzdłuż przygotowanych " tras", do których odwiedzania zachęcała nas wysłanniczka Min. Kultury, która przybyła na Forum specjalnie z tej okazji.
W początku wrzesnia ( od 8 do 11) odbył się Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu.
W dziesięciu stolicach Europy odbyły się koncerty, a także wieczory poetyckie - deklamacji utworów polskich poetów, m.in.
Czesława Miłosza.
Liczne też były koncerty muzyki Fr. Chopina oraz wystawy tyczące Marii Skłodowskiej - Curie.
Oryginalnym pomysłem, na który przyszła w 2010 roku moda, były "Ławeczki grające" Chopina w równych punktach miasta
rozmieszczone tak, że można było z muzyką Chopina wędrować szlakiem wielkiego kompozytora z
czasów jego młodości.
=============================
ZANEK.
Wśród odwiedzających Targi Książki i nasze stoisko znalazł się trochę
przypadkowo. Przedstawił się: Jean - Yves Markiewicz i usiadł. Jak wielu, był
zmęczony krążeniem w czworoboku korytarzy o słabej wentylacji. Wspomniał,
że wykłada na Uniwersytecie Warszawskim metodykę nauczania języków
obcych. Była to kiedyś dziedzina, którą się zajmowałam naukowo. Zaproponowałam,
byśmy spotkali się następnego dnia przed południem i porozmawiali w lepszych –
„ta francuska punktualność”, - pomyślałam z pewnym zadowoleniem, - warunkach.
Zgodził się: " W Pałacu Kazimierzowskim w Uniwersytecie".
Przyszłam na jedenastą i już na mnie czekał przed wejściem.
W przytulnej kawiarni Pałacu zamówiliśmy kawę i usiedli przy stoliku nieco na
uboczu. Zadałam pytanie całkiem oczywiste:
" Dlaczego Jean -Yves Markiewicz?” Odpowiedział, że bardzo jest
wstrząśnięty faktem, iż będzie musiał opowiadać o swoich przejściach.
Ojciec jego, jako młody człowiek, postanowił
wyjechać, powiedział, że opuszcza dom. Tam była bardzo liczna rodzina.
r/Czy on był najstarszy?
- Ja nie potrafię powiedzieć.
Pojechał do Gdyni i
zaokrętował się jako pomocnik palacza. Rodzice nie znali się. Kontakty moje z rodziną ojca były...
Statek dopłynął do któregoś portu w północnej Francji - prawdopodobnie do
Dunkierki.Był rok 1938). Rodzice pobrali sie w Bretanii.
Ja uważam się za Bretończyka. Rodzice mieszkali w miasteczku Cancal, koło Saint
Malo. Podjął pracę jako "Ouvrier agricole"( robotnik
rolny).
- Jean Yves: Urodziłem się 25.II.1947 r. w miasteczku Cancal na obrzeżu
Saint Malo. To jest jedna wielka aglomeracja: 50 - 60 tys. mieszkańców.
Mój brat, Daniel, żył bardzo krótko - jeden czy dwa dni. Mam swiadectwo
lekarskie. Jestem pod wrażeniem tego, co
opowiadam. Są to dla mnie losy bardzo burzliwe.
r/ Żeby Pana pocieszyć- takich osób emigrujacych za chlebem było wtedy bardzo
dużo.
- Jean Yves: chciałem Pani jeszcze powiedzieć, że moja matka, wyjeżdżając ,
miała 16 lat, a więc pojechała na dokumentach swojej starszej siostry.
Przed wojną jeszcze przyjechała do Polski w czasie wakacji, otrzymała dla
siebie swoje odpowiednie dokumenty.
Żeby to wszystko sformalizować, musiałem pojechać do Polski po moje dokumenty
autentyczne.
Różnica wieku między rodzicami była bardzo duża. Tata był o dziesięć lat
starszy - urodził się w 1904 r. Mama - w 1914.
Jak pamiętam, Tata nie chciał w domu rozmawiać po polsku..
r/ - Naprawdę?
- Jean-Yves: Odciął się zupełnie. Nie wiem, dlaczego to było. Mama przeciwnie -
pisała do rodziny, jak było potrzebne jakieś lekarstwo, to posyłała.Ona miała
bardzo ładne pismo. Nie wiem, ile ona klas szkoły ukończyła. Miała dobre
maniery – była dobrze wychowana
- była z klasą! Umiała kaligrafować.
Chciałem jeszcze coś powiedzieć, żeby nie
przegapić .
Chodziłem do
przedszkola, potem do szkoły katolickiej - SAINT JOSEPH, prowadzonej przez
Frères des Ecoles. Było to bardzo rygorystyczne! Ale później, w życiu
bardzo mi się przydało.
Byłem taki troszkę "rozrabiaczek". Rodzice wynajmowali taki mały dom,
samodzielny, to nie był "czworak".
Dla mnie co było bardzo ważne: Ojciec czuł się faktycznie Francuzem - nazywano
go "Stanis". On się kochał w
koniach. A tam był taki Jean Paul, który hodował konie. On pił i źle się
sprawował. Jego matka powierzała sprawy mojemu ojcu. Ojciec miał głowę do
interesów.Umiał załatwiać sprawy. Był też duży i silny. Szanowali go. Ojciec
dostał nawet taki medal - mam go jeszcze. I listy od rodziny Mamy.
Ja myslałem, ze Pani będzie o mnie pytała, a nie o rodzinę.
r/ - Od czegoś trzeba przecież było zacząć .
- Jean-Yves: Uważam, że w życiu decyduje czasami moment. Intuicja jest albo zła
, albo bardzo dobra.
r/ Istotnie.
- Jean-Yves: Rodzice wynajmowali dom. Tata jednak chciał mieć swój dom. Znalazł
taki dom – mały, ale bardzo bretoński, z pięknym ogrodem.
Trzeba było tam zrobić "travaux" (remont). Dach pokryty
"ardoise", szarą dachówką typową. Typowy dom bretoński. Na dole olbrzymi pokój i
kuchnia, schody drewniane na górę i na górze dwa duże pokoje. (fotografie!) Ten
wielki pokój na parterze ojciec
zmniejszyl - zrobił dwa.
Na ogrodzie były "abricots" (brzoskwinie), figowiec. To było marzenie
ojca, żeby tam zostać.
Musiałem zawsze być ładnie ubrany. Z mamą chodziłem do krawca. Miałem nowy
rower. Byłem zadbany pod każdym względem.
Byłem "chouchouté". Miałem to, co potrzeba.
Kiedyś przyjechała ciocia (z Polski), siostra mojej Mamy- na próbę. Ale jej się
nie podobało. Wrócila do kraju.
Był to koniec roku szkolnego - w czerwcu. Wszyscy zabierali dzieci na wakacje
do domu. Po mnie przyjechał mój chrzestny. Ja jeszcze nic nie wiedziałem!
I oni mi powiedzieli, że Mama bardzo jest chora - źle się czuje.
Podświadomie czułem coś niedobrego. Oni coś ukrywali! Potem dowiedziałem
się, że Mama umarła. Po latach dowiedziałem
się, że popełniła samobójstwo. Dlatego ja taki jestem dzisiaj taki... Sąsiad mi
to powiedział.
r/ To bardzo przykre wspomnienia.
- Jean -Yves: Proszę panią, do dzisiaj...to, że Panią spotkałem ... Książka -
piękna... przeczytałem. Przekonałem się, że Pani jest osobą wrażliwą.
Pani jest jak Jacques Prévert.
r/ Naprawdę?
- Jean -Yves: Tak, (wiersze) krótkie; każde słowo ma glęboki sens. Prostota. To
moje bardzo subiektywne....
Ja to tak odczuwam. Ale wracajmy do... Będziemy inaczej siedzieli tu do
wieczora.
Ona (mama) poszła na strych i powiesiła się ! Jaka to musiała być
desperacja !
Oczywiście, był pogrzeb; za trumna szliśmy tylko ja i tata. Ale dużo ludzi
przyszło na pogrzeb.
Opowiadali, że Mama bardzo chciała do Polski wrócić. Ojciec bardzo to przezył.
Ja mam nagrane wspomnienia o Mamie - bardzo ciepłe ... Francuzi... "
Casi"( tak ją nazywali), nawet od Mera. Od ludzi, gdzie pracowała.
r/ Jak miała na imię?
- Jean-Yves: Kazimiera. Była zawsze z klasą. Kulturalna...Nawet takie
przedstawienia .... Była zawsze na poziomie...
r/ Ile Pan miał wtedy lat?
- Jean-Yves: jakieś 11- 12 lat. Proszę Pani ... Po roku...
r/ Po roku...?
- Jean-Yves: Ojciec, po sniadaniu, mówi : "Chodź, pójdziemy na
spacer. " ... Idziemy. I upadł! Przy mnie!
r/ Ojej! Serce? Umarł?
- Proszę Panią, proszę sobie wyobrazić! Upadł! Nie byłem świadomy... Mam
to przed sobą... ten obraz...
Był bardzo ładny dzień! Tata był towarzyski. Lubił spotykać ludzi ...szedł do
Café ?) ; Na apéritif....napić się kawy... porozmawiać, czasem Armagnac. To
było tylko to. Nie pił.
I upadł! Proszę Pani !
- r/ Niech się Pan uspokoi. Ktoś przyszedł?
- Jean-Yves: Ja krzyczałem, płakałem! Odseparowali mnie. Lekarza wezwali.
Ja byłem oddzielony. Zebym tego nie widział. W tamtych czasach, to czasem
puszczali krew ... ciśnienie...coś tak... Zabrali ojca do szpitala. Ja
chodziłem jak obłąkany! Próbowali mnie uspokajać, ale... zostałem SAM!
Ojciec chrzestny zabrał mnie do siebie.
Coś mi dawali ... nie wiem co to było...W domku, który chcieliśmy kupić, roboty
stanęły.
W domu, któryśmy wynajmowali, było sporo naszych rzeczy: mielismy radio,
telewizor, różne rzeczy.
Ojciec lubił oglądać PMU. Jak był jeszcze kawalerem, to czasem w karty lubił
pograć. Ale to tak ...
Do domu wracał raz tak, raz tak, Ale nie ...
Ja mam w dokumentach cztery imiona : Jean Yves Stanislas ...
Jak zostałem sam, to oczywiście, chodziłem do szkoły, ale miałem też
obowiązki... musiałem wstawać czasem wcześniej ... To była rodzina zamożna.
Musiałem "casser du bois"(rąbać
drzewo), musiałem czasami czyścić buty... W tym miasteczku był
krawiec z Polski.
r/ I to jest ciągle Cancal ?
Jean-Yves : Nie, to jest Saint Melloir(?) des Anges.
Jak było Noêl , to ja dostałem też coś , ale trochę gorszego, niż inne dzieci.
Mama do tego polskiego krawca nie chodziła. Kupowała rzeczy gotowe, ale czasem
jakiś materiał i dawała do uszycia. Może jej to sprawiało przyjemność i
kompensowało(nostalgie)? Ten krawiec z Polski coś tam doniósł do Ambasady polskiej - "ze
sierota, ... ze parobkiem zostanie... " I Konsulat się w to wmieszał.
Ja pisałem list do mojej rodziny w Polsce - po francusku- bo to też było
ważne.... coś takiego: "Odwiedzę Was...” Ale ja nie bardzo chciałem
jechać. Po polsku nie umiałem nic !
r/ A!
- Jean-Yves : Znałem tylko dwa wyrazy: "Dzień dobry" i nazwę miasta
"Lódź". Nie wiem dlaczego. To mi zostało w pamięci. W związku z
moją "sprawą" przyjechał z Konsulatu w Paryżu jakiś urzędnik i
zabrali mnie.
r/ Przymusowo?
- Jean-Yves : Powiedziano mi, że to tylko tak, na wakacje! I że wrócę !
Wszystko, co było w domu, zostało splądrowane. Dali mi tylko zegarek , który
mam do dzisiaj. Tam było trochę kosztowności i zostało zabrane ...
r/ Przez kogo?
- Jean-Yves : Do momentu, gdy mer zaplombował drzwi do domu. Ale to było za
późno. Pamiętam, że Mama była pedantką: miała sporo poscieli, zastawę srebrną,
krysztalowe kieliszki do wina; materac został zamieniony na gorszy.
r/ I kto to zrobił?
- Jean-Yves: Ja się tylko domyslam...le parrain (ojciec chrzestny).
r/ Le parrain?!
- To wszystko zostało wysprzedane i mnie na pocieszenie dali zegarek - nie ten –
ten, który mam w domu.²
Jak ja pojechałem, już jako dorosły i poszedłem do notariusza, by się
dowiedzieć, to niektórzy mi oddawali rzeczy –np. serwetkę albo talerz
ze serwisu, a inni nie. Mieliśmy aparat fotograficzny "Kodak"
Francji to buraki, owszem
jako "salade" się je, ale tak- na cieplo !! Herbaty( we Francji) też
się tak nie pije! Nic mi nie smakowało, chleb też mi nie smakował ! Ale w końcu
... Pamiętam, że ziemniaki wydziubałem. Masło do chleba było to samo. Ale śledzi nie ruszyłem.
Na drugi dzień - wie Pani, co się dzieje? Przyjeżdża moja Ciocia, która miała
mnie odebrać. Ja czekam w tym holu.
Ciocia miała taką pilotkę skórzaną, (zapinaną pod brodą). To był nowy szok
cywilizacyjny. "CIOCIA"!
Ja sobie ją wyobrażałem" à la française". Oczywiście,
francuskiego nie znała! Tłumaczem więc była pani Dyrektorka. One coś tam
rozmawiały. Ciocia (to zrozumiałem) -żaliła się, że nie wie, co ze mna zrobi (
u siebie), bo tam u niej nikt nie mówi po francusku.
r/ Dziecko szybko się uczy! Ale ona była też zaszokowana.
- Jean-Yves: Moja rodzina zna moją historię. Ale tak nie opowiadam, bo to
nieciekawe!
r/ Bardzo ciekawe !!
- Jean-Yves: Ja to Pani opowiadam, bo stwierdziłem, że Pani ma serduszko
..."sensible".
Pani pochodzi z Krakowskiego?
r/ Nie, zupełnie nie! Z Poznania.
- Jean-Yves: Ale to też inny swiat. Mam rodzinę w Poznańskiem. Oni są zupełnie
inni, niż w Warszawie.
Porządek !!
r/ Pan pochodzi z Krakowa?
- Jean-Yves: Nie. Mój Tata pochodził z Poznańskiego. Wielkopolska! Oni
coś tam rozmawiali w gabinecie Dyrektorki. I przychodzi pani Jędrychowska. Są
trzy osoby, które będę pamiętał do końca mojego, krótkiego czy długiego życia:
panią Jędrychowską- to była osoba mądra.
" Chcesz pojechać do Cioci, czy nie chcesz pojechać do Cioci?"
Powiedziała, że do wakacji podszkolą mnie w języku polskim, żebym mógł
rozmawiać. I na wakacje pojadę do Cioci. To było takie rozwiązanie rozsądne.
Już mi się trochę podobało, bo ja miałem kolegów. Wykorzystywali mnie,
bo ja byłem "Francuz"..Oni wykorzystywali mnie, żebym ja się nauczył polskiego – oczywiście, najgorszych słów. Po
pewnym czasie zorientowałem się, że mnie wykorzystują - szczególnie
dziewczyny - a ja chciałem się popisać.
Druga rzecz: ja miałem lekcje polskiego; tam była taka pani TERESA .
Była ponoć polonistką. Ponoć!
Ja nie mogłem chodzić do szkoly. Te lekcje były zaprzeczeniem wszelkiej
metody dydaktycznej! Wreszcie zrzuciłem ją ze schodów! Naprawdę, byłem okropny!
Bo tak , ja chciałem się uczyć (polskiego). Pierwsze lekcje wyglądały tak: takie
filmowe "rolki" - obrazki - zwierzęta . Tam był jakiś kogut. I ona
stała i powtarzała: " To Kogut", "To Kogut" ....albo
"To Osioł", "To Osioł" ... To trwało...
A ja byłem bardzo ciekawy czegoś się dowiedzieć. Tu nie było żadnej
komunikacji. Trzeba było czego innego! Jakiejś formuły poruszania
się w czasie i przestrzeni : "Która godzina" ? , "Gdzie
jestem" itp., a nie "To hippopotam" ( które Jean-Yves wymawiał
bez "h", co powodowało nieustanne "poprawki", ponieważ "h"
po francusku się nie wymawia albo bardzo słabo - "h aspiré", o czym
"nauczycielka" zdawała się nie wiedzieć.)
W końcu zrzuciłem ją ze schodów. Nic się jej nie stało. Ile czasu można
wytrzymać? Wszyscy byli w szkole. A ja miałem z nią lekcje.
r/ To trwało cały ranek?
- Jean-Yves: Cały ranek. Nie chciałem iść do Pani Dyrektor; wobec
tego zadecydowałem, że załatwię sprawę sam!
Ja nic nie rozumiałem! Ona mi coś gada : "To Kogut",
"To Kogut". Nawet był taki
film o zwierzętach.
r/ (smiech) - Ona pewnie też nic nie rozumiała.
- Jean-Yves: W końcu poskarżyła się Pani Dyrektor i powiedziała,
że ze mną lekcji
prowadzić nie będzie. Wobec tego, Pani Dyrektor dała mi
takie polskie książki : "MAREK-WAGAREK" - takie były wtedy
książki. Tam był taki wierszyk - nie wiem już, czy Brzechwy czy nie Brzechwy. To
była moja pierwsza lektura.
Z tym chlopakiem (oni) uczyli mnie, żebym to przeczytał. Głównie dziewczyny
- one były bardziej odpowiedzialne, bo chłopaki to sobie ze mnie pokpiwali,
przekręcali, co mówiłem. Tak że to dzieciństwo moje spędziłem bardziej wśród
dziewcząt. Ale proszç nie myśleć, że...
r/ Nie nie! One były pewnie bardziej opiekuńcze, serdeczne...
- Jean-Yves: pierwsza moja większa książka to "PIĘTNASTOLETNI
KAPITAN" w przekladzie.
r/ A! "LE CAPITAINE DE QUINZE ANS" Jules
Verne'a.
- Jean-Yves: Książkę znałem (po francusku). Nie wszystko
rozumiałem, ale już nie byłem taką zagubioną owieczką.
A polska literatura to było "W PUSTYNI I W PUSZCZY"
Sienkiewicza. To mnie wciągało! Ja słownik miałem. Jak nie rozumiałem jakieś
słowo "de base", to szukałem. To pierwsza opowieść o Afryce: już tam zauważyłem
pewne
problemy. W związku z tym, już trochę rozumiałem. Proszę Pani,
język mówiony a język pisany- to zupełnie co innego.
r/ Zupełnie co innego.
- Jean-Yves : Ja do dziś miejscami kaleczę język polski;
r/ Nie zauważyłam.
- Jean-Yves: to Pani bardzo miła. Ale moja żona...
Pierwsze wakacje to była WIELKANOC. Przyjechał po mnie syn mojej
Cioci. Jedziemy pociągiem. Uwaga! Ja widzę
pociąg - zupełnie inny niż francuski. Wzdłuż wagonu, nazewnątrz, były
takie stopnie, po których konduktor może chodzić.
To był "swiat kowbojski" - na prerii - takie były wagony.
Od Warszawy do Kutna pociąg był jeszcze jeszcze! Ale do Gostynina i potem do
Płocka, to był ten lokalny! Te wagony... Konduktor ... bilety wypisywane! W końcu
przyjeżdżamy do tego rodzinnego domu, skąd Mama wyszła. To ważne! Skąd Mama
pochodziła. Co się dzieje? Domek, owszem,
drewniany, ladny, z werandą. Wchodzę do środka: Lóżko! Poduszki
! Jakieś jelenie!
r/ Tak, oczywiscie! Bez jelenia ani rusz!
- Jean-Yves : Jeszcze był taki wielki obraz - jakieś góry!
Ale wtedy elektryczności nie było. Było radio - bo na baterię.
Ja myślę: "Znowu wpadłem nie wiem gdzie!" Piąta godzina
- już się robi ciemno. Wcześniej o dwie godziny niż we Francji! Kolacja i o
piątej spać się kładzie, więc ...pokornie.
r/ To był taki paradny pokój.
- Jean-Yves: Poduszki haftowane w jakieś kwiaty! Tam była rodzina
mojej Mamy - dowiedzieli się, że "Yanek" z Francji przyjechał, więc
chcieli mnie poznać. Odwiedzali mnie!
r/ Tak...
.
- Jean-Yves: Ja tam wszystkich nie pamiętam - te
wszystkie Cioci: ta od tego...tamta od tego...- mnie się to mieszało. I
nie bardzo interesowało! Ja byłem lekko przerażony! "Przyjechał jakby z
innego świata"... Oni mnie odwiedzali... Był śnieg. (....)
r/ Śnieg u nas topnieje najwcześniej w marcu.
- Jean-Yves: Do kościoła trzeba było(?) iść na piechotę, 6 km
autobusem i jeszcze dwa km na piechotę. Jeszcze trochę sniegu było.
Po Wielkanocy wróciłem do Warszawy. Pani Dyrektor (....)
zaprowadziła mnie do koscioła. Ja (we Francji) byłem w szkole katolickiej, prywatnej
wychowany. Frères ...
r/ Frères des Ecoles ?
- Jean-Yves : Frères des Ecoles..
Ja się jej zapytałem, czy ona jest ochrzczona? Ona odpowiedziała, że
nie. Ja byłem oburzony: Jak to..?
Pani dyrektor była naprawdę na poziomie. Wytłumaczyła mi rózne
rzeczy...
Poszedłem do polskiej szkoły( ...). Ona(Pani dyrektor) bardzo
ładnie się mną zajmowała. Nie musiałem się uczyć rosyjskiego...
Były takie "swięta ", np. Rewolucja październikowa; oni
mi kazali rysować. Narysowałem "Potiomkina"- (tłumaczyli, jakie
to było wspaniałe!). Już wtedy wiedziałem, o co chodzi. Chodziłem do tej
szkoły. Przechodziłem z klasy do klasy wzorowo. Miałem 9 punktów na
...(16?).....Dlatego dziś mam te nagrody......(....)
Uwaga ! teraz dla mnie ważne: ja uczyłem się wzorowo. Ale potem
była zmiana dyrektora. (...);
On chciał się mnie pozbyć: kłopot polityczny, kłopot finansowy:
nie płaciłem, bo nie miałem z czego. Rodzice uczniów, którzy byli za granicami,
dawali ...Wie Pani - każdy z uczniów miał taką swoją "kasę" na
własne wydatki, jak się dobrze uczył, to dostawał np. 10zł.
r/ takie kieszonkowe?
- Jean-Yves: Kieszonkowe. Ja się dobrze uczyłem. Ale nic nie
dostawałem. Czasami ktoś z rodziny(mojej) coś przysłał. A to było upokarzające
dla mnie. Czasem jakaś wycieczka była - a ja nie miałem z czego...
Nie miałem spodni( w lutym). Długie spodnie kosztowały 80-90 złotych.
Takie drelichowe.
Ciocia ( z rodziny Mamy) przyjeżdżała mnie odwiedzić - czasem
coś mi dała. Potem,(przed letnimi wakacjami) przyjechała
i była z nią poważna rozmowa . Cioci i wujkowi się bardzo
dobrze powodziło.(....). Oni mieli ... (...)
Ja nie miałem kontaktu z rodziną ojca. (...)
Red.- Dla pana informacji -
Byla taka sprawa: spytano
mnie "Czy chciałbyś przyjąć nazwisko KOWALCZYK"? Przyjechał taki pan
i tak zapytał.
Te pieniądze, które przychodziły na moje nazwisko(... - od kogo
?), przychodziłyby wtedy na nazwisko "Kowalczyk"
r/ O ho ! ! Dla pana informacji: dziecko, u nas, w wieku 13
lat, może brać udział w rozprawie sądowej.
- Jean-Yves: Była taka rozprawa sądowa, bo formalnie, ja ciągle
mieszkałem we Francji!
W naszym ówczesnym ustawodawstwie nie było można mieć podwójnego
obywatelstwa. W tamtym czasie dolar to był majątek. Opiekowała się mną Ciocia,
ale mieszkałem w internacie. Była taka pani Tosia, która chciała mnie
"adoptowac"(?), ale ona była za młoda. (...) Orzeczono, że jak będę
miał 18 lat, to sam zadecyduję.
Okropne rzeczy nieprawdziwe o mnie opowiadał. Pani Jędrychowska i
pani Zosia(?) ostro działały, (żebym mógł w internacie zostać). Już było
wiadomo, że będzie zmiana dyrektora. Wtedy ministrem szkolnictwa(?) był Adam Rapacki - on odwiedził internat i
zdecydował, żeby "go nie ruszać" ( tzn. miałem zostać w internacie).
Umiał się zachować. Uścisnął mi rękę.
Nowy dyrektor "z teczki"(tak się wtedy mówiło) okropne
rzeczy o mnie opowiadał ( tu chyba jest jakiś błąd ??) mojemu
przyszłemu teściowi, który przyjechał odwiedzić córkę w internacie. Ale ten( za
co go bardzo cenię) popatrzył na mnie i
powiedzial: "Ja w to wszystko nie wierzę".
Jak zdałem maturę, chciałem się spotkać z rodziną. I
zorganizowałem taki OBIAD. I wtedy wstałem, wszystkim podziękowałem i
powiedziałem, że teraz ja będę sobie radził. I wręczyłem takie
upominki....
.
Chciałem mieć kogoś bliskiego, ożenić się, załozyć rodzinę...
Jak był już ten nowy dyrektor, to takie pismo przyszło ... i on
chciał mnie namówic do.... Pani rozumie...
r/ Tak...... Może zrobimy przerwę, bo Pan się śpieszy do żony
na obiad. Możemy się spotkać np. o piątej,
tutaj.
PO PRZERWIE:
- Jean-Yves: Ja bardzo się cieszę, że miałem okazję być we
Francji i odwiedzić moją chrzestną matkę. Ona mi o Mamie opowiadała (one się
lubily). Teraz odwiedzam jej córkę, która ma już 70 lat, jest wiekowa.
W pażdzierniku czy listopadzie, pojadę na 50-lecie jej ślubu i będę na grobie
moich rodziców. Marie-Danielle to taka przybrana
siostra. MARIE DANIELLE BERTHELOT. Oni tu byli. Ja mam działkę pod Warszawą i taką "daczę".
r/ Teraz bym chciała, żeby Pan opowiedział trochę o swoich
studiach i o swojej pracy zawodowej.
- Jean-Yves: Dobrze. Ja chodziłem do szkoly im.Narcyzy
Zmichowskiej. To była szkoła bardzo elitarna - bardzo dobry poziom, nauczyciele
przedwojenni. Ja wspominam ich z taką "troska". To było, jak się
wchodziło do klasy...to było wstawanie.
r/ Uczniowie wstawali.
- Jean-Yves: Nie tak, jak
dzisiaj. Cisza. Był szacunek dla osoby i dla wiedzy. Wiedzy, która emanowala-
nie tylko wiedza na temat przedmiotu,
ale też ogólna. To było coś przepięknego. Dlaczego tak wspominam - nie żeby
się na kimś wzorować. Po raz pierwszy w Polsce był tam
Rozszerzony Program Jezyka Francuskiego. Miałem tam bardzo mądrą
kobietę - panią Martyniak.
r/ Ona była romanistką.
- Jean-Yves: Była też pani profesor Michałowska, której wnuczek
jest dziś ministrem przy Prezydencie.
Potem chodziłem do takiej dwuletniej szkoły Języków Obcych w
Warszawie- od 1966-1968r. Skonczyłem. Chciałem
mieć taki zawód - tam była też Korespondencja w języku francuskim. Nigdy
nic nie wiadomo- mogło się przydać.
Skonczyłem ją. Ożeniłem się. Ta osoba, z którą do dziś dzielę
życie - Bożena Piotrowska . Ja się porwałem na studia dzienne. Ona pracowała -
ja studiowałem. W związku z tym na szczęście ten majątek, co był we Francji -
pozwolił mi kupić mieszkanie na Saskiej Kępie w Spółdzielni. To już miałem swój kącik - 21 m2 - to było bardzo
ważne. Urządziłem
to
mieszkanie Obracałem się w środowisku młodzieży zamożnej. Już mogłem
powiedzieć "Chata wolna". Ożeniłem się. Po roku urodzł się syn.
r/ Jak ma na imię?
- Jean-Yves: Marek. Ma już 42 lata. I mam 2 wnuków, z których
jeden studiuje - ma już 22 lata, drugi jest młodszy - chodzi do szkoły
gimnazjalnej, prywatnej. Mojemu synowi się dobrze życie ułożyło - założył firmę
- nie będę mówił jaką. Mieszka w Milanówku - ma bardzo ładny dom. Jestem dumny
z niego. Nie musimy z żona mu pomagać.
Ja sam skończyłem Wyższe Studium Języków Obcych( WSJO ) ze
specjalizacją pedagogiczną. Obecnie nazywa się Studium Lingwistyki Stosowanej.
W latach 1968/69 pracowałem w Centrali Handlu Zagranicznego
CIECH. To była Chemia. Pracowałem w Siarce. To było bardzo proste.Wykonywałem
to szybko; potem było "markowanie" - siedzieć 8 godzin! Ukończyłem
wtedy pracę magisterską.
r/ jaki tytuł?
- Jean-Yves : .........................
Miałem propozycję wyjechania do Iranu- miałem tam być pół roku, a
dopiero potem sciągnąć zonę. Ale w końcu do tego nie doszło.
Potem zostałem konsultantem...(...........)
r/ Jak Pan układa wykład z okreslonym tematem?
- Jean-Yves: Ja wykładów nie mam. Prowadzę ćwiczenia.
"Formation des professeurs de Français". Ja widzę w ciemnych
okularach -francuski będzie drugim/ trzecim językiem obcym.
Na podstawie dokumentów, w ciagu 10 minut, student powinien
ułożyc plan, pozwalający stwierdzić, czy
inni w swoich pismach potwierdzaja to,
co ja myślę.
***************************************************************************
Witaj,
w serwisie http://www.wiadomosci24.pl/ znajduje się ciekawy artykuł.
Dziennikarze z XX Światowego Forum Mediów Polonijnych odwiedzili Osadę Zdrowia i Wypoczynku "Modrzewiowe Wzgórze" w Faściszowej, gdzie zapoznali się z jej działalnością i problematyką gminy Zakliczyn. Tutaj wręczono też uczestnikom dyplomy.
Zobacz całość:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/dziennikarze_polonijni_w_modrzewiowym_wzgorzu_w_fasciszowej_244019.html
Pozdrawiam,
jozefkomarewicz@tlen.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz